Rozdział drugi, w którym wszyscy są niezadowoleni
1 października 2009 r.
O osiemnastej zamknęli kawiarnię i po krótkim
ogarnięciu lokalu, Janek poszedł do domu. Karolina była na niego wściekła i gdy
już zbeształa go od góry do dołu zaraz po tym jak klient, z którym wdał się w
pyskówkę wyszedł, nie odezwała się do niego już ani słowem.
W sumie było to Jankowi na rękę, bo sam czuł się podle
i nie potrzebował jeszcze słuchać jak głupio się zachował. A zachował się
naprawdę głupio…
Na ogół był całkiem poukładanym facetem, spokojnym,
nawet uczynnym. Pomagał starszym ludziom, przepuszczał kobiety w drzwiach —
mama dobrze go wychowała. Tylko czasami, zupełnie niezależnie od swojej woli,
upierał się przy czymś jak osioł i wychodziły z tego takie idiotyczne kłótnie,
jak ta dzisiaj.
Ale nic nie mógł poradzić na to, jak ten dzieciak go
zdenerwował! Co za gówniarz!
Podsumowując zdarzenia ostatniej doby, Janek nawet się
sobie nie dziwił, że w końcu wybuchł — złość buzowała w nim już od momentu,
kiedy John zagroził, że nie wypłaci mu pensji. Spóźnienie na samolot i bałagan,
który zastał w mieszkaniu po powrocie dodatkowo go podjudziły. A jeżeli dodać
do tego wszystkiego niewyspanie i brak porządnego posiłku od ponad dwóch dni,
otrzymywało się mieszankę wybuchową. Dzieciak miał po prostu pecha być w złym
miejscu, o złej porze i stał się katalizatorem skumulowanej złości Janka.
Chociaż swoje też miał za uszami, bo był bezczelny w swoim zachowaniu... najpierw
gapił się na niego przez pół wieczoru, powodując, że Janek co rusz szedł na
zaplecze, sprawdzając czy nie miał czegoś na twarzy, a później posłał mu tak
pogardliwe spojrzenie, jakby Janek był jakimś człowiekiem gorszego sortu.
— Ty od tego jesteś... też coś — prychnął blondyn pod
nosem i z Warszawskiej skręcił w Profesorską, wciąż rozpamiętując niezbyt miłe
słowa, które rzucił mu chłopak wcześniej tego dnia.
Czy on serio tak wiele wymagał, żądając odrobiny
szacunku? Może i dorabiał sobie, pracując w kawiarni, ale był takim samym
studentem jak większość klientów zaglądających do Kofiszota. Tymczasem przez
ostatni rok naoglądał się więcej takich sytuacji niżby mógł zliczyć — bananowe
dzieciaki, które przez całe studia jechały na finansach rodziców i które
brzydziły się pracą, jakby to była jakaś choroba zakaźna, czuły się panami
świata i w związku z tym miały silną potrzebę, żeby pokazać wszystkim dookoła
swoją wyższość. Jakby miała im korona z głowy spaść, gdyby odłożyli po sobie
kubki na okno z brudnymi naczyniami, czy tak, jak w dzisiejszym przypadku —
posprzątali bałagan, który sami zrobili.
No chociaż może akurat dzisiaj Janek trochę przesadził
z reakcją. Ale jak usłyszał huk to najpierw podskoczył jak oparzony, a potem
wybiegł z zaplecza i zobaczył dwóch małolatów tarzających się po podłodze i
chichoczących pod nosem. Normalnie krew go zalała!
Idioci tacy jak ci dwaj nigdy nie zrozumieją jak
bardzo są denerwujący, dopóki nie będą zmuszeni przepracować przynajmniej doby
w jakiejś gastronomii, gdzie człowiek non stop zapiernicza z tacą, podaje
zamówienia, zbiera zapomniane szkło, wyciera oblane, poklejone stoliki, lata na
zmywak i w ciaśniutkim, zaparowanym pomieszczeniu, w pośpiechu, ale oczywiście
dokładnie, myje kubki, wymienia worki na śmieci, czyści kible, a w międzyczasie
parzy pyszną kawkę, bo przecież od tego tutaj jest. I w tym wszystkim jeszcze
jest miły dla ludzi, w końcu praca w gastronomii to praca z ludźmi —
upierdliwymi, niegrzecznymi, roszczeniowymi i chamskimi, bo barista czy tam
kelner to gorszy sort...
Aż szkoda było sobie zatruwać głowę takimi myślami,
szczególnie, że Janek już zbliżał się do swojej klatki i tylko blisko sto
stromych i niezbyt równych schodów dzieliło go od zacisza własnego domu.
...oczywiście pod warunkiem, że
współlokator-bałaganiarz, którym nie wiedzieć czemu obdarował go los,
postanowił jednak w akcie łaski doprowadzić ich wspólne mieszkanie do porządku.
Albo chociaż względnej używalności — Janek nie będzie w tym temacie wybredny.
Gdy już pokonał klatkę schodową, z duszą na ramieniu
sięgnął do torby po klucze i otworzył drzwi. Z tymi kluczami, jak się okazało, niepotrzebnie
się kłopotał, bo drzwi nie były zamknięte na zamek.
