Rozdział czwarty, w którym zaczyna się nowy dzień



3 października 2009 r.

Cholerna dziurka od klucza wirowała jak szalona i nawet na chwilę nie chciała, skubana, stanąć w miejscu, żeby Kuba mógł otworzyć drzwi. Właściwie nie tylko ona wirowała, bo gdy Kuba szedł po schodach bardzo szybko zauważył, że wirowała cała klatka i drzwi sąsiadów. Wspinaczka w takim stanie była naprawdę trudna, cud, że udało mu się pokonać wszystkie stopnie i nie skręcić przy tym nogi. Chociaż dwa razy się potknął. Za drugim razem, zresztą, uderzył głową w poręcz.
Zasadniczo Kuba nie uważał się za jakiegoś imprezowicza, bo za bardzo nie ciągnęło go ani do kieliszka ani do baletów, ale, trzeba przyznać, że jak już szedł w miasto, to bawił się po mistrzowsku.
Ludzie z jego roku byli świetni, a przynajmniej tak o trzeciej trzydzieści nad ranem sugerował mu zamroczony alkoholowymi oparami mózg. Czas spędził fenomenalnie, pił, tańczył, chyba palił papierosa, ale nie pamiętał. No i z nikim się nie pobił! Widzisz, świecie? To wcale nie było takie trudne — Kuba potrafił spędzić wieczór nie wdając się z nikim w pyskówkę i nie obijając mu gęby. Ani nie prowokując nikogo, żeby ten obił jego gębę. Nic trudnego!
Znużony i zirytowany staniem na klatce, która dalej kręciła się jak karuzela, Kuba w końcu przełknął fakt, że z tym zamkiem raczej mu się nie uda. Logika w tym stanie podpowiadała mu, że w takim razie musi zapukać i liczyć na to, że ktoś mu otworzy.
Kilkakrotnie uderzył otwartą dłonią w drzwi, a kiedy nic się nie stało, załomotał jeszcze głośniej, tworząc niezły rumor, który jeszcze przez chwilę niósł się po starej klatce schodowej.
— Ciii — powiedział do drzwi, przykładając palec do ust.
Gdy po kilku minutach nasłuchiwania nic się nie zmieniło, Kuba ponownie zapukał, dołączając jeszcze stopę i naprzemiennie kopiąc, i łomocząc, aż nagle coś zaszeleściło w mieszkaniu, potem uderzyło, powiedziało niekulturalne słowo i drzwi się otworzyły, a w przejściu stanął bardzo zaspany i potargany Tomaszewski.
Janek zamrugał, próbując wyostrzyć wzrok i skupić go na postaci stojącej w progu. Chłopak, jego nowy współlokator, wyglądał raczej nieciekawie, patrząc na jego nieświeże ubranie, w którym pewnie musiał nieźle zmarznąć, przepocone włosy i rozbiegane spojrzenie. Po prostu jak kupka nieszczęścia. Nijak to jednak nie przemówiło do sumienia Janka, który, gdy tylko zrozumiał, że to okropne, rozdzierające walenie do drzwi było sprawką tego gówniarza, natychmiast poczuł jak wzbiera w nim wściekłość.
— Czy ciebie Bóg opuścił?! — ryknął na stojącego przed nim chłopaczka. Aż samemu mu się głupio zrobiło, kiedy głos poniósł się po pustej klatce, odbijając się od okien. Jeżeli któregoś z sąsiadów nie obudziły wcześniejsze hałasy, to teraz już na pewno nie spał. — Ty wiesz która jest godzina? — zapytał już trochę ciszej, ale z nieukrywaną złością.
Brunet zatoczył się, podrapał po i tak mocno zwichrzonej czuprynie, i wybełkotał: 
— Nie mogłem otworzyć drzwi. — Po czym spróbował przejść przez próg, który wciąż okupował jego współlokator.
Janek z wściekłością zagryzł zęby i zagrodził mu przejście.
— Jesteś pijany? — warknął Janek przez zęby, na co chłopak podniósł dłoń do swojej twarzy i zbliżając palec wskazujący do kciuka, zmarszczył śmiesznie nos i zmrużył oczy.
— Tylko ociupinkę — powiedział, zmiękczając bełkotliwie spółgłoski.
— Posłuchaj, ty gówniarzu — zaczął Tomaszewski złowieszczym tonem. — Byłem na nogach cały dzień, a prawie od tygodnia nie przespałem spokojnej nocy — syczał. — Nie pozwolę, żeby byle jaki smarkacz…
— Zmarszczka ci się robi — przerwał mu Kuba.
— Co? — zapytał, momentalnie zbity z pantałyku Janek.
— O, tu — wyjaśnił brunet i jakby nigdy nic dotknął palcem twarzy drugiego chłopaka, tuż nad nosem.
Ten gest był tak niespodziewany i tak nagle zaingerował w osobistą przestrzeń Janka, że go na chwilę zamurowało. Urwał w pół zdania i patrzył na chłopaka, który nagle znalazł się bardzo blisko niego, wlepiając w niego swoje wielkie, krowie oczyska i chuchając mu alkoholowymi wyziewami w twarz.
— Dalej ładnie wyglądasz, ale nie aż tak ładnie — wybełkotał młody i zupełnie nic nie robiąc sobie ze zgłupiałej miny rozmówcy, nachylił się i pod jego ramieniem przecisnął w głąb mieszkania.
Musiała minąć długa chwila, zanim Janek oprzytomniał z szoku na tyle, żeby odwrócić się i ruszyć za swoim współlokatorem. Co się właśnie stało?
Niepomny mętliku, który zasiał w głowie blondyna, Kuba, przechodząc po kuchni skrupulatnie pozbywał się swoich rzeczy — najpierw na podłogę rzucił torbę, potem zsunął koło niej buty, a następnie ściągnął z siebie czarną bluzę i został w samym t-shircie.
— Ej, ej — zakrzyknął szybko Janek, żeby przerwać ten bałaganiarski precedens. — Od takich rzeczy masz swój pokój.
Chłopak podniósł na niego oczy, po czym potoczył wzrokiem po kuchennej podłodze. Widać było, że wciąż niezbyt kontaktował, co się działo.
— Ale co? — zapytał, chyba szczerze zdziwiony.
— Nie rób bałaganu — warknął blondyn.
— Ale jakiego bałaganu? — wybełkotał i ponownie spojrzał na podłogę.
Jankowi aż się jeżyły włosy na głowie od irytacji, którą wzbudzał w nim ten niepozorny chłopaczek. Czemu wszystko, co robił albo mówił, od razu powodowało, że miało się mu ochotę zasadzić kopa? Nie chcąc wchodzić z nim w dyskusję, tylko przewrócił oczami i dodał krótko: — sprzątnij swoje rzeczy. Nie mieszkasz tu sam.
— Że niby buty? — upewnił się drugi chłopak.
— No buty, buty! I bluzę i torbę! Co ty, w chlewie się chowałeś? Nie nauczyli cię rodzice chować swoich rzeczy na miejsce?
Chłopak wzruszył ramionami, jakby chciał przekazać, że jest mu wszystko jedno, po czym zatoczył się i przytrzymał filara. Zaśmiał się, pijackim zwyczajem, pewnie dziwiąc się, czemu podłoga nagle przestała być płaska.
— Zakręciło mi się — powiedział w gwoli wyjaśniania, na co Janek ponownie wywrócił oczami. — Ciebie serio tak złości te kilka rzeczy? Przecież to żaden bałagan.
— Dla mnie to jest bałagan. — Cała ta rozmowa powoli, ale skrupulatnie doprowadzała go do migreny. Naprawdę nie rozumiał, czemu ten dzieciak zmuszał go do gadania o takich głupotach, o czwartej nad ranem i to w dodatku jeszcze po tym, jak wyrwał go ze snu, bo był zbyt narąbany, żeby otworzyć sobie drzwi. Inne pytanie brzmiało, czemu Janek nie zrównał go jeszcze za to ziemią…
— Ale jesteś przewrażliwiony — bąknął pod nosem młodszy mężczyzna i lekkim slalomem poszedł zebrać swoje rzeczy. Nie bawił się z odwieszaniem ich na miejsce. Po prostu otworzył drzwi swojego pokoju i wszystko tam wrzucił, nie patrząc nawet gdzie wylądowało. Potem zatrzasnął drzwi, prawie się nimi nokautując, oparł się o nie plecami i spojrzał na Janka spod rzęs. — Głodny jestem — powiedział.
— To se coś zrób.
— Ale już nic nie mam — zamarudził chłopak.
— To masz problem — zawyrokował blondyn i obrócił się na pięcie z zamiarem powrotu do swojej sypialni. Jeszcze istniał cień szansy, że uda mu się zasnąć tej nocy.
— No Janek, no! — zakrzyknął jego współlokator. — Poczęstuj mnie czymś!
Na tę żałosną prośbę Janek tylko przewrócił oczami. Co on był, Czerwony Krzyż?
— Weź, obiecuję, że jutro wysprzątam całe mieszkanie!
 — I tak teraz twoja kolej — odpowiedział Janek z irytacją, łamiąc swoje własne postanowienie, że niezależnie od tego, co chłopak wymyśli, będzie go ignorował. — Wczoraj posprzątałam twój bajzel!
— Ano tak — zgodził się z nim młodszy. Kiedy blondyn obrócił się przez ramię, zobaczył, że rozbiegane spojrzenie chłopaka omiotło kuchnię, jakby dopiero teraz zreflektował, że jego bałagan zniknął. Nie było nawet roweru, który Tomaszewski sam stargał rano na dół, do piwnicy. To mu zresztą przypomniało, że później od razu dorobił współlokatorowi klucz, który będzie musiał mu jutro przekazać — bo dzisiaj i tak nie było już sensu. Marne były szanse, sądząc po tym jaki wciąż był pijany, że będzie coś z tej rozmowy pamiętać. — To posprzątam też następnym razem. Tylko daj mi coś, bo umrę z głodu. Od południa nic nie jadłem i burczy mi w brzuchu. Nie zasnę tak. Będę chodził po domu i cię budził. Niezłośliwie, z głodu. No weź. A jak do rana umrę? Będzie ci głupio — marudził w najlepsze, nadając jak katarynka.
Janek wziął jeden długi, w teorii uspakajający, oddech, a kiedy wypuścił powietrze z płuc, zdecydował, że wszystko jest lepsze niż to nieustanne, pijackie jojczenie.
Napięty i zły podszedł do lodówki, skąd wydobył truskawkowy dżem, a z chlebaka wyjął bułki, które zostały mu z kolacji, po czym położył to wszystko na stole przed chłopakiem wraz z talerzem i nożem.
— Dzięki! — Brunet posłał mu uśmiech i sięgnął po nóż. Od samego patrzenia jak ten miotał się z ostrzem, prawie odkrajając sobie palec, przy pierwszej próbie rozkrojenia bułki, Janek dostawał apopleksji.
— Daj to, niemoto — powiedział rozeźlony i zabrał chłopakowi nóż z ręki, po czym sam przekroił bułkę i z rezygnacją położył ją przed nim na talerzu. Przez chwilę rozważał wszystkie opcje, patrząc to na rozmówcę, to na nóż, po czym wstał od stołu i sięgnął po łyżeczkę. Do smarowania wystarczy.
Pijani ludzie byli albo bardzo irytujący albo bardzo śmieszni. Jego współlokator męcząc się ze słoikiem i łyżeczką, gdy niezbyt płynnymi ruchami próbował posmarować pieczywo, wzbudzał w Janku oba te uczucia na raz. Chłopak niepomny tego, że oprócz pieczywa posmarował przy okazji zarówno swój nadgarstek jak i nos, wziął się w końcu za jedzenie.
— Ale dobre! — wykrzyknął z pełną buzią. — Normalnie najlepszy dżem na świecie.
— Normalny. — Janek wzruszy ramionami, ale w głębi duszy zrobiło mu się miło, jak zawsze, gdy ktoś chwalił coś bezpośrednio związanego z jego rodziną. — Moja mama robiła.
Brunet na moment zamarł nad bułką i spojrzał na drugiego chłopaka, po czym wrócił do jedzenia. Przez chwilę było między nimi dziwnie, po czym młodszy wrócił do chwalenia przetworów Pani Tomaszewskiej.
— W życiu czegoś takiego nie jadłem — orzekł.
Janek pokręcił głową, bo niby jak to było możliwe?
— Twoja mama nigdy nie robiła dżemów? — U nich w Lulkach nie było kobiety, która sama nie robiłaby własnych przetworów.
Chłopak pokręcił głową, ale nie oderwał się od swojej bułki.
— Nie wiem, nie mi. — Na to blondyn aż uniósł brwi, bo co to miało niby znaczyć? — Może kiedyś robiła. Teraz nie żyje, to nie robi — uściślił chłopak, powodując momentalnie ogromne wyrzuty sumienia u swojego rozmówcy.
Przez dłuższą chwilę Janek po prostu milczał, bo naprawdę nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. W końcu wydusił z siebie: — Bardzo mi przykro — które nawet w połowie nie oddawały tego, jak źle się czuł z myślą, że w taki gówniany sposób wyciągnął to zwierzenie od swojego pijanego współlokatora. Zresztą, czy na takie wyznania można było w ogóle odpowiedzieć coś odpowiedniego?
— Mi też — podsumował brunet. — Ale bułka pyszna.
Kiedy zjadł już wszystko, co Janek przed nim postawił, oblizał palce, wstał od stołu i ruszył do swojego pokoju. Oczywiście talerza ani nie odniósł ani tym bardziej nie umył. Janek po raz kolejny przewrócił oczami, ale po wyznaniach chłopaka sprzed chwili nie miał serca go upominać.
— To jeszcze raz dzięki. I przepraszam, za wczoraj — dał w przypływie nagłej weny.
Janek kiwnął głową na znak, że dotarły do niego słowa. Nie miał zamiaru mówić jakichś idiotyzmów, jak „nic nie szkodzi”, bo obaj doskonale wiedzieli, że jednak coś tam szkodziło. I pomijając jedną rozmowę po pijaku i jedną bułkę z dżemem, nic się za bardzo między nimi raczej nie zmieni.
Kiedy głowa bruneta już prawie zniknęła za drzwiami jego sypialni, Jankowi przypomniało się jednak coś, o co chciał chłopaka zapytać.
— Czekaj, czekaj! — krzyknął.— Jak ty masz właściwie na imię?


***


Błażej był zadowolony jak nigdy. Wczorajszy wieczór nie mógł się skończyć lepiej, dlatego teraz wręcz rozpierała go energia. Była sobota, więc miał dzień wolny od swojej normalnej pracy, a do Iskry wracał dopiero wieczorem. Zjadł świetne śniadanie, a teraz wchodził właśnie do osiedlowej siłowni i czuł, że to będzie jego dzień.
Chłopak, którego zabrał ze sobą wczoraj z klubu był strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że wyglądał jak mokry sen każdego pedała, to jeszcze w łóżku był jak kociak w rui. Na samą myśl, jak wciskał wczoraj tego dzieciaka w materac aż skakało mu ciśnienie.
Błażej uwielbiał ciemnoskórych mężczyzn. Kiedy go wczoraj zobaczył, nie mógł przestać pożerać go wzrokiem. Od razu też wyczuł, że chłopaka to wcale nie peszyło a wręcz przeciwnie — sam odpowiadał na jego zainteresowanie. Nie miał w zwyczaju wyrywać swoich zdobyczy w miejscu pracy, ale po raz pierwszy od naprawdę dawna zaczął rozważać, czy nie warto było złamać tej zasady. Podczas imprezy kilkukrotnie dostrzegł go na parkiecie, czasem ich wzrok się krzyżował i wtedy Błażej czuł, że smarkacz tańcząc i kręcąc pupą, trochę bardziej niż przyzwoitość nakazuje, próbował wywrzeć na nim wrażenie. Wywierał, a jakże! Mało brakowało a to wrażenie wywarłoby nawet nacisk na jego spodnie…
Miał na niego ochotę cały wieczór, dlatego gdy tylko wyczekał moment, kiedy chłopak został sam w ogródku piwnym przed lokalem, od razu wysłał Łysego, żeby zrobił obchód po sali. Łysy co prawda trochę się wzbraniał, ale Błażej „Byku” Byczkowski nie był typem gościa, z którym można by dyskutować. Była to zresztą jedna z wielu cech, którą cenili w nim jego pracodawcy.
Ten chłopak, Oskar, jak się przedstawił, intrygował. Nie mówił zbyt wiele o sobie — z urywków zdań Błażej wiedział tylko jak miał na imię, gdzie, mniej więcej mieszkał i że mieszkał tam z kimś.
Na ogół nie gustował w rozbijaniu związków, ale ten dzieciak tak mu zakręcił w głowie, że nawet nie mógł myśleć o tym biednym frajerze, którego chłopak zostawił w domu. Cóż, każdy podejmuje decyzje za siebie i jeżeli Oskar chciał się przespać z Błażejem, to kim on był, żeby mu zabronić?
Wiedział też o nim, że był pełnoletni, chociaż na pytanie o wiek, chłopak uśmiechnął się kpiąco i odparł „jestem legalny”. Pocieszające.
Błażej uśmiechnął się do swoich myśli. Szkoda, że gówniarz zwiał, zanim zdążył się obudzić, bo liczył na powtórkę z rana. No ale musiał się zadowolić tymi trzema razami, które zdążył z chłopaka wycisnąć przed zaśnięciem.
Trzy razy! — pomyślał z uznaniem i pokręcił głową, żeby nie uśmiechać się do siebie jak wariat. Był już w szatni, gdzie przebierał się jeszcze jeden koleś, a nie chciał, żeby pomyślał sobie o nim niestworzone rzeczy.
Ale trzy razy to było coś, szczególnie, że z Iskry wrócili niedługo przed czwartą nad ranem, a pieprzyli się ze dwie godziny. Sam nie wiedział, która była, kiedy w końcu padli, ale musiało być późno, bo był prawie nieprzytomny z niewyspania. I z wyczerpania, bo Oskar był wulkanem energii.
Najbardziej lubił, gdy w łóżku facet był uległy, ale waleczny. A dzieciak chyba urodził się do tej roli, bo zapał z jakim go całował i popychał na wszystkie powierzchnie, na które tylko dało się pchnąć, był cholernie seksowny. Chociaż w życiu by się nie spodziewał czegoś takiego po takim chuchrze. To zdecydowanie była wada Oskara. Był stanowczo za chudy. Gdy go już rozebrał, nie sposób było nie zauważyć wystających żeber, zapadniętej klatki i zbyt szczupłych ramion i nóg. Ale wszystko to było obleczone apetyczną, czekoladową skórą, której pieszczenie sprawiało, że prawie wrzało mu w żyłach. I jego twarz! Matko, jaką on miał piękną twarz! Duże, cholernie seksowne usta, drapiąca od zarostu, ładnie zarysowana żuchwa i te zielone oczy. W życiu czegoś takiego nie widział, nawet nie wiedział, że to możliwe, żeby czarni mieli takie oczy. Ale z całą pewnością robiło to wrażenie.
Dzieciak był bestią w łóżku. Najpierw Błażej wziął go na szafce na buty, bo już na progu Oskar wpił się niecierpliwie w jego usta, bardziej je gryząc niż całując i ręką sięgnął do rozporka. Sapnął, gdy chłopak zaczął go pieścić i przez chwilę pozwolił mu przejmować inicjatywę. Po tym pchnął go do tyłu, a dzieciak uderzył pupą o wspomnianą szafkę. Nie cackając się za bardzo, Błażej złapał go pod tyłkiem i trochę unosząc, posadził na meblu. Żaden z nich nie był w nastroju do finezyjnych pieszczot, więc po prostu zabrali się za zrywanie z siebie ubrań, a później Błażej zostawił rozgrzanego chłopaka, żeby udać się na poszukiwanie kondomów i lubrykantu.
— Wracaj tutaj, ty dupku! — krzyknął Mulat, gdy Błażej łapał już za paczkę gumek. Zabawna była ta jego niecierpliwość… Żeby wbić szpilę chłopakowi zamiast od razu przejść przez korytarz, stanął w progu i opierając się o framugę, zmierzył dzieciaka badawczym i lekko kpiącym spojrzeniem. Doskonale sobie zdawał sprawę z aury drapieżnika, którą wokół siebie roztaczał. Nic dziwnego, że chłopak od razu stracił ten bezczelny uśmieszek. Nie spuszczając go z oczu, Błażej ruszył w końcu przed siebie, a gdy znalazł się przy chłopaku, oparł się dłońmi o ścianę, po obu stronach jego twarzy i zawisł tuż nad nim.
— Bądź grzeczny — upomniał cicho, patrząc na Oskara.
— Bo co, inaczej mnie nie wypieprzysz? — zakpił.
— Wypieprzę — zaprzeczył Błażej i zawiesił wzrok na wargach chłopaka. — Ale tak, że jutro nie będziesz chodził.
Na ustach Mulata ponownie zaigrał łobuzerski uśmieszek.
— A może ja właśnie tak lubię? — zapytał przekornie.
— Da się załatwić — odparł Błażej i wpił się władczo w jego usta, od razu wsuwając język do środka.
Pieprzyli się w przedpokoju, na tej szafce, tak, że obrazy pospadały ze ścian, a krzyki Oskara z pewnością pobudziły sąsiadów. Błażej nie był jednak w stanie upomnieć chłopaka, bo sam przeżywał swój orgazm, który odbierał mu zdrowe zmysły. Oskar wił się pod nim i wyginał, i sam nabijał się na niego z takim impetem, że szafka, na której siedział, co rusz przesuwała się w przód i tył.
Nie minęły jeszcze ostatnie dreszcze orgazmu, gdy chłopak zeskoczył na ziemię i z zaciekawieniem omiótł wzrokiem przedpokój, w którym właśnie uprawiali seks i kawałek pokoju, który było widać z korytarza.
— Ładnie tutaj — powiedział grzecznościowo, na co Błażej niekontrolowane parsknął śmiechem. Też mu się zebrało na podziwianie wystroju wnętrz.
Łakomym spojrzeniem zmierzył gołe pośladki dzieciaka, który bez cienia zawstydzenia stał właśnie w progu jego salonu, pozwalając, by wschodzące słońce otulało mu sylwetkę. Był piękny.
Podniósł wzrok na twarz chłopaka i zauważył, że on też mu się przyglądał.
— Zostajesz czy idziesz? — zapytał Błażej, mierząc go kalkulującym wzrokiem i nie ukrywał, że chętnie by go jeszcze nie puszczał.
Oskar zmrużył oczy w seksownym geście, udając, że się zastanawia.
— A co będę z tego miał, jeśli zostanę?
Błażej wzruszył ramionami. Nie był przekupą na targu, żeby zachwalać towar. Zamiast tego minął chłopaka i wszedł do pokoju. Oskar ruszył za nim.
— Powtórkę — powiedział w końcu, siadając na łóżku.
— No dobra — zgodził się chłopak i od razu zsunął się niżej, tak, że usiadł na kolanach Błażeja okrakiem. Pocałował go powoli w szyję. To było nawet przyjemne. Rozleniwiające… tyle że już po sekundzie chłopakowi wróciła wcześniejsza werwa — ręce powędrowały w dół ciała, a usta odnalazły jego wargi.
Byczkowski wsunął chłopakowi dłoń we włosy na karku i stanowczo odchylił jego głowę do tyłu, a Oskar posłusznie odsłonił szyję.
Ten chłopak miał w sobie więcej seksapilu niż wszystkie dupy z Iskry razem wzięte. Ale naprawdę wypompował go wcześniejszym numerkiem i Błażej potrzebował momentu, żeby dojść do siebie.
— Daj mi chwilę. Nie jestem pieprzonym nastolatkiem — powiedział, ale wbrew jego ostrym słowom, ton miał całkiem miękki.
Oskar uśmiechnął się na to i powoli omiótł jego ciało aprobującym spojrzeniem.
— Widzę — powiedział z uznaniem i bez ostrzeżenia pchnął go na materac, tak, że Błażej leżał teraz w poprzek łóżka, z Oskarem przyciskającym go swoim całym ciałem.
Co prawda taki szczypior jak on nie miałby realnej szansy, żeby Błażeja w tej pozycji przytrzymać, gdyby ten mu nie pozwolił, bo po jego stronie na korzyść działał jedynie element zaskoczenia, który teraz mieli już za sobą, niemniej jednak takie udawanie, że Oskar zdominował sytuację było bardzo pobudzające...
Chłopak nachylił się i pocałował jego klatkę, podrażnił jedną z brodawek językiem i przeniósł mokre pocałunki niżej. Gdy był już na wysokości podbrzusza, podniósł głowę i wyzywająco spojrzał Błażejowi w oczy, po czym wziął go w usta. Przy czymś takim, jak szybko stwierdził Błażej, facet zaskakująco szybko odzyskiwał siły.
Oskar nie pozwolił mu jednak skończyć w ten sposób, bo gdy Byku zrobił się ponownie twardy, sięgnął po nową gumkę i bez najmniejszego rozciągania, po prostu uniósł nieco biodra i sam się na niego nabił.
Błażej zastygł w bezruchu. Przypuszczał, że chłopak wciąż był śliski od poprzedniego razu, ale i tak to była chyba najseksowniejsza rzecz jakiej w życiu doświadczył.
Chłopak ujeżdżał go, cały czas przytrzymując się jego przedramion, tym samym ograniczając mu ruchy i nie pozwalając za bardzo na przejęcie kontroli. Wyginał się na nim i prężył, pozwalając zachłannie patrzeć, ale nie dotykać, a w Błażeju powoli budziła się frustracja.
Gdy obaj byli już blisko, Oskar na chwilę zwolnił ucisk, zarówno ramion jak i ud, więc Błażej niezwłocznie wykorzystał sytuację i podniósł się jednym, zwinnym ruchem, a kiedy tylko usiadł, złapał dłońmi za pośladki chłopaka i nabił go na siebie jeszcze głębiej. Oskar otworzył szeroko oczy, a jego usta rozwarły się w niemym jęku, jednak nie wydobył się w nich żaden dźwięk. Chyba zupełnie nieświadomy swoich odruchów chłopak przeniósł dłonie wzdłuż ramion Błażeja i zaplótł palce na karku, po czym oparł głowę w zagłębieniu jego ramienia.
— Dobrze? — zapytał chłopaka, mrucząc mu pytanie wprost do ucha.
Oskar nie odpowiedział. Zamiast tego po prostu zamarł, odrzucił głowę do tyłu i zakwilił, gdy jego ciało ogarnął słodki orgazm. Błażej scałował z jego ust każdy krzyk i jęk, a potem pozwolił sobie wbijać się w chłopaka dokładnie tak, jak lubił — dziko i ostro. Kiedy i jego ogarnęło spełnienie, zagryzł zęby na szyi chłopaka, nie wypuszczając chociażby krótkiego dźwięku.
Tym razem, kiedy skończyli, Oskar, cały spocony i zdyszany, padł koło niego na pościel, a sił starczyło mu ledwo, żeby narzucić na nich obu kołdrę. Błyskawicznie zasnęli, dociśnięci do siebie ramionami i biodrami, nie szukając nawet wygodniejszej pozycji.
Trzeci raz nastąpił, gdy Oskar wybudził go z tej drzemki. Błażej nie wiedział ile czasu minęło od ostatniego razu i ile tak naprawdę udało mu się przespać, ale piasek pod powiekami podpowiadał mu, że nie było to zbyt długo. Fizycznie czuł się wyczerpany, ale jego kutas miał zupełnie inne zdanie, bo gdy tylko chłopak zsunął powoli dłoń z jego klatki piersiowej na biodro, od razu, zdrajca, drgnął.
— Jeszcze ci mało? — zapytał zdziwiony.
Oskar w odpowiedzi wpił się łapczywie w jego usta. Gówniarz miał kondycję, trzeba mu przyznać… Chociaż tym razem zrobili to powoli i spokojnie. I pomimo iż nie było już tej palącej gorączki, która towarzyszyła im przy pierwszych dwóch razach, Błażej ze zdziwieniem odkrył, że wcale nie było mniej namiętnie. Tym razem to on docisnął Oskara do materaca, tak, że leżał na plecach, a Błażej zarzucił sobie jego nogi na barki i wisiał nad nim w tej pozycji. Z każdym pchnięciem zanurzał się w chłopaku coraz bardziej i cały ten czas patrzył mu w oczy, co raczej rzadko zdarzało mu się z jego jednonocnymi partnerami.
Nie był pewny czy to przez to, że tej nocy przeżył już dwa intensywne orgazmy, czy przez zmęczenie, czy po prostu przez chemię, którą dzielił z chłopakiem, ale, gdy spełnienie przyszło do niego po raz trzeci, czuł jakby eksplodowała mu głowa…
Kiedy obudził się następny raz, Oskara już nie było.
Po tym wszystkim zaczynał naprawdę żałować, że nie wyciągnął od chłopaka numeru telefonu. Coś czuł, że taki partner do łóżka nieprędko mu się trafi.
— Siema, Błażej — z zamyślenia wyrwał go znajomy głos.
— Cześć — przywitał się z Wiktorem, swoim ziomkiem z siłowni, bo właśnie wchodził na salę.
Miał do zrobienia trening na dziś, na którym musiał się skupić i nie mógł sobie pozwolić na rozpraszanie się myśleniem o jakimś dzieciaku. Nawet takim, jak Oskar.


***


Kuba jęknął przeciągle, gdy słońce zaświeciło mu prosto w oczy. Serio? Znowu? Musiał pomyśleć o zakupie jakichś rolet.
Powiedzieć, że czuł się fatalnie, to jakby nie powiedzieć nic. Głowa mu pękała, żołądek ściskał, światło raziło i chciało mu się rzygać.
Nie pamiętał jak wrócił wczoraj do domu. Był z Oskarem i ludźmi z roku na mieście. Chyba trochę tańczyli. Miał jakieś przebłyski dziewczyn na parkiecie i wielu, zbyt wielu kieliszków przy barze. A później pustka. Nie pamiętał z reszty nocy nic, oprócz… Janka. Matko, czy rozmawiał wczoraj z Jankiem, czy to był tylko jakiś pijacki sen?! Z wrażenia aż usiadł na łóżku, powodując nagły, przeszywający ból w głowie, który natychmiast wysłał sygnał do jego brzucha. Kuba zamarł, po czym zerwał się i na łeb na szyję pobiegł do łazienki, żeby tam zwymiotować. Opróżnił żołądek chyba ze trzy razy, zanim torsje ustąpiły, a on opadł tykiem na podłogę koło klozetu. Z oczu ciekły mu łzy, a głowa, jeżeli to możliwie, bolała jeszcze bardziej niż po przebudzeniu. Na samą myśl o czymś do jedzenia, ponownie zaciskał mu się żołądek, wolał więc nie kusić losu — jednak to oznaczało, że i tabletki przeciwbólowe musiał sobie na razie odpuścić.
Zbolały i chory postanowił, że zaszyje się w swoim pokoju i przeczeka tam najgorszego kaca.
— Dzisiaj już nie taki radosny? — zapytał jakiś wredny głos, gdy przechodził przez kuchnię.
Odwrócił głowę w jego stronę, trochę zbyt szybko, powodując, że przeszywające kolce migreny ponownie się pojawiły. Janek stał oparty ramieniem o framugę drzwi od swojej sypialni, a na ustach igrał mu wredny uśmiech.
— Co? — zapytał Kuba, bo szczerze, naprawdę nie wiedział o co chodziło drugiemu chłopakowi. Mógł się tylko domyślać, że wczoraj był wyjątkowo radosny
— No, dzisiaj już nie jesteś w takim humorze jak wczoraj — potwierdził jego myśli Janek.
Kuba tylko wzruszył ramionami, bo co miał na to powiedzieć? Bo, że nie był w humorze, to chyba każdy widział…
— I pewnie byś już chciał wrócić do łóżeczka i się wyspać, co? — pytał dalej blondyn, a jego kpiący ton nie znikał z głosu.
Na to kolejne głupie pytanie Dąbrowski tylko kiwnął głową, bo aż szkoda się było produkować.
— I pewnie nie byłbyś zachwycony, gdyby ktoś nagle zaczął walić do drzwi, bo nie może sobie poradzić z tak prozaiczną czynnością, jak użycie klucza? — zapytał ponownie i dopiero to pytanie zaświeciło jakąś lampkę w głowie Kuby. Czyżby wczoraj… o Jezu, chyba tak!
— Obudziłem cię — bardziej stwierdził niż zapytał, patrząc na chłopaka, z którego twarzy zniknął już kpiarski uśmieszek, zastąpiony zwyczajnym wkurzeniem.
— Obudziłeś — potwierdził. — Pewnie mnie i całą klatkę, bo tak nakurwiałeś w te drzwi. Coś ty sobie myślał, żeby tak się schlać i wracać w takim stanie do domu nad ranem? — zapytał już głośniej.
Kuba obronnie wyciągnął przed siebie ręce, bo chłopak wyglądał jakby ponownie chciał sobie wyjaśnić z nim pewne kwestie w bardziej fizyczny sposób.
— No upiłem się, sorry, daj spokój — powiedział na odczepnego.
— To ma być usprawiedliwienie? Ty poważny jesteś?
— No wyluzuj, nie jesteś moją matką — powiedział płasko. Głowa bolała go za bardzo, żeby podnosić głos i w ogóle nie był w zbyt dobrej kondycji, żeby wchodzić teraz w pyskówki ze swoim współlokatorem.
Janek jakby na moment zastygł, po czym opuścił wzrok na podłogę, zrobił kwaśną minę i już się nie odezwał. Dobrze, bo Kuba naprawdę nie miał na to siły.
— Nie mam na to siły — powtórzył po swoich myślach. — Możemy to odłożyć na kiedyś, najlepiej nigdy i dać sobie z tym spokój? — Janek tylko wzruszył ramionami. Widać było, że w głowie już szykował sobie jakąś pogadankę, ale Kuba nie miał zamiaru pozwolić mu jej wygłaszać. — W zasadzie, to w ogóle moglibyśmy sobie odpuścić, co? Pogodzić się?
Na to Janek podniósł już głowę, a jego spojrzenie na powrót przypominało tego zadziornego chłopaka, którego spotkał przedwczoraj w kawiarni.
— Niedoczekanie twoje — wysyczał Tomaszewski przez zęby.
Kuba zaśmiał się pod nosem, zupełnie bez humoru. Jezu, był zbyt skacowany na takie rzeczy. Planował wrócić do łóżka i przespać cały dzień i całą noc, dopóki znowu nie poczuje się jak człowiek.
— Jak chcesz — powiedział tylko i wrócił do swojej sypialni. Drzwi zamknął po cichutku.
Janek zagryzł zęby i wrócił do swojego pokoju po torbę. Musiał już wychodzić do pracy, bo o dziewiątej zaczynała się jego zmiana. Nawet nie próbował sobie wytłumaczyć skąd wzięła się z nim dziwna złość na drugiego chłopaka, że ten uniknął konfrontacji i po prostu zwiał. Bo przecież nie chodziło o to, że on lubił się kłócić…

***
Ada uśmiechnęła się z wdzięcznością do starszej pani, która przytrzymała jej drzwi wejściowej, tym samym wpuszczając ją do budynku. Gdyby nie to, dalej stałaby jak idiotka pod domofonem, próbując dodzwonić się do brata komórką, bo nie pamiętała numeru jego mieszkania. A ten głąb oczywiście dalej nie odbierał, tak jak zresztą nie odebrał wcześniej żadnego z jej połączeń. Najpierw trochę to olała, ale kiedy po piątym razie Kuba ani nie odebrał ani nie oddzwonił, zaczęła się o niego martwić. Była już prawie dziewiętnasta, a on dalej nie dał znaku życia i właściwie nie miała z nim kontaktu od wczorajszego smsa, gdzie odwoływał ich plany na wieczór. Dlatego, kiedy po raz szósty nie usłyszała w słuchawce głosu swojego brata, a jedynie sygnał sieci komórkowej, nie czekając dłużej, zarzuciła na siebie kurtkę i wskoczyła w pierwszy autobus, który jechał w kierunku Podgrodzia. Na dworze było parszywie zimno, bo jak na złość po południu zaczął padać śnieg. W cholernym październiku! Takie rzeczy to się mogły dziać tylko w Olsztynie, bo sprawdziła od razu pogodę i oczywiście w Wielkopolsce było cieplutko i słonecznie. Nie po raz pierwszy pluła sobie w brodę, że ze wszystkich miejsc na ziemi wybrała akurat Olsztyn. Ale pomimo swoich licznych wad, to miasto miało jedną podstawową zaletę — Paweł je kochał. A ona kochała Pawła. Więc zagryzała zęby na tę dziwną pogodę i wieczny chłód, nawet latem, na ten okropnie leniwy ruch uliczny, gdzie na zielonym świetle zdążyły przejechać góra trzy samochody, a na czerwonym stało się tyle, że można było korzenie zapuścić. Na te małomiasteczkowe, zaściankowe poglądy mieszkańców, brak fajnych miejsc na spędzanie wieczoru i nawet ogólny brak sklepów, jak dziewczynę naszło akurat na zakupy. Bo to wszystko nie było takie ważne jak facet, który czekał na nią co wieczór z herbatą, w ich wspólnym mieszkaniu. Facet, który mówił, że nie musi się malować, bo jest ładniejsza bez całego tego makijażu, który nie mógł sobie odpuścić, żeby nie klepnąć jej w tyłek, gdy przechodziła koło niego w samych gaciach i który mówił, że jest cholernie seksowna, gdy chodziła po domu w dresie. Facet, który by jej najlepszym przyjacielem i miłością życia jednocześnie. Te kilka wad Olsztyna można więc było przecierpieć. Szczególnie, że największą i właściwie jedyną, która naprawdę jej przeszkadzała, był brak rodziny blisko siebie — a nawet nie całej rodziny, tylko jej młodszego brata. No i teraz to miało się zmienić.
Była w stosunku do Kuby bardzo opiekuńcza, trochę jak kwoka, ale taką już dzielili dynamikę od dziecka. Może dlatego, że mieli raczej ciężką sytuację rodzinną — mama zmarła bardzo młodo, a ojciec… był trudnym człowiekiem. Na początku trochę pomagała im babcia, ale z wiekiem to raczej nią trzeba się było zajmować, a nie oczekiwać, żeby to ona zajmowała się kimś. Dlatego od najmłodszych lat Ada matkowała Kubie na każdym kroku, pomimo iż był między nimi tylko rok różnicy. Nawet jako mała dziewczynka zawsze miała gdzieś na końcu głowy swojego brata. Pilnowała go na podwórku i wciągała we wszystkie swoje zabawy. Później też nie potrafiła odpuścić i cały czas angażowała się w jego życie. Niektórzy mówili nawet złośliwie, że byli z Kubą zrośnięci biodrami. Ale on po prostu był dla niej najważniejszy na świecie. Ważniejszy nawet niż Paweł. A ona była najważniejsza dla Kuby. I dlatego w ogóle jej nie zdziwiło, gdy brat oznajmił jej w kwietniu, że chce studiować w Olsztynie. Bo podświadomie przeczuwała, że tak właśnie będzie.
Tym bardziej martwiło ją, że Kuba odciął się od niej na całą dobę. Nawet kiedy on mieszkał w Poznaniu a ona tutaj, nigdy nie zdarzało im się tak długo milczeć. Bardzo się martwiła, że coś się mu mogło stać — nie znał zbyt dobrze Olsztyna, a chociaż to nie było jakieś wielkie miasto, mógł gdzieś zabłądzić i się zgubić. Albo w ogóle mogło mu się stać coś złego…
Z pochmurną miną wspięła się po tych wszystkich nierównych schodach, na ostatnie piętro docierając z lekką zadyszką i zapukała do drzwi. Aż głupio, że nie mieli tutaj dzwonka.
Kiedy po dłuższej chwili nikt nie otworzył, zrezygnowana zapukał ponownie, ale powoli godziła się z faktem, że Kuby nie było w domu.
Dla pewności zapukała jeszcze raz, już właściwie odwracając się na pięcie, żeby odejść, gdy drzwi nagle się otworzyły.
— No nareszcie! — krzyknęła i zamarła, bo w progu nie stał Kuba, tylko jakiś obcy facet. — To ja się tutaj zamartwiam, a on się tak w nocy zabawia?
— Co? — zapytał naprawdę zdziwiony chłopak, stojący za drzwiami. — Kto?
— No mój brat! — krzyknęła oburzona. A ona się o tego gówniarza tak martwiła! Kto to widział, żeby jakiś fagas tak zakręcił w głowie, żeby o rodzonej siostrze zapomnieć?! — Już ja mu zaraz powiem do słuchu! — zagroziła i przepchnęła się przez drzwi, przechodząc koło skonsternowanego faceta.
— Ale kim jesteś? — zapytał po chwili, mierząc ją uważnym spojrzeniem.
— No, jego siostrą — odparła, przewracając oczami. No może ładny to on był, ale zdaje się, że głupiutki…
— Ale czyją siostrą, do cholery? — zapytał, a w jego głosie naprawdę dało się już słyszeć irytację.
Ada rozpięła kurtkę i odwiesiła ją na wieszak we wnęce za drzwiami i z uwagą przyjrzała się swojemu rozmówcy. Trzeba przyznać Kubie, że miał dobry gust, bo chłopak, którego puknął był zupełnie niczego sobie. W miarę wysoki, blondyn, z takimi uroczymi, rumianymi policzkami i lekko naburmuszoną miną. Ciacho. Sama by brała, jakby oczywiście nie była już zajęta, a on nie byłby gejem, który posuwał jej brata. Lub którego posuwał jej brat, nieważne.
— No Kuby — wyjaśniła w końcu i już sobie przysięgła, że jak chłopak zapyta „ale jakiego Kuby” to czymś w niego rzuci.
Chyba jednak ta odpowiedź była dla mężczyzny wystarczająco jasna, bo momentalnie stracił bojową posturę, ale za to jego mina stała się jeszcze kwaśniejsza.
— Mogłem się domyślić, że jesteś jego siostrą. Takiej pary wariatów to chyba świat nie widział.
— Ej! — zakrzyknęła oburzona. — Nawet mnie nie znasz.
Chłopak zmierzył ją znacząco od góry do dołu i odpowiedział: — Widziałem wystarczająco.
Przez chwilę Ada zastanawiała się, czy woli się na niego obrazić, czy olać sprawę i szybko doszła do wniosku, że nie ma co się złościć o taką pierdołę.
— Dzwonię do niego od rana, a on co? Nie mógł któryś z was po prostu odebrać i powiedzieć, że jesteście zajęci? — zapytała z pretensją.
Chłopak wzruszył ramionami. Dopiero teraz Ada zauważyła, że trzymał w ręku kurtkę, jakby zbierał się do wyjścia. Czyżby złapała go na gorącym uczynku, podczas zwiewania Kubie z łóżka?
— Nie mam w zwyczaju odbierać cudzych telefonów — powiedział krótko, a po chwili dodał: — zresztą ten bałwan zostawił telefon w kiblu, więc nawet jakbyś dzwoniła bez przerwy, to by nie usłyszał.
Ada pokręciła głową ze śmiechem, bo to faktycznie brzmiało jak jej brat. Czasami był z niego straszny gamoń.
— A Kuba śpi? — zapytała.
— Nie wiem, nie jestem jego niańką — burknął chłopak, na co Ada się zaśmiała. No ładny miał charakterek, nie ma co… — Ale pewnie śpi. Miał ciekawą noc — powiedział lekko sarkastycznym tonem, a dziewczyna aż się na niego zagapiła w szoku.
— Nie wątpię — powiedziała pod nosem, bardziej do samej siebie. Co jak co, ale ona by raczej nie opowiadała rodzeństwu swojej jednonocnej przygody, co wyrabiali w nocy… w sumie to nawet rodzeństwu Pawła by się wstydziła takie rzeczy opowiadać.  
— Chcesz herbaty? — zapytała po prostu, żeby zmienić temat. Przeszła do aneksu kuchennego, żeby nalać wody do czajnika, na co blondyn podniósł brwi w zdziwieniu. — Czy już uciekasz? — dopytała domyślnie. Nie chciała, żeby chłopak poczuł się przez nią przytłoczony. Jeżeli z Kubą łączył ich tylko jednorazowy numerek, to raczej nie miał ochoty na herbatki zapoznawcze z rodziną swojego partnera do łóżka. Ale, jak znała swojego brata, od wczoraj nie zaproponował swojemu facetowi nawet szklanki wody, już o jedzeniu nie wspominając. Kuba był pod tym względem strasznie niepraktyczny. Zawsze zapominał zrobić zakupy, ugotować sobie czegoś zawczasu i posprzątać. Zresztą, aż ciężko było uwierzyć, że w mieszkaniu było tak czysto. Widocznie Kubuś nie miał zbyt wiele czasu, żeby nabałaganić.— No, to jak z herbatą? Kuba ma tutaj zwykłą, ale w szafce widziałam też białą i jakąś owocową. Którą chcesz? — W ogóle nie czuła się skrępowana w kuchni brata, bo właściwie odnajdywała się tam jak u siebie. Odkąd Kuba wprowadził się na Profesorską, spędziła w tej kuchni już kilka dobrych godzin. Głównie na rozpakowywaniu rzeczy brata, ale poświęciła też trochę czasu na przewertowanie zawartości szafek drugiego lokatora. Tomaszewski, bo tak się chłopak nazywał, wykazywał zaskakująco dobry gust w kwestii herbat.
Na ustach chłopaka zatańczył mały uśmieszek, kiedy patrzył na Adę jakoś tak dziwnie. Przez chwilę wyglądał jakby po prostu chciał wyjść z pokoju i w ogóle nie uraczyć rozmówczyni odpowiedzią, ale nagle pokręcił głową, uśmiechnął się do siebie i usiadł przy stole.
— Może być pigwowa — powiedział i tym razem była kolej Ady, żeby się zdziwić. Czyli jednak Kuba zaproponował już herbatę, skoro chłopak wiedział, co kryło się w szafkach. — W sumie to zbierałem się do sklepu, ale mogę to trochę odwlec. Aż tak mi się nie spieszy z kolacją. A jakbyś była głodna, to ostrzegam, że lodówka jest pusta.
W milczenia nastawiła czajnik i przygotowała dwa napoje, po czym przeniosła się z kubkami do stołu i usiadła na przeciwko blondyna. Było coś dziwnego w tym obrazku, prawda? Czy ten facet sugerował właśnie, że zrobi zakupy i później wróci do mieszkania Kuby? Więc może to wcale nie była jednonocna przygoda, tylko coś poważniejszego? Ale kiedy to mogłoby się stać, przecież Kuba nic jej nie mówił...
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, bo Ada naprawdę nie miała pojęcia o czym miałaby z chłopakiem rozmawiać, a ten z kolei nie wydawał się nawet trochę przejęty, że zapadła pomiędzy nimi taka krępująca cisza. Czyli całe brzemię podtrzymywania rozmowy spadało na Adę.
— Więc — zaczęła, panicznie szukając w głowie jakiegoś punktu zaczepienia. — Długo mieszkasz w Olsztynie?
Chłopak zmierzył ją kpiącym spojrzeniem.
— Dwa lata — odpowiedział, a jego ton sugerował, że nie mogła wymyślić już bardziej sztampowego tematu.
— I co, podoba ci się tu? — zapytała płasko.
Blondyn wzruszył niedbale ramionami.
— Jest ok — odpowiedział. — Tylko mam pecha do współlokatorów — dodał po chwili sarkastycznie.
Ada posłała mu zachęcający uśmiech. Co prawda sama nigdy nie dzieliła stancji z kimś obcym, bo od początku mieszkała razem ze swoim chłopakiem, ale słyszała różne historie....
— I co, trafił ci się dupek? — zapytała gawędziarsko, na co chłopak zaśmiał się krótko i głośno.
— Najgorszy — odpowiedział i posłał jej rozbrajający uśmiech. — Bałaganiarz i awanturnik.
— Oj. — Ada przybrała współczującą minę. — Fatalne połączenie. Może niedługo wyleci ze studiów — pocieszyła. — A jak nie, to zawsze możesz zepchnąć go ze schodów! — dodała w nagłym przypływie wisielczego humoru i wyszczerzyła zęby do rozmówcy.
Blondyn spojrzał na nią, udając oburzenie.
— I nie byłoby ci szkoda? — zapytał z dziwną miną, na co Ada wzruszyła ramionami.
— Awanturnika i bałaganiarza? Wcale! — Zaśmiała się.
— Słuchaj, Ada, bo masz na imię Ada, tak? — zapytał blondyn, na co ona tylko kiwnęła głową na potwierdzenie. — Wydajesz się być całkiem… nienajgorszym człowiekiem. Dziwnym, ale nienajgorszym. Może namówisz brata, żeby się wyprowadził? — zapytał wprost i jego twarz wyglądała naprawdę szczerze.
Ada się zdziwiła, bo to było… no dziwne. Czy on właśnie chciał przekonać jej brata, żeby razem zamieszkali? Nie było na to trochę za wcześnie? I co ona właściwie miała mu odpowiedzieć?
— Wiesz… Wydaje mi się, że to jest raczej temat, który powinieneś omówić bezpośrednio z Kubą — zaczęła niezręcznie. — Posłuchaj… Jak w ogóle masz na imię? — zapytała, bo chłopak faktycznie jeszcze nie mówił.
Blondyn ponownie posłał jej dziwne spojrzenie, po czym wyciągnął przed siebie dłoń.
— Jestem Janek. Janek Tomaszewski — przedstawił się i Ada momentalnie zamarła. Niech to dunder świśnie! Tomaszewski. Jak nowy współlokator Kuby... O matko! Czy ona go właśnie wyoutowała? Myślała gorączkowo, próbując przypomnieć sobie czy powiedziała coś, co definitywnie zdradziłoby jej brata, ale chyba nie, prawda?
I co ona miała teraz zrobić?
Po chwili zawahania postanowiła grać dobrą miną do złej gry i nie przyznawać się nawet przez chwilę, że wzięła Janka za kochanka Kuby. W końcu nie było szans, żeby Janek wiedział, jaką komedię omyłek właśnie odegrali, nie?
— Więc… Janek. Jak się wam razem mieszka?
Janek ze zdziwieniem podniósł wzrok na dziewczynę, bo mógłby przysiąc, że chwilę temu pobladła nagle i wydawała się nawet jakby wystraszona, ale nie był najlepszy w odczytywaniu ludzi. Zresztą, nie był najlepszy w niczym związanym z ludźmi.
— Fatalnie — odpowiedział na pytanie dziewczyny. — Tak jak już mówiłem. Twój brat to egipska plaga. Brudzi, hałasuje i budzi mnie w nocy. A mieszkamy razem dopiero od doby.
Ada mrugnęła zdziwiona. Ach, no tak. Awanturnik i bałaganiarz… czyli jej młodszy braciszek. No to faktycznie trochę by jej było go szkoda zrzucić z tych schodów…
— Nie no, nie może być aż tak źle — zaczęła obronnie, ale Janek jej przerwał.
— Dzisiaj wrócił napruty o czwartej nad ranem i walił w drzwi, dopóki mnie nie obudził, bo nie mógł poradzić sobie z kluczami — oznajmił, zakładając ramię na ramią, a mina Ady widocznie oklapła.
Siedzieli przez chwilę w niezręcznej ciszy, dziewczyna lekko zgarbiona, a Janek, po chwilowym tryumfie, że mógł swojemu gościowi wygarnąć, poczuł się nagle dość źle sam ze sobą. Już żałował, że nie powiedział po prostu, że wszystko jest ok.
— Słuchaj — zaczęła. — Ja wiem, że mój brat jest czasem trudny. I że straszny z niego bałaganiarz. Ale daj mu szansę, a zobaczysz, że to całkiem fajny chłopak. Martwi się o innych, lubi pomagać. Jest bezinteresowny. O, i umie nie najgorzej gotować — zachęcała, ale Janek tylko prychnął. Żadne gotowanie nie wynagrodzi mu takiego bałaganu jaki Kuba ostatnio zostawił. — Serio, na początku może się wydawać rozpuszczonym gówniarzem, ale to naprawdę fajny facet. Tylko jeszcze dzieciak. Masz młodsze rodzeństwo?
Janek kiwnął głową.
— Więc wiesz jak czasami łatwo jest takiego bachora rozpuścić, a potem trzeba za niego chodzić i przepraszać, nie? — zapytała, a w odpowiedzi Janek już naprawdę się zaśmiał.
— Coś tam wiem — powiedział.
— No więc właśnie. To co, weźmiesz na niego poprawkę? — poprosiła.
Chłopak przez chwilę milczał, dopijając swoją herbatę. Po czym wstał i wstawił swój i jej pusty kubek do zlewu.
— No weź, Janek. — Dziewczyna zrobiła słodkie oczy i wgapia się w niego prosząco. Jeśli było coś, co potrafiło zmiękczyć nawet najbardziej zatwardziałego gbura, to był to błagalny uśmiech Adrianny Dąbrowskiej.
I faktycznie, po chwili blondyn się zmieszał, pokręcił głową, podrapał po nosie, prychnął, westchnął i Ada już wiedziała, że wygrała.
— Słuchaj… może... Spróbuje go nie zabić. Tyle mogę ci obiecać.
Dziewczyna w odpowiedzi posłała mu promienisty uśmiech.
— O nic więcej nie proszę! Dobra, to ja się zbieram, tylko najpierw zajrzę do pokoju tego pijaka i sprawdzę, czy żyje. Nie musisz mówić mu, że byłam. Jutro i tak planuję zrobić mu z dupy jesień średniowiecza, to wtedy mu powiem.


***


4 października 2009 r.

Janek przerzucił torbę na drugie ramię, bo wciąż spadała podczas marszu i niewygodnie mu było trzymać w drugiej dłoni telefon. Odkąd wrócił do Polski nie miał jeszcze czasu, żeby zadzwonić do mamy i dłużej z nią porozmawiać. Oczywiście napisał jej smsa po tym, jak już wylądował i drugiego, gdy dojechał do Olsztyna, ale to by było na tyle. Aż głupio mu było, że ciągle to odkładał, bo jego rodzicielka na pewno zamartwiała się o niego, jak szalona. Przez lwią część wakacji mieli dość ograniczony kontakt, bo telefony do Anglii były naprawdę drogie i poza sporadycznym meldowaniem, że u niego wszystko w porządku, raczej mało rozmawiali. Chociaż kilka razy mieli wideo-rozmowę na skypie, kiedy Janek odkrył, że w pobliżu jego mieszkania jest kafejka internetowa. Sam był tym faktem zdziwiony, bo już nawet w Polsce ciężko było znaleźć taką relikwię przeszłości, ale, o dziwo, uchował się jeden taki przybytek w Londynie, jakby czekał specjalnie na niego.
W każdym razie, odkąd przyjechał, czas pędził jakby szybciej — wszystkie te przeboje ze spóźnieniem na samolot, nowym współlokatorem, pracą i wciąż lekko na niego obrażoną Karoliną sprawiły, że po prostu nie miał kiedy zadzwonić. Zresztą teraz też nie miał zbyt wiele czasu — właśnie szedł do pracy. Ale jako, że do rozpoczęcia jego zmiany jeszcze trochę zostało, postanowił, że może ten moment jakoś produktywnie wykorzystać. I tak od ponad trzydziestu minut wisiał na linii z Lulkami — bo zasadą już było, że kiedy dzwonił do mamy, rozmawiał z każdym po kolei — z mamą, tatą, babcią Anielą, Zosią, Mateuszem i Kamilem, a potem na ogół znowu z Zosią, babcią i mamą. Omówili już wszystkie regularne tematy — czy Janek dobrze je, czy się nie przepracowuje, czy starczy mu pieniędzy i czy się aby nie zakochał, a potem po kolei każde z dzieciaków zdało mu krótką relację ze swoich wakacji i opowiedziano jak wyglądał początek szkoły, gdzie szczególnie przejęty był Mati, bo w tym roku poszedł do pierwszej klasy. Babcia obgadała życie towarzyskie całej wsi, szczególnie skupiając się na nielubianej sąsiadce, a rodzice opowiedzieli mu z grubsza o tegorocznych żniwach i podsumowali co się działo przez ten czas na gospodarce, i co słychać w ich pracach. Kiedy telefon ponownie wrócił do mamy i Janek upewnił się, że kobieta znajdowała się poza zasięgiem słyszenia reszty rodziny, w końcu zapytał o Zosię.
Jego mama przez chwilę ciężko milczała, po czym podjęła temat już zupełnie innym tonem, niczym nieprzypominającym lekkiej paplaniny, którą prezentowała jeszcze chwilę wcześniej.
— Nie jest dobrze, Jaśko. Byliśmy na badaniach w Olecku i na razie lekarze nie chcą ani niczemu zaprzeczyć, ani potwierdzić. Wysyłają nas znowu do szpitala dziecięcego w Olsztynie, a wiesz co to oznaczało ostatnim razem.
Janek zagryzł zęby i nagle zwolnił kroku, powodując, że idący za nim ludzie musieli go nagle wyminąć, żeby na niego nie wpaść. Oburzeni przechodnie nie mogli go mniej obchodzić. Nieprzytomnie zszedł z chodnika w stronę pobocznego murku, o który się oparł tyłkiem i ciężko zwiesił głowę, a telefon jeszcze mocniej wcisnął w ucho.
Wiedział, co to oznaczało ostatnio — wykrycie komórek nowotworach w jelitach Zosi. Najpierw chemioterapia, później dwie ciężkie operacje. Prawie półtorej roku niepewności, jeżdżenia po szpitalach, zapożyczania się, gdzie się dało, walki o życie jego małej siostrzyczki…
Choroba była w remisji od prawie trzech lat. Mała była wtedy taka dzielna, taka odważna, podczas gdy reszta z nich załamywała się jedno po drugim. I teraz miało ich to spotkać ponownie?
— Zosia już wie? — zapytał w końcu, a jego glos lekko się załamał.
— Wie, że musimy jechać do Olsztyna na badania. Nie mówiłam jej dlaczego, ale myślę… wiesz jaka ona jest.
Janek wiedział. Zosia była bystra jak jasna cholera, aż za bystra dla własnego dobra.
— Myślę, że się domyśla. Ale nie pytała. A ja nie wiem, co miałabym jej powiedzieć. Przynajmniej na razie, wiesz… dopóki sami nie wiemy.
— Tak — powiedział od razu chłopak, próbując nadać swojemu głosu pewniejszego tonu. Nawet jeżeli sam poczuł się przyciśnięty do ziemi, nie chciał dodatkowo dołować swojej mamy. — Na razie nic nie wiadomo. To nie musi być to. Kiedy wcześniej rozmawialiśmy mówiłaś, że w jelicie znaleźli tylko jakieś zmiany, i to nawet nie wygląda tak, jak ostatnio. To może być coś innego. Niegroźnego. Nie ma co się martwić na zapas — przekonywał.
Być może jego ton podniósł trochę mamę na duchu, a być może po prostu pani Danusia stosowała dokładnie taką samą taktykę jak on, ale gdy odpowiadała, jej głos brzmiał o wiele bardziej dziarsko.
— No właśnie, nie ma co biadolić na zapas. Będziemy się martwić, jak już dojdziemy do tego punktu. Teraz są inne zmartwienia. Mati ma pasowanie pierwszoklasisty. Kamilek chyba będzie musiał nosić aparat, a ojca znowu łupie w krzyżu, ale ta stara cholera nie chce iść do lekarza.
Janek zaśmiał się na opowieść matki, chociaż między Bogiem a prawdą wcale nie było mu zbyt lekko na duszy. Ale mama miała rację. Jeżeli czegoś ich choroba Zosi nauczyła, to tego, że trzeba żyć tu i teraz, a wszystkie problemy brać pojedynczo, jak leci. Na martwienie się na zapas już po prostu nie było w ich życiu miejsca.
— Ale waśnie, Jaśko, przypomniało mi się — dodała jeszcze jego mama. Będziemy jechać do tego Olsztyna, co ci mówiłam, za dwa tygodnie, w poniedziałek dokładnie — powiedziała. — Możemy ci wtedy podrzucić chłopaków? — zapytała, ale zanim Janek zdążył cokolwiek odpowiedzieć, już mówiła dalej. — Bo wiesz jak to z babcią, zaraz jej dzieciaki na głowę wejdą, tak jak to było, kiedy została z nimi sama ostatnim razem. A Zosia ma zostać na noc. My z tatą sobie wykupimy hotel na Żołnierskiej, taki wiesz, dla rodziny pacjentów, pokoik z łazienką na piętrze, ale chłopaków to byśmy tobie podrzucili, co?
— Jasne. — Chłopak zgodził się od razu, kiedy tylko wyczuł, że mama już pozwoli mu się wtrącić. Nie miał nic przeciwko zaopiekowaniu się swoim młodszymi braćmi, szczególnie, że nie widział ich od czerwca. Musiał tylko ustalić z Karoliną, że potrzebował wtedy wolnego. No i uprzedzić Kubę.
— No dobra, dzieciaku — powiedziała jego mama. — To dobrze, fajnie. A ty daleko masz jeszcze do tej swojej pracy? Bo mówiłeś, że o jedenastej zaczynasz, a już za pięć?
Janek zerwał się z murku jak oparzony. Cholera, znowu się spóźni!

___________

Cześć  i czołem! 
I jak Wam się podoba pijany Kuba? Może niektórzy z Was już wiedzą, bo żaliłam się pod ostatnim rozdziałem, ale mam pewien kompleks na tym punkcie. Także czekam na Wasze opinie :)
No i mam nadzieję, że spodobała Wam się druga scena ;) 

Ten rozdział bardzo, ale to bardzo nie chciał dzisiaj do Was przyjść, a wie o tym moja przekochana beta Avet, która musiała betować czwórkę dwa razy, bo za pierwszym razem mój Word zjadł komentarze, dlatego podwójnie Ci dziękuję za Twoją ciężką pracę i czas! 
I drugie podziękowania lecą do Inertii, której właściwie cały tydzień płaczę nad tym rozdziałem, najpierw jak się nie chciał pisać, a potem nad upartą technologią. Dziękuję, że słuchasz, pocieszasz i jeszcze komentujesz, żeby później było mi raźniej. Jakbyś mnie nie zachęcała, to bym nie dała rady.

Co do piątego rozdziału... piszę go. Przydałby się jakiś doping ;)



Komentarze

  1. Błażej, jak ty mnie zaimponowałeś *,*
    Już Ci to mówiłam, ale to jak do tej pory najlepszy rozdział, jaki napisałaś (a poprzeczkę postawiłaś sobie wysoko). Choć akcja nie rwie do przodu, nie ma pościgów ani wybuchów, to i tak wszystko czyta się jednym tchem, bo poruszyłaś tyle nowych wątków, że aż nie wiadomo, na czym się skupić. Tak się strasznie wszystkim ekscytowałam.
    Błażej to obecnie mój numer jeden - także nie popsuj mi go za bardzo. :D
    Ta scena z Oskarem była idealna. Niby erotyczna, choć w zasadzie gdy ją czytałam, to te aspekty seksu odeszły na drugi plan. To niesamowite, jak to opisałaś.
    A Kuba... powinien pić częściej. Bo Janek to się miękka buła (he he) okazała. To było urocze, jak mu tak zrobił kanapkę z własnym dżemem i jeszcze sobie normalnie podyskutowali.
    Ta Ada to jest taka głupiutka. :D Ostatnie o czym bym chyba pomyślała w podobnej sytuacji, że obcy facet otwierający drzwi, to kochanek brata. Serio nie przyszło jej do głowy, że to po prostu współlokator? :D
    No... choć z drugiej strony nie ma się co dziwić. Nawet ona wie, że Janek i Kuba skończą razem <3
    Ta kwestia z siostrą Janka bardzo mnie poruszyła. Dobrze, że chłopak trzyma się ze swoją rodziną i interesuje się sprawami w domu. Mam nadzieję, że nie pozwolisz za bardzo skrzywdzić Zosi. Choć z drugiej strony nie mogę się doczekać, aż Janek zorganizuje w swoim mieszkaniu przedszkole. Widzę potencjał w takiej scenie. :D
    Awww, no i dzięki za podziękowania (czy mi się wydaje, czy ja mam problem z powtórzeniami?). Ale uważam, że są zbędne, bo to taka symbioza między nami. Ty jęczysz mi, ja jęczę Tobie, narzekamy, jakie to beznadziejne jesteśmy, a potem prawimy sobie komplementy. Układ idealny. :D
    To chyba tyle.
    Życzę weny! (już ja Cię zmotywuję do pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Teorio, jak Ty mnie rozpieszczasz tymi komentarzami ^^
      Tak jak ostatnio rozmawiałyśmy, doskonale po nas widać, które postaci lubimy najbardziej, a ja mam słabość do Błażeja. Gdyby nie to, że jestem w szczęśliwym związku i że Błażej jest gejem, to byłby mój. No i jeszcze to, że go wymyśliłam. To też mógłby być potencjalny problem :D
      No ale nikt nie jest idealny i Błażej też ma swoje za uszami. Także postaram się tego nie popsuć, ale kto wie, czy spodobają Ci się jego wybory i reakcje na to, co dla niego szykuję.
      Dzięki za to, co napisałaś o scenie z Oskarem, zarówno tutaj jak i prywatnie, z całą pewnością to zdanie, które zrobiło mi dzień gdzieś jeszcze w tekście wykorzystam :D
      I strasznie śmiesznie się czyta, że Ada jest głupiutka, szczególnie, że wiem jaka czeka ją przyszłość. Pozwól, że Ci przypomnę o tym komentarzu za jakieś pół roku, kiedy zacznę już pisać drugi tom ;)
      Niezależnie od naszej symbiozy i niezależnie od tego, kto będzie komu marudził w przyszłości, należą Ci się szczere podziękowania za to wszystko co mi powiedziałaś w zeszłym tygodniu, podczas moich napadów histerii. Pomogło jak mało co ;)
      Dziękuję Ci ślicznie za komentarz (i tysiące innych rzeczy też) i mentalnie zmuszam do pisania Grilla, bo już bym go chętnie przeczytała dalej!
      Naru

      Usuń
  2. No i tak to się dzieje kiedy ludzie dopiero się odkrywają. :) Historia dalej się toczy równie ciekawie i czasem zabawnie kryjąc w sobie wiele mądrości. Bardzo ją lubię i bardzo kibicuje. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Me.! (dobrze zapisałam? ;D)
      Dziękuję bardzo za komentarz i że tak się wczytujesz w tekst, że dostrzegasz tam jakieś mądrości. Serio się cieszę, że pod tą warstwą śmieszków i romansików widać coś więcej.
      Jakoś ciężko do swojego tekstu złapać dystans i czasami autorzy sami nie są pewni, czy to co chcą przekazać widać, czy to siedzi tylko w ich głowach. Także każdy taki komentarz utwierdza mnie w przekonaniu, że robię coś dobrze :)
      Poza tym ostatnio cierpię na komentarzowy głód, a Twój komentarz jest jak upragnione powietrze! :D
      Dziękuję i pozdrawiam!
      Naru

      Usuń
  3. Pisz pisz słońce, bo nie mogę się doczekać dalszych losów chłopaków, zresztą sama wiesz jakie rozważania przyszłościowe snułam w trakcie czytania ^^ rozpieszczaj nas regularnymi rozdziałami o równie wysokim poziomie jak ten ;)
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omleciku! Jak już Ty komentujesz, to muszę naprawdę ostatnio marudzić na ten bark komentarzy, co? ;)
      Jakby sprawę przyszłości chłopaków mamy już obgadaną, także wiesz co i jak, ale dodam, że zawsze bardzo cenię te nasze rozmowy i rozważania okołofabułowe.
      Btw, dla wszystkich, którzy mogliby tego nie wiedzieć, Omlet to moja beta i to jej jesteście winni wszystkie podziękowania za uparte i niestrudzone wkopywanie przecinków na swoje miejsce i hardą walkę z literówkami :) I jeszcze parę innych rzeczy :D
      Dziękuję Ci ślicznie za komentarz, za pomoc, za to, że jesteś i w ogóle za wszystko!
      Buziaki,
      baru ^^

      Usuń
  4. Hejeczka,
    może jednak się coś zmieni między chłopakami, no bo nawet spokojnie rozmawiali choć szkoda że Kuba raczej nic z tego nie bedzie pamiętał a rozmowa z Adą och czyżby Janek nie wyłapał że Kuba jest gejem, a Błażej i te przemyślenia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz