Rozdział czwarty, w którym zaczyna się nowy dzień
3 października 2009 r. Cholerna dziurka od klucza wirowała jak szalona i nawet na chwilę nie chciała, skubana, stanąć w miejscu, żeby Kuba mógł otworzyć drzwi. Właściwie nie tylko ona wirowała, bo gdy Kuba szedł po schodach bardzo szybko zauważył, że wirowała cała klatka i drzwi sąsiadów. Wspinaczka w takim stanie była naprawdę trudna, cud, że udało mu się pokonać wszystkie stopnie i nie skręcić przy tym nogi. Chociaż dwa razy się potknął. Za drugim razem, zresztą, uderzył głową w poręcz. Zasadniczo Kuba nie uważał się za jakiegoś imprezowicza, bo za bardzo nie ciągnęło go ani do kieliszka ani do baletów, ale, trzeba przyznać, że jak już szedł w miasto, to bawił się po mistrzowsku. Ludzie z jego roku byli świetni, a przynajmniej tak o trzeciej trzydzieści nad ranem sugerował mu zamroczony alkoholowymi oparami mózg. Czas spędził fenomenalnie, pił, tańczył, chyba palił papierosa, ale nie pamiętał. No i z nikim się nie pobił! Widzisz, świecie? To wcale nie było takie trudne — K...