Świetnie, jeszcze tego im brakowało do szczęścia —
zapraszania złodziei do środka. Chociaż, jak Janek szybko skwitował z kwaśną
miną, pewnie gdyby ktoś faktycznie im się włamał do mieszkania i wyniósł pół
dobytku, to i tak ciężko by się było zorientować w tym bałaganie, bo oczywiście
nowy kolega nie ruszył nawet palcem w temacie posprzątania burdelu, który
pozostawił po sobie rano. Jedyne, co się zmieniło w pomieszczeniu od czasu, gdy
Janek wyszedł do pracy, to kartka, która wcześniej wisiała na filarze, a która
teraz była zmięta i rzucona na podłogę. Spod drzwi po prawej stronie od wejścia
sączyło się światło i dało się słyszeć przytłumioną muzykę, więc to zapewne
oznaczało, że ten koryfeusz bałaganu
jest już u siebie.
Pięknie.
Z głośnym westchnieniem rezygnacji Janek zdjął buty,
przeszedł przez kuchnię i wszedł do swojej sypialni, gdzie zostawił torbę, po
czym wrócił do zabałaganionego pomieszczenia.
***
Kuba był wściekły. Siedział w swojej sypialni jak
najeżony i nawet ukochane Kings of Leon puszczone przez głośniki niewiele
poprawiały mu humor.
Kiedy tylko wrócił do mieszkania z najszczerszym
postanowieniem, że wysprząta je na błysk, przywitała go kartka od nowego
współlokatora z najbardziej niegrzeczną i bezczelną wiadomością, jaką ten tylko
mógł wymyślić. I to pisana drukowanymi literami, z czterema wykrzyknikami na
końcu i dwa razy podkreślonym słowem „brudasie”. No co za palant.
Nijak nie pomagało przypomnienie sobie, że kiedyś na
Demotywatorach Kuba widział, że rzekomo postawienie więcej niż trzech
wykrzykników koło siebie oznacza zaburzenia psychiczne... Pal licho, że
najwyraźniej do końca roku będzie dzielił mieszkanie z Nicholsonem ze Lśnienia.
Ważne, że czynsz był za półdarmo i nie trzeba zaciągać u ojca jeszcze większego
długu. Bo w rodzinie Dąbrowskich nic nie mogło być normalnie i ojciec Kuby już
w czerwcu oznajmił mu, że jeżeli faktycznie ubzdurał sobie, że będzie mieszkał
na drugim końcu Polski, to on mu pieniądze da, ale Kuba będzie mu dłużny i
lepiej żeby o tym nigdy nie zapominał.
Pieniądze faktycznie dał, z wielką łaską i powtarzając
jeszcze kilka razy jak wiele Kuba mu teraz zawdzięcza. W ojcu Kuby w ogóle było
coś takiego, że nawet gdy dawał swoim dzieciom prezenty na urodziny, robił to w
ten sposób, że obdarowywany tracił całą frajdę z prezentu. Bo Mariusz Dąbrowski
nigdy nie zapomniał wypomnieć ile to prezent kosztował, jak trudno go było
znaleźć i ile się teraz należy mu za to wdzięczności.
Kuba pieniądze na poczet edukacji przyjął, ale hardo
postanowił sobie, że w pierwszym możliwym momencie znajdzie pracę, żeby móc się
całkowicie odciąć od łaski ojca, a do tej pory będzie oszczędzał, jak się tylko
da. I tak każda wydana złotówka stanie mu prędzej czy później w gardle.
Ale abstrahując od spraw z ojcem, Kuba po prostu był
zły.
Spędził całkiem miłe popołudnie z Oskarem i nawet
incydent w kawiarni powoli szedł już w zapomnienie, jednak ta wredna kartka od
nieznanego jeszcze współlokatora na nowo podniosła mu ciśnienie. To nie tak, że
Kuba sobie nie zdawał sprawy, że trochę nabałaganił, ale reakcja była chyba
trochę za ostra w stosunku do przewinienia, co? Bo co on właściwie nabrudził?
Zostawił swoją walizkę w kuchni i kilka pierdół po śniadaniu. No, może
mieszkanie nie było wysprzątane na błysk, ale na Boga, nie zostawił na środku
Armagedonu jak po dobrej imprezie, tylko zwyczajny, codzienny bałagan!
No i jakby na sprawę nie patrzeć, to co za człowiek w
pierwszych słowach do nieznajomego nazywa go brudasem?
Z takim chamstwem Kuba nie będzie się godził, choćby
nie wiadomo co. Tak go te słowa podirytowały, że na złość nowemu
współlokatorowi postanowił, że nie będzie sprzątać od razu. Zresztą i tak czuł
się parszywie, głowa bo bolała, kac ściskał mu żołądek, niedawno wypita kawa
tylko na chwilę go rozbudziła i jeszcze zaczynały boleć go zatoki. Postanowił
więc, że najpierw coś szybko przekąsi, a potem się zdrzemnie i dopiero później
posprząta. Najlepiej jak już ten dupek, z którym miał od teraz mieszkać, wróci
do domu i skoczy mu ciśnienie.
Z lodówki złapał wędlinę i ser, z chlebaka opakowanie
chleba tostowego, bo prawdziwego chleba zapomniał kupić i zabrał się za
robienie kanapek. Po wszystkim brudny talerz położył na stole i z mściwą
satysfakcją zauważył, że trochę się podczas jedzenia nakruszyło na podłogę.
— A niech mu w pięty pójdzie. — Z tą myślą, zadowolony
z siebie chłopak wrócił do swojej sypialni, rozebrał się do bokserek i położył
do łóżka. Jesień tego roku nie była zbyt ciepła, szczególnie w Olsztynie, ale
Kuba z natury był ciepłokrwisty i nie potrafiłby zasnąć w piżamie. Dopiero przy
największych mrozach dokładał do gatek jeszcze t-shirt, a i to nie zawsze.
Kiedy położył się już do łóżka, z niezadowoleniem
stwierdził, że sen nie przychodził. Był jednak zdeterminowany, żeby pozostać w
pościeli, szczególnie, że gdyby jednak wstał, to pewnie w końcu ogarnąłby ten
bałagan, czego ewidentnie nie chciał robić. I to nie było z czystej
złośliwości, bo Kuba nie był złośliwy z natury — to chodziło o kwestie
polityczne, a nawet o kwestie moralne! Trzeba było już na początku postawić
twarde granice i jasno dać do zrozumienia nowemu współlokatorowi, że Kuba
będzie wymagał, aby traktować go z szacunkiem i kulturą!
Kilkakrotnie łapał się na tym, że zamykał i otwierał
oczy, z coraz większą frustracją patrząc na zegarek. Kręcił się tak w pościeli
prawie pół godziny. Przewrócił się jeszcze kilka razy z boku na bok, ale
jedyne, co go nawiedziło oprócz myślenia o sytuacji mieszkaniowej, to
wspomnienie dzisiejszej, głupiej kłótni z baristą. Z deszczu pod rynnę.
Szkoda, że tak zamiast dziwnych myśli, nie mógłby go nawiedzić sen... Im dłużej
tak leżał w powoli szarzejącym pokoju, starając się nie myśleć, tym bardziej
jasna stawała się dla niego jedna rzecz. Głupio mu było, że tak zareagował. W
kawiarni. Na początku wstydził się tylko przed Oskarem, ale dochodził do
nieprzyjemnego wniosku, że czuł wstyd... także przed samym sobą. Nie był takim
człowiekiem, który wyzywał ludzi w miejscu ich pracy i to jeszcze z powodu
takiej głupoty. Niezależnie od tego jak nieuprzejmy był tamten chłopak i jak
idiotycznie się zachowywał, Kuba powinien być mądrzejszy. Ada, gdyby się
dowiedziała o całej historii, z pewnością zmyłaby mu głowę. Zresztą — sam
skurcz żołądka na myśl o tym, co by powiedziała jego starsza siostra, gdyby się
dowiedziała, jasno pokazywał Kubie jak niekomfortowo czuł się w duszy z całym
tym felernym wydarzeniem.
Być może powinien jutro iść do tej kawiarni, sam
oczywiście, bo nie potrzebował ani świadków, ani poklasku, i przeprosić
kelnera? Ale pewnie jednak chłopak nie będzie chciał się dać przeprosić...
sądząc po jego wybuchowym charakterze, którego próbkę dał dzisiaj, to pewnie
jeszcze się to skończy kolejną kłótnią albo po prostu dadzą sobie po mordach...
To może lepiej znaleźć go na NK i tam napisać, że
przeprasza?
To nawet nie był taki najgorszy pomysł. Na spokojnie
mógłby napisać, że przeprasza za dzisiejszą awanturę i ma nadzieję, że puszczą
to w niepamięć, a kiedy następny raz się spotkają kiwną sobie tylko głowami z
daleka na znak, że między nimi już wszystko dobrze i jakoś rozejdzie się po
kościach. Zresztą pewnie ten barista, ten Janek, o wiele chętniej przyjmie taką
szczerą, pełną skruchy wiadomość, jeżeli będzie miał możliwość przeczytania jej
sobie na spokojnie, w domu, a nie w miejscu pracy, przy świadkach, gdzie pewnie
od razu mu się przypomni, o co się pokłócili.
Tak, to dobry pomysł.
Musiał tylko dowiedzieć się jak Janek się nazywał.
Tchnięty nagłą myślą, zerwał się z łóżka i rzucił się do swojej torby, żeby
wydobyć z niej telefon komórkowy, po czym szybko wystukał smsa do Oskara.
WIADOMOŚĆ SMS
01/10/2009
5:32 PM
Do: Oskar Okoye
Hej Oskar! Słuchaj, Ty kojarzysz może jak ten kelner,
Janek z Kofiszota, się nazywa? PS. Kuba z tej strony :-)
Bo w końcu Oskar mówił, że kojarzył Janka i że często
bywał w tej kawiarni, nie? To może będzie znał też jego nazwisko. Na odpowiedź
nie musiał długo czekać, bo już po chwili jego Nokia zawibrowała, oznajmiając,
że nadeszła nowa wiadomość.
WIADOMOŚĆ SMS
01/10/2009
5:35 PM
Od: Oskar Okoye
Siemka stary! Sorry, ale nie wiem. A co tak Cię na
niego wzięło? Zastanawiasz się czy po ślubie zostaniesz przy swoim nazwisku,
czy zmienisz na jego? :D :D
Kuba prychnął. Też się go żart trzymał.... Odpisał
tylko:
WIADOMOŚĆ SMS
01/10/2009
5:37 PM
Do: Oskar Okoye
Haha, bardzo śmieszne. No trudno. Do jutra!
No i to by było na tyle, jeśli idzie o szukanie Janka
na NK. W Olsztynie na razie znał tylko Oskara i swoją siostrę, ale Ada raczej
nie kojarzyła Kofiszota, bo jej wydział jako jeden z nielicznych był poza
Kortowem.
No trudno. Może jutro na uczelni uda mu się dowiedzieć
czegoś więcej.
Ponownie położył się do łóżka i zaciągnął kołdrę na
oczy. Głupio wyszło z tym Jankiem i jeszcze głupiej, że nie było go jak
przeprosić tak od razu, tylko trzeba się było kisić z tym problemem. Tyle że
nie bardzo miał co z tym dalej zrobić. Sen dalej nie chciał przyjść i to
jeszcze bardziej potęgowało myślenie o minionym dniu.
W tym wszystkim trzeba przyznać, że to nie była
całkowicie wina Kuby. W pewnym sensie bronił honoru kolegi. Być może gdyby
chwilę wcześniej się porządnie nie wystraszył o Oskara, to nie byłby taki
poddenerwowany... z drugiej strony czy w tym Olsztynie mieszkali sami wariaci?
Najpierw kłótnia z Jankiem, potem współlokator z chorobą psychiczną? W Poznaniu
przeżył dziewiętnaście lat i poza kilkoma zgrzytami z chłopakami z liceum,
nigdy się z nikim tak nie pokłócił. No może z ojcem, ale to się nie liczy. Nie
da się mieszkać przez dziewiętnaście lat z Mariuszem Dąbrowskim bez jednego czy
dwóch wybuchów złości.
Wracając do sprawy Olsztyna i wariatów... o ile Janka
mógł przeprosić, to swojego współlokatora by prędzej kopnął w dupę niż
wyciągnął do niego pierwszy rękę. Z Jankiem to było trochę przesada, ale to
było ok, prawda? Przecież Kuba miał rację z tym, że nie chciał sprzątnąć. Każdy
normalny facet by się uniósł honorem po takiej wiadomości.
Z drugiej strony, Kuba już raz się dzisiaj z kimś
pokłócił i wcale mu się nie podobało to uczucie po czasie. Czy nie powinien być
w tym przypadku mądrzejszy i chociaż trochę ogarnąć kuchnię, zanim drugi
domownik wróci?
Nie był jednak do końca przekonany, co do tego
pomysłu. A co z jego ideałami? Przecież nie bez parady leżał w swoim pokoju już
prawie dwie godziny. Gdyby chciał, to by dawno posprzątał, a tak teraz musiałby
zasuwać jak głupi, żeby ogarnąć ten burdel, znaczy nieład, który zrobił.
No i przecież był u siebie! Też miał prawo do tego
mieszkania i jak akurat chciał sobie nie sprzątać, to miał do tego święte
prawo, no nie?
No, ale jednak — podpowiedział mu głos niepokojąco
brzmiący jak głos Ady — bałagan to sobie może mieć w swojej sypialni, a nie we
wspólnej przestrzeni. Też byś się nie ucieszył, jakby ktoś zostawił, na
przykład, uświnioną wannę.
— Och — sapnął ze zbolałym jękiem Kuba i jednocześnie
energicznie odrzucił kołdrę na bok.
Trochę jak małe dziecko uderzył bosymi piętami w
materac, żeby dać upust swojej frustracji, po czym jednym zwinnym ruchem wstał
z łóżka.
— No dobra — oznajmił ostentacyjnie na głos, do
pustego pokoju. — Posprzątam!
Po czym zrobił krok w stronę drzwi i nagle boleśnie
rąbnął małym palcem u stropy o nogę łóżka.
— Jasna cholera! — zakrzyknął i zwinął się z bólu. Jak
to jest, że po ciemku mały palec zawsze znajdzie jakiś wystający mebel i o
niego uderzy?
Pochylił się przez łóżko i włączył nocną lampkę, żeby
obejrzeć stopę pod światłem. Chyba była tylko obita, bo na szczęście nie było
widać krwi. Rozmasował zbolały palec i zagryzł wargi, żeby nie jęczeć jak dziecko.
Przez chwilę jeszcze pocierpiał w ciszy, po czym postanowił, że jednak ten
bolący paluch nie może być wymówką na odwlekanie nieuniknionego. Zanim jednak
zdążył się podnieść, usłyszał szczęk klamki i jak sądził, otwarły się wejściowe
drzwi.
...czyli jednak nie zdąży ogarnąć kuchni przed
powrotem drugiego chłopaka.
Dopiero teraz zrobiło mu się naprawdę głupio.
Śmieszne, że jeszcze chwilę temu w myślach żądał butnie od współlokatora, by
się pojawił, aby mógł mu prosto w twarz wepchnąć tę jego zapchloną karteczkę i
z krzywym uśmieszkiem pokazać, że nic nieposprzątane, a teraz jego żołądek
ściskał się nerwowo ze wstydu.
Słyszał, że chłopak (a może mężczyzna? W jakim wieku
byłego współlokator? Może to był stateczny stary kawaler, który przeklina, że
musi mieszkać z jakimś smarkaczem? Właścicielka mieszkania powiedziała, że
drugi lokator nazywa się Tomaszewski i jest od niego trochę starszy, ale nie
mówiła ile, a o nie dopytał. Czemu nie dopytał jak miał szansę? No czemu?) po
drugiej stronie drzwi trochę się krzątał, otworzył inne drzwi, pewnie do
własnej sypialni, po czym hałas znowu przeniósł się do kuchni i po chwili
konsternacji Kuba uznał, że jak nic, mężczyzna zaczął sprzątać jego bałagan.
Co za wstyd.
Ze zbolałą miną i tak jak stał, czyli w bokserkach i
na boso ruszył zmierzyć się z nowym współlokatorem. Otworzył drzwi i stanął jak
wmurowany. Przez głowę przemknęło mu wiele bardziej i mniej znaczących myśli,
ale jedna szczególnie wybijała się na tle innych.
No cóż... przyjemniej teraz już znał nazwisko Janka.
***
Janek schylił się, żeby podnieść zmiętą kartkę z
podłogi, kiedy usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi. Znał je dobrze, bo na
Profesorskiej dziewięć mieszkał już drugi rok. Słyszał, jak skrzypiały
popychane przez różne ręce – bo przez cały ostatni rok nikt nie wpadł na
pomysł, żeby naoliwić zawiasy. Nikt oprócz Janka, ale on nie miał zamiaru
oliwić cudzych drzwi, bo nie był cholerną Matką Teresą od spraw mieszkaniowych.
W wykonaniu Patryka to zawsze było ostre skrzypnięcie. Przed nim w pokoju
mieszkała Olga, która drzwiami skrzypiała powoli i nieśmiało, zawsze przed
wyjściem najpierw wystawiała głowę, żeby sprawdzić, czy w kuchni nie ma Janka i
dopiero potem pozwalała sobie na opuszczenie pokoju. Z Olgą naprawdę za sobą
nie przepadali. A jeszcze wcześniej drzwiami skrzypiał Damian. Zawsze krótko i
głośno, kiedy zamaszyście naciskał klamkę, nieraz przy tym pozwalając, żeby z
hukiem uderzyły o ścianę. Damiana też nie lubił.
Janek miał jednak parszywe przeczucie, że do żadnego
ze swoich dawnych współlokatorów nie żywił takiej niechęci jak do nowego okazu.
Przeniósł spojrzenie powoli od podłogi, w kierunku
skrzypiących drzwi. Najpierw, trochę jak na kiczowatych filmach, przesunął
wzrokiem po bosych stopach, chudych, mocno owłosionych łydkach i udach,
bokserkach w niebieską kratę, szczupłym brzuchu i jeszcze chłopięcej, choć już
wyraźnie zarysowanej klatce piersiowej, by następnie zatrzymać się na wielkich
brązowych oczach, osadzonych w trójkątnej twarzy i wystających spod
przydługiej, kędzierzawej grzywki.
Coś ścisnęło żołądek Janka, powodując, że zastygł jak
figura woskowa. I nie chodziło bynajmniej o pozytywne wrażenie, jakie zrobiła
na nim fizjonomia nowego współlokatora. Nieprzyjemny skurcz pojawił się wraz z
nagłym uczuciem rozpoznania, gdy skojarzy się twarz z sytuacją.
— To ty – powiedział jakby jeszcze trochę w szoku i
nie kontrolując swoich odruchów. Powoli się wyprostował, nie spuszczając
postaci z oczu. – Smarkacz z kawiarni! – zakrzyknął w końcu, nie znajdując
lepszego określenia na chłopaka, którego miał już pecha tego dnia spotkać.
Brunet zrobił komicznie duże oczy i zacisnął usta w
wąską kreskę.
— O kurwa – bąknął mało inteligentnie i nie ruszył się
z miejsca. – Ale głupio wyszło.
Głupio? Głupio?! Głupio to jest jak się żegna z kolegą
z roku a potem się okazuje, że się jednak idzie w jednym kierunku, a to był
jakiś grom z jasnego nieba, w biały dzień i w czasie apokalipsy zombie! On miał
dzielić mieszkanie z tym wstrętnym, niewychowanym gówniarzem, co nie dość, że
nie potrafił po sobie posprzątać to jeszcze atakował Bogu winnych ludzi w
miejscu ich pracy? Z tym rozpieszczonym smarkaczem? Z tym… z tym…
bałaganiarzem-awanturnikiem?!
Chociaż to by w sumie pasowało, bo jak spodziewać się
po kimś, kto nie potrafi po sobie posprzątać jak normalny człowiek w miejscu
publicznym, że w domu będzie miał czysto?
— Posprzątaj ten bajzel – warknął Janek, patrząc na
wciąż lekko zszokowaną minę dzieciaka. Co jak co, ale tego mu nie odpuści.
Momentalnie z twarzy bruneta zniknęło zaskoczenie, a
pojawił się jakiś grymas. Jego zadarty nos zmarszczył się nieznacznie, a jedna
brew podniosła, zupełnie jakby chciał powiedzieć „ach tak?”.
— A tobie się płyta zacięła, czy co? – zakpił, nie
ruszając się z progu. Jego spojrzenie jeszcze dodatkowo podniosło Jankowi
ciśnienie.
— Ty sobie chyba, gówniarzu, żarty stoisz! –
powiedział, naprawdę już poruszony. – Nie dość, że dałeś popis dzisiaj w mojej
pracy, to jeszcze masz czelność taki burdel mi w domu zostawiać?! Gdzie ty się
do tej pory chowałeś, do cholery? W chlewie?! – ryknął.
— Dobra, wyluzuj – rzucił chłopak i wzruszył
ramionami, jakby faktycznie mówili o jakiejś błahej sprawie.
Janek zmrużył oczy, czuł, że jeszcze chwila i straci
panowanie nad sobą.
— Sam se wyluzuj i bierz dupę w troki!
— Ja pierdole, ty zawsze jesteś taki niegrzeczny, czy
tylko jak poznajesz nowych ludzi?
— Tylko jak widzę takich syfiarzy, jak ty!
— No już nie przesadzaj, trzy talerzyki i folijka na
podłodze, a ty się drzesz jak stare gacie!
Janek z niedowierzaniem potoczył wzrokiem po
pomieszczeniu. On to nazywał trzema talerzykami? Stół zastawiony brudnymi
naczyniami i pustymi opakowaniami po żarciu, na podłodze jakieś śmieci, puste
butelki, jego toster stoi na rancie zlewozmywaka, na środku kuchni rozwalona
walizka, z której wysypują się rzeczy i przewrócone byle jak buty, a obok tego
zaparkowany, kurwa, rower — trzy talerzyki?!
— Ty masz jakieś zaburzenia postrzegania rzeczywistości,
czy po prostu chcesz mnie jeszcze bardziej wkurwić? – zapytał głosem
ociekającym złością.
Młody wzruszył ramionami.
— Jakbym miał się tutaj wypowiadać o zaburzeniach, to
zacząłbym od twoich – powiedział po chwili z wrednym uśmiechem, po czym odbił
się od futryny i wszedł powoli do kuchni. Może żeby lepiej przyjrzeć się
swojemu „dziełu”. – Najpierw w kawiarni miałeś jakieś urojenia, teraz też sobie
sporo do rzeczywistości dodajesz. Już nie przesadzaj, że taki tutaj bałagan.
Zresztą, może tak mi się podoba?
— Gówno, a nie podoba! – wrzasnął Janek rozwścieczony.
Gdyby ten gówniarz, jak każdy normalny człowiek się zawstydził i posprzątał
swój burdel, to by nie było całej tak jatki. A tak? Kłócą się jak jacyś
wariaci. Zaraz sąsiedzi wezwą policję.
Ta myśl jakby otrzeźwiła Janka, bo potoczywszy jeszcze
raz wzrokiem po pomieszczeniu, podszedł do kosza na śmieci przy zlewie i
wyrzucił tam cały czas trzymaną w dłoni kartkę. Reszty bałaganu nie dotknął.
Powoli odwrócił się w stronę swojego nowego współlokatora i pokonawszy kilka
kroków, które ich od siebie dzieliło, wyciągnął palec wskazujący w jego stronę.
— Posprzątaj to – powiedział ostro, ale niezbyt
głośno, jednocześnie wysuwając dłoń jeszcze dalej, tak, aby przy każdym słowie
dotkliwie kłuć chłopaka w klatkę piersiową, dla podkreślenia przekazu. – Idę
wziąć prysznic. Jak wrócę z łazienki, ten burdel ma zniknąć, brudasie.
Chłopak wykrzywił usta we wściekłym grymasie i bez
ostrzeżenia podniósł własną dłoń, z impetem uderzając nią w palce Janka, na co
blondyn mrugnął, zdziwiony. Nie zdążył jednak dodać nawet jednego słowa, bo
nagle ta sama ręka popchnęła go, tym razem w bark, a twarz bruneta wykrzywiła
się jeszcze bardziej.
— Nie nazywaj mnie brudasem, idioto – warknął chłopak
i ponownie go popchnął tak, że Janek trochę się zachwiał. Blondyn nie miał
zamiaru tak tego zostawić, dlatego, gdy ręka ponownie pojawiła się w zasięgu
jego wzroku, szybko zablokował ją w łokciu, a drugą ręką pchnął dzieciaka na
ścianę za nim. Smarkacz wyglądał na wystraszonego, ale tylko przez chwilę, bo
już po momencie zaczął szarpać się mocno w uścisku Janka, który dla pewności,
zacisnął lewą dłoń na szyję agresora, żeby przytrzymać go przy ścianie.
Brunet ponownie się szarpał, samemu
nadziewając się na podduszającą go dłoń Janka, który tylko z perfidnym
uśmieszkiem ponownie pchnął chłopaka na ścianę.
Co jak co, ale miał przewagę fizyczną. Może sam nie
był jakoś imponująco zbudowany, ale wychował się na wsi, całe życie ciężko
fizycznie pracował i był silny. I czego by tu dużo nie mówić, jego przeciwnik
był raczej wątły. Jego ciało jeszcze ewidentnie nie opuściło tego punktu w
życiu, gdy ręce i nogi są niezręcznie długie w stosunku do reszty sylwetki, a
figura wciąż bardziej przypomina chłopca, niż mężczyznę. Nie znaczyło to, że
bił się jak kobieta — zdecydowanie widać było, że miał do czynienia z facetem,
który dysponował jakąś tam siłą, tyle że nie aż tak dużą jak Janek.
Z drugiej strony zdecydowanie był pomysłowy, przyznał
mu Janek, kiedy po kilku chwilach szarpaniny chłopak nagle zastygł, po to, aby zaraz z całej siły kopnąć go w piszczel. Na szczęście chłopak wciąż był boso, inaczej
pewnie złamałby Jankowi nogę. Gdy ten się odsunął, krzywiąc z bólu, gówniarz z
głośnym okrzykiem zgiął się wpół i szybkim ruchem wbiegł z całym impetem swoim
barkiem w brzuch Janka, popychając starszego chłopaka wprost na stojący za ich
plecami drewniany filar.
Janek jęknął zbolały i przez jedną chwilę zaćmiło mu
widzenie. Po tym jednak przyszedł czas na wściekłość, a to z kolei napędziło
jeszcze mocniej jego siłę. Sam krzyknął, ale nawet tego nie usłyszał, i
wkładając całą swoją złość w chwyt przekręcił ich w ten sposób, że to brunet
uderzył plecami o słup, po czym odsunął się od przeciwnika na długość ramion i
podcinając mu stopą nogę w kolanie, przewrócił go do tyłu, tak, że górna część
jego ciała padła na stojący za filarem stół. Wciąż zamroczony zamierzył się pięścią na przeciwnika.
— Zostaw — zaprotestował cicho chłopak i przez jedną
chwilę wydał się Jankowi tak drobny i mały, że miał wrażenie, że szarpał dziecko,
a nie dorosłego faceta.
Dopiero wtedy zaczął mu wracać rozum.
Po kiego licha on się bił z tym patałachem? Co chciał
udowodnić?
Czy on był takim człowiekiem, który przemocą wymusza
swoje racje na innych?
Ta myśl podziałała na niego jak wiadro zimnej wody.
Odsunął się od stołu, w żołądku ciążył mu jakiś zimny supeł – wstyd za to co
zrobił i chyba strach przed samym sobą.
Kiedy tylko puścił chłopaka ten ze złością zerwał się
ze stołu i odwrócił się do Janka tyłem, więc nie dało się spojrzeć mu w twarz. Może i lepiej.
— Idę… idę pod prysznic – oznajmił w końcu Janek. –
Posprzątaj tu zanim wrócę.
Nie patrząc na chłopaka, ruszył do łazienki.
Zanim zdążył dojść do końca korytarza już usłyszał
głośny trzask drzwi mniejszej sypialni.
Siedział pod prysznicem na tyle długo, że zleciała
cała ciepła woda. Jakoś nie mógł się zmusić do wyjścia i do możliwości
spotkania się ze swoim nowym współlokatorem. Śmieszne, że zdążył mu obić gębę,
a nie zdążył się nawet dowiedzieć jak miał na imię.
Kiedy w końcu wyszedł z łazienki, chłopaka nie było,
bałagan za to wyglądał dokładnie tak samo, jak wcześniej.
Janek westchnął, bardziej już zmęczony niż zły, i
wziął się za sprzątanie.
Cześć Wszystkim :)
Po pierwsze dziękuję każdemu, kto zostawił komentarz pod ostatnim rozdziałem. Bardzo fajnie, że jesteście i Wam się podoba :) Ale dziękuję też każdemu kto po prostu czyta i jeszcze się nie zdecydował, żeby się odezwać. Bardzo się cieszę, że tu zaglądacie, a statystyki bloga podpowiadają mi, że jest Was całkiem sporo, co, nie powiem, bardzo miło mnie zaskoczyło.
A co myślicie o konfrontacji Janka z Kubą? Oj, ciężka droga przed chłopakami jak tak będzie się kończyć każda ich kłótnia ;P
No a tak poza tym chciałabym złożyć każdemu, kto tu zagląda najserdeczniejsze życzenia z okazji Walentynek. Idźcie i siejcie miłość!
...możecie np. siać w komentarzach pod rozdziałem :D
Betowała Avet. Dziękuję Kochana za Twój czas i ciężką pracę ;*
Następny rozdział za tydzień, w czwartek o 18:00, tymczasem walentynkowe uściski dla Was Wszystkich :)
Widzę, że imię Kuba zobowiązuje do tego, żeby prowokować potencjalnych kochanków do bójek. To jakiś fetysz wszystkich Jakubów czy co?
OdpowiedzUsuńByłam dumna z Janka, że jednak się powstrzymał w ostatniej chwili. U mnie Igor nie był tak łaskawy dla mojego Kuby. :D
Ale urocze były te rozterki Twojego Kuby. Tak się miotał biedny, tu jakaś Nasza Klasa, wyrzuty sumienia, burdel w kuchni, psychopatyczny współlokator, który okazał się być potencjalnym mężem, wyzwiska, bójka która równie dobrze dobrze mogła zakończyć się numerkiem na kuchennej podłodze (no co? Kuba już był prawie nagi). No ale może innym razem. :D
I pomyśleć że to wszystko przez... trzy talerzyki. :)
Mój fangirling trwa, tak że czekam do następnego rozdziału i po cichu mam nadzieję, że jego tytuł będzie brzmiał w stylu: "Rozdział trzeci, w którym Kuba w końcu posprzątał burdel". Serio, łączę się w bólu z Jankiem, bo trochę ze mnie pedantka i gdzieś tam mnie podświadomie uwierało, że oni się kłócą w tym bałaganie i nadal nikt nie posprzątał. :D
Tak że, Kubuś, weź posprzątaj!
WENY!
Potencjalnym mężem, buahahaha <3 no tak, w sumie pasuje :D
UsuńAch te Kuby, co? Na każdym kroku sprawiają autorom problemy... Trzeba o tym w końcu głośno powiedzieć, żeby każdy wiedział jak to z nimi jest, jeśli się już człowiek decyduje, żeby pisać o Kubach :D
I wiesz co... Jak kiedyś się zdarzy, że mój Kuba coś sam z siebie posprząta, faktycznie będzie zaslugiwalo to na osobny rozdział i taki tytuł ;)
Dzięki za publiczny komentarz i te wszystkie niepubliczne słowa pociechy i zachęty!
Pozdrawiam ;)
Naru
No no ale było intensywnie! spodziewałam się kłótni, ale bójka mnie zaskoczyła (Kubę chyba też). Widać w tym rozdziale, że obaj czegoś się o sobie dowiedzieli, sami siebie zaskoczyli swoimi reakcjami. Ja dalej Team Janek:) Kuba to taka diwa:P
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kolejnego rozdziału cóż tam wymyślisz chłopakom, więc weny:D
Inka
Oj, Kubę ta bójka to zaskoczyła chyba nawet bardziej ;)
UsuńFajnie, że widzisz, że chłopaki się czegoś nowego o sobie nauczyli. Mam nadzieję, że będą też wyciągnąć wnioski ;]
I Kuba divą? Oj tam, oj tam... On tylko jest nieporadny i młody. Daj mu szansę, to może się wyrobi ;D
Dzięki za komentarz i pozdrawiam,
Naru
Już nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Pisz! Pisz! :)
OdpowiedzUsuńŻyczę duuużo weny!
Nao
Hej ponownie Nao :) fajnie, że przeczytałaś całość, zawsze martwię się, że ludzie czytają tylko prolog i uciekają z krzykiem...
UsuńDzięki za komentarz, już piszę czwórkę, trójeczka wjedzie na bloga w czwartek o 18:00 :)
Pozdrawiam,
Naru
No zapowiada się rewelacyjnie, ładnie piszesz, emocje i przemyślenie bohaterów szczerze przedstawione, chemia między współlokatorami już się ujawnia 😁 A Kubusie faktycznie to takie małe zachodzące za skórę osobniki 👍. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńCześć pannozwilka (pannazwilko? :D). Dziękuję za komentarz i motywację do pisania. Fajnie, że podobają Ci się emocje, bo bardzo się skupiam, żeby to wychodziło realnie i żeby pokazywać zdarzenia z różnych perspektyw :)
UsuńI zawsze mnie zastanawiało czemu ludzie widzą chemię pomiędzy tłukącymi się facetami? ;)
Dzięki za komentarz i pozdrawiam,
Naru
No dobra, to skoro już nadrobiłam, to może i ja się wypowiem :D
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że te dwa rozdziały bardzo mi się podobały, chociaż pierwszy to mój zdecydowany faworyt. Same postacie na ten moment prezentują się na plus. Chyba Janek bardziej do mnie przemawia, ale Kuba też jest w porządku (chociaż w tym rozdziale tak mnie zirytował, że miałam ochotę zdzielić go po głowie xD No zachowanie jak typowe dziecko „nie posprzątam, bo ktoś mi zwrócił uwagę” jest słabe, zwłaszcza że jakby nie było nie mieszka sam, a życie na stancji jednak trochę ogarnięcia wymaga.) Natomiast Janek też przegina, zwłaszcza z tą akcją w pracy, no ale... Powiedzmy, że mnie kupił swoją idealną prezencją :’DD
No i trafili na siebie idealnie, nie ma co! Tyle dobrze, że się nie pozabijali przez te kolejne lata…
Mówiąc już tak ogólnie, bardzo mi się podobało i na pewno będę śledzić dalsze losy chłopaków, zwłaszcza że już teraz lubię ich burzliwą relację (a podejrzewam, że szybko się to nie zmieni?) :D
Pozdrawiam cieplutko!
Cześć Leslie! Ale fajnie Cię tu widzieć, szczególnie, że od kilku dni układam w głowie komentarz do Twojego Jerzego :D tylko wiesz... Ten niedoczas ;)
UsuńCo do Kuby to masz rację! W moim rodzinnym domu się nazywało takie zachowanie per "na złość tacie nasram w gacie" :D No ale Kubuś to jeszcze taki dzieciak i zobacz, że od razu żałował i chciał nawet to naprawić... Tylko nie zdążył ;)
Przyznaję, że chłopaki będą mieli ze sobą ciężki orzech. Ale jak słusznie zauważyłaś nie pozabijają się przez te kilka lat, przynajmniej aż do tego momentu, który był w prologu ;D
I jeżeli chodzi o faworyzowanie rozdziałów, to jak na razie mój ulubiony to trójka, na którą zapraszam dzisiaj o 18 :)
Dzięki za komentarz i pozdrawiam,
Naru
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cóż można zrozumieć tą frustrację Janka, tu gość który nie chciał mu zapłacić za pracę, do tego spóźnienie się na samolot i jeszcze zastany bałagan w mieszkaniu - no cóż w końcu wybuchł, ale i Kuba nie jest tutaj bez winy bo właśnie zamiast przeprosić zaczynają się kłócić a nawet bić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia