Rozdział piąty, w którym jedni zostaną zgaszeni, a inni się zapalą


 6 października 2009 r. 

Ten moment tuż przed naciśnięciem migawki, kiedy wstrzymywał oddech, a czas trochę zwalniał, bo w końcu w obiektywnie pojawiał się idealny kadr, Oskar lubił najbardziej.
Oczywiście zdawał sobie sprawę ze swoich niedoskonałości, zarówno technicznych jak i sprzętowych. Cykał foty zwykłą małpką, bo jego ostatni, drogi aparat stracił życie w odmętach Łyny, kiedy Oskar niepomny, że pod stopami kończy mu się brzeg, wlazł do rzeki, próbując zrobić zdjęcie odlatującego łabędzia. Nie dość, że zmoczył buty, to rozwścieczył też ptaka, który w geście oburzenia syknął i cały się nastroszył, podnosząc gniewnie skrzydła tak, że Oskar do dzisiaj miał gęsią skórkę jak o tym myślał. I może Okoye nie był jakoś bardzo strachliwy i miłość do fotografii nie raz i nie dwa zaprowadziła go w jeszcze gorsze sytuacje, ale wtedy po prostu scykał i upuścił aparat wprost do rzeki. Niestety nie dało się go już odratować, bo po dokładnym wysuszeniu wciąż nie działał, a pan Kaziu, złota rączka z Kołobrzeskiej, do którego od lat latali z mamą z każdą mniejszą i większą naprawą sprzętu elektronicznego, tylko ponuro pokręcił głową. Taniej będzie kupić nowy, chłopcze, powiedział i Oskar z rezygnacją pokiwał głową.
Lustrzanka była prezentem na osiemnastkę od dziadków i kosztowała dużo więcej, niż Oskar byłby w stanie na takie cudo wydać. Może kiedyś, w przyszłości, kiedy jego sytuacja finansowa w końcu przestanie wołać o pomstę do nieba… Tymczasem przeprosił się ze swoim dawnym aparatem cyfrowym, który w sumie nie był znowu taki najgorszy, ale na pewno nie można nim było robić profesjonalnych zdjęć.
Pomimo tego Oskar próbował, bo głęboko wierzył, że jeżeli takim gównem uda mu się zrobić choć kilka dobrych fotek, to gdy z powrotem przesiądzie się na lustrzankę, nie będzie miał sobie równych. Zresztą złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy — nie było sensu zwalać winy na sprzęt. Liczył się idealny kadr, idealne oświetlenie i idealne oko. Reszta to już były drobiazgi.
I dlatego właśnie ciągnął teraz za sobą Kubę nad Jezioro Długie.
— Światło będzie dobre jeszcze tylko przez godzinę — mówił, jednocześnie poganiając kolegę. — A ja nie mam lampy do aparatu, bo to właściwie zabawka, a nie prawdziwy aparat, więc jestem bardzo zależny od tego światła.
— No dobra, przecież idę… — zamarudził Kuba. Może dlatego, że Oskar obiecał mu krótki spacer po zajęciach, a przeciągnął go najdłuższą możliwą drogą, ale chciał jeszcze poczuć ten nietypowy klimat osiedla grunwaldzkiego, gdzie człowiek momentalnie czuł się jak na angielskim przedmieściu i gdzie świat wyglądał na odrobinę bardziej kolorowy. No i zamiast niecałych trzydziestu minut, spacer zajął im już prawie godzinę, ale kto by patrzył na zegarek, jak można było oglądać w zamian inne, fajne rzeczy?
— Jesteśmy już blisko — oznajmił, żeby pocieszyć kolegę. Ale naprawdę byli już bardzo blisko, bo właściwie musieli jeszcze tylko raz skręcić i już znajdywali się na Bałtyckiej. Po krótkim marszu ich oczom ukazała się spokojna tafla jeziora.
— Wow — mruknął Kuba w zachwycie i faktycznie, było co podziwiać.
Październikowe słońce miękko oświetlało wodę, a okalający jezioro z prawej strony Las Miejski pięknie mienił się wszystkimi kolorami jesieni. Oskar bez słowa ściągnął z obiektywu zaślepkę i poszukał pierwszego ujęcia.
Jezioro Długie właściwie było najmniejszym jeziorem w Olsztynie. Ale za to było dość wąskie, przez co wydawało długie i stąd brało swoją nazwę. Pomimo iż dookoła wody nie było żadnych sklepików ani punktów gastronomicznych, Olsztynianie od lat to właśnie miejsce najchętniej wybierali na cel swoich spacerów. I teraz, pomimo nienajlepszej pogody, kręciło się tu trochę ludzi.
Oskarowi to jezioro zawsze kojarzyło się ze spokojem. Nawet latem, gdy na plaży zbierał się trochę większy tłum, dzieciaki pluskały się w płytkiej wodzie, ludzie rozkładali się z ręcznikami na moście — było tutaj cicho i leniwie, zupełnie inaczej niż przy turystycznym Ukielu, brudnej Skandzie czy wiecznie obłożonym studentami Jeziorze Kortowskim. Może to bliskość lasu i rezerwatu przyrody, a może przytulność miejsca, bo, pomimo iż znajdowało się najbliżej centrum, otulające je drzewa pozwalały odciąć się od reszty świata i zapomnieć o miejskim harmidrze.
Wraz z Kubą obeszli jezioro dookoła, a Oskar robił zdjęcie każdej przyciągającej jego wzrok rzeczy. Najbardziej lubił portrety owadów, bo te małe żyjątka były zwykle pomijane przez ludzi, a przecież potrafiły być takie piękne. Ale robił też zdjęcia krajobrazów i mijających ich spacerowiczów. Uchwycił również kilka ujęć Kuby, chociaż ten śmiał się i zasłaniał przed aparatem. Oskar lubił patrzeć na ludzi przez obiektyw, bo wtedy widział ich takich, jakimi byli naprawdę. Na początku skrępowanych, zamkniętych, a po chwili maska opadała i pozostawał człowiek. Czasem szczęśliwy z błyszczącymi oczami, czasem zmęczony i patrzący ze smutkiem wprost w obiektyw, czasem wściekły, zażenowany, rozczarowany… Oskar uwielbiał te chwile. Najpiękniejsze zdjęcia w jego portfolio powstały właśnie w taki sposób.
A Kuba jako model był… ciekawy. Miał nietuzinkową twarz, która mogła wydawać się piękna, ale na pewno nie była klasyczna. Wielkie, naprawdę wielkie brązowe oczy i do tego długie ciemne rzęsy, zawinięte tak bardzo, że dotykały powiek. Przez chwilę Oskar dopatrywał się na nich makijażu, ale nie, one po prostu takie były… nienaturalne jak u porcelanowej laleczki, ale też nietypowo ładne.
Nos zadarty, przypominający nos dziecka, buzia trójkątna i drobna, z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Jednocześnie małe i pełne usta — z nabrzmiałą górną wargą ale z kącikami bardzo blisko siebie. I wszystko to przykryte ciemnobrązową, kędzierzawą grzywą. Na pewno oglądało się za nim wielu facetów, szczególnie takich, którzy gustowali w młodych chłopakach, bo cała uroda Kuby była właśnie taka dziecięca i nieopierzona. Ale kiedy patrzył przez aparat, widział różne rzeczy, których nie było widać gołym okiem. Na przykład to, że Kuba czasami robił taką zawziętą minę, kiedy nie miał już siły iść, ale nie chciał się do tego przyznawać. Albo to, że roztkliwiał się, kiedy spoglądał na wiewiórki. Niby tylko na ułamek sekundy i kiedy z oczu zabrało się już aparat, to twarz Kuby znowu wyglądała normalnie, ale obiektyw nie kłamał, a zdjęcie dokumentujące tę miękką stronę kolegi już zostało zrobione i na pewno świetnie będzie się prezentowało powiększone do dużego formatu… Nad jeziorem zostali aż do ostatniego promyka słońca, bo potem, tak jak Oskar przewidział, jego aparat nie potrafił już niczego wyłapać w półmroku. Trudno. Nie warto się było dołować takimi rzeczami, skoro następnego dnia też był dzień i można było znowu tu przyjść, albo iść robić zdjęcia gdzie indziej. Cały Olsztyn był piękny i zielony, a planów zdjęciowych było tu pod dostatkiem.
— Chcesz iść na starówkę? — zapytał Kubę, a ten kiwnął głową.
Powoli zmierzchało i, pomimo lekkiego chłodu, zapowiadała się piękna, bezchmurna noc. Chłopaki w milczeniu ruszyli w kierunku centrum i po paru minutach doszli do parku koło Zamku.
— Moglibyśmy w sumie wejść do Sunrisa — zaproponował Oskar, a drugi chłopak bez słowa podniósł brwi, jakby pytając „a co to”? — To gejowski klub. Jedyny w Olsztynie.
— Serio, w Olsztynie jest klub dla gejów? — Tego się raczej po tym małym mieście Kuba nie spodziewał. W Poznaniu był tylko jeden taki klub i jeden pub, a w morzu poznańskich lokali nie stanowiło to nawet procenta miejsc, do których można było pójść wieczorem. Ale w Olsztynie, gdzie było z dziesięć pubów na krzyż, takie miejsce musiało być dość znane.
— W sumie klub to chyba za duże słowo — odpowiedział Oskar z zastanowieniem. — Dużo bardziej pub z parkietem? Sam nie wiem jak to nazwać. W czwartki jest karaoke, w piątki wieczór dla kobiet, w soboty męska impreza. A tak normalnie to można tam iść, posiedzieć przy piwie i w otoczeniu innych ludzi ze społeczności LGBT.
— Czyli to nie tylko klub dla gejów, ale i dla lesbijek? — dopytał Kuba.
— Powiedziałbym, że to klub dla wszystkich. Takie tolerancyjne miejsce — podsumował Oskar i uśmiechnął się do rozmówcy.
Bo tak właśnie było. W Sunrisie była jedna zasada — nikt nie wyśmiewa nikogo ani za orientację, ani kolor skóry czy religię. Dlatego lubił tam zaglądać od czasu do czasu, nie tylko w soboty na podryw, ale po prostu, żeby sobie posiedzieć wieczorem, pogadać z obsługą, czy z innymi gośćmi. Od czasu do czasu w niedziele wyświetlali też branżowe filmy na rzutniku i wtedy to już była jego obowiązkowa impreza, bo zawsze znaleźli coś fajnego, co trudno było obejrzeć gdzieś indziej.
— To masz ochotę wejść na jedno piwko? — zagadnął kolegę, ale Kuba tylko wzruszył ramionami.
— Może innym razem — powiedział po chwili.
— Dalej trzyma cię wstręt do alkoholu? — zapytał domyślnie Okoye i wybuchnął zaraźliwym śmiechem.
Kuba w odpowiedzi uśmiechnął się blado i kiwnął głową na potwierdzenie. Wolał chyba nie mówić Oskarowi, że, pomimo iż pochodził z dużego miasta, to nigdy jeszcze w gejowskim klubie nie był. Było w takich miejscach coś zakazanego i przerażającego. Nie zdobył się na to mieszkając w Poznaniu, głównie dlatego, że miał wrażenie, że w momencie w którym postawi tam nogę, wszyscy od razu będą wiedzieć, że jest nieobytą w tym światku dziewicą, jakby miał to napisane na czole — i w drugą stronę — kiedy już wyjdzie z klubu, to każdy, kto go spotka na ulicy, od razu rozpozna, gdzie właśnie był.
I jednocześnie ciągnęło go tam, teraz bardziej niż kiedykolwiek. Jego doświadczenie z LGBT ograniczało się tylko do tego, co wyszukał i przeczytał w Internecie. Poza Oskarem wszystkie interakcje z innymi gejami też były internetowe, albo przynajmniej tam rozpoczęte, a przez to jakby mniej znaczące. Naprawdę go korciło, żeby iść do Sunrisa i zobaczyć tych ludzi na żywo, chociażby po to, żeby się przekonać, że byli zwyczajni, tacy jak on sam.
Tyle że na razie nie miał jeszcze tyle odwagi. A tymczasem łatwiej to było to zrzucić na wstręt do piwa, bo swoją drogą, po ostatniej sobocie ten wciąż utrzymywał się na wysokim poziomie.
— To może korzystając z tego, że zapowiada się naprawdę fenomenalnie ładny wieczór, pójdziemy do obserwatorium astronomicznego? Na pewno będzie świetny widok gwiazd.
O, i to już była propozycja, na którą łatwo się było Kubie zgodzić.

***

7 października 2009 r.

Janek z niesmakiem spojrzał na pulchną dziewczynę, która z takim przejęciem opowiadała swoją historię grupce zebranej wokół sali, gdzie za chwilę miały odbyć się zajęcia z matematyki, że aż trochę się opluła. Dziewczyna, chyba Beata, jeżeli pamięć Janka nie myliła, mówiła właśnie o tym, jak bardzo pokonał ją wczoraj zbiór zadań dodatkowych na matmę i jak to z całej tej niemocy sięgnęła w końcu po wino i razem ze współlokatorką zamiast się uczyć, oglądały doktora Hausa. Żałosne.
— To co, kto da spisać to cholerstwo z całkami? — zapytała w końcu i potoczyła wzrokiem po zebranych osobach.
Po ludziach w grupie przeszło widoczne zmieszanie. Nikt nie chciał dawać swojej pracy Beacie do zjechania, bo Jaskólska, która prowadziła przedmiot, lubiła sprawdzać i nagradzać zadania dla chętnych. I to cholerstwo z całkami było naprawdę trudne, więc każdy, kto je rozwiązał, liczył na jakąś gratyfikację ze strony wykładowczyni. Po co więc było wkładać dodatkowe punkty w ręce konkurencji?
— Aśka, zrobiłaś? — pytała Beata wyrywkowo, licząc, że ktoś się złamie.
— No coś tam mam, ale niecałe i na pewno źle, bo nie wiedziałam do końca, o co chodziło — wykręcała się zapytana.
No to już był idiotyzm, tak się głupio tłumaczyć, zamiast się postawić. Prawda była taka, że Beata od dawna jechała na wykorzystywaniu innych, a sama nigdy nie dawała nic w zamian, przez co każdy miał jej serdecznie dosyć. Tym bardziej bez sensu było tak unikać konfrontacji.
— Dobra… Artek, ty jesteś łebski, na pewno masz — zagadywała dalej dziewczyna. No tak, najłatwiej było męczyć tych, którzy z natury nie potrafią się bronić, postawieni pod ścianą.
Janek głośno prychnął, a cała uwaga zebranych skupiła się nagle na nim.
— A ty masz to zadanie, Janek? — zapytała Beata mrużąc oczy, jakby brała go na celownik.
Janek odpowiedział na to spojrzenie, nawet przez chwilę nie spuszczając wzroku.
— Tak — powiedział po prostu, a dziewczyna aż zatarła ręce z zadowolenia i sięgnęła do swojej torby po zeszyt.
— To daj, spiszę, zanim Jaskólska przyjdzie — powiedziała i wyciągnęła władczo rękę.
— Nie. — Słowom towarzyszyło zimne spojrzenie.
Nie było najmniejszego sensu kłamać i się wykręcać. Wszyscy na roku wiedzieli, że Janek nie był szczególnie miły i średnio dbał o opinię wśród kolegów. Nie był też ostatnim sobkiem, bo jak ktoś go grzecznie poprosił, dał i spisać na zaliczeniu, i pomógł zrozumieć temat, jak sam załapał, a ktoś miał problem. Poza tym nawet dobrze się z nim robiło projekty grupowe, bo swoją część zawsze kończył pierwszy i często brał na siebie większą pracę. Ale nie tolerował takich leserów, którzy tylko chcieli się ślizgać między obowiązkami i całe życie szukali łatwiejszego sposobu i to też był ogólnie znany fakt.
Beata wydęła usta w geście smutnej divy i zatrzepotała rzęsami. Przy jej tuszy wyglądało to komicznie, ale chyba nikt do tej pory nie miał odwagi czy też sumienia, żeby jej to uświadomić.
— Janeczku, nie daj się prosić…
— Nie — przerwał jej, brutalnie ucinając ten bełkot. Na tym w sumie mógłby zakończyć tę dyskusję, ale na swoje nieszczęście dziewczyna ponownie otworzyła usta, zapewne, żeby wylać jeszcze więcej tych błazeńskich próśb. Przerwał jej w pół słowa, jeszcze zanim ta miała na dobre szansę zacząć. — Gówno mnie obchodzi jak bardzo chcesz zjechać moje rozwiązania. Tak jak każdego tutaj gówno obchodzi, że zamiast wczoraj się pouczyć, wolałaś się upić. Twoja sprawa. Jesteś leniem, to se bądź. Tylko nie myśl, że będziesz odcinać kupony od mojej ciężkiej pracy. Żałosne to jest, ale to nie mój problem. Tak samo jak ty i twój brak perspektyw. Więc lepiej zejdź mi z oczu, bo serio, dziewczyno, ciężko się na ciebie patrzy.
Większość ludzi po wygarnięciu czegoś takiego pewnie odwróciłoby wzrok i udawało, że zajęło się czymś innym, ale nie Janek. Nie czuł się winny, że powiedział dziewczynie kilka gorzkich słów prawdy. Nie miał zamiaru chować głowy jak struś w piasek. Za swoje decyzje trzeba było ponosić konsekwencje.
Beata zamrugała kilka razy i wyglądała na naprawdę zaskoczoną, a po chwili też zszokowaną słowami Janka.
— Dupek z ciebie, Tomaszewski — wykrztusiła w końcu i odwróciła się na pięcie, żeby odejść w stronę innej grupki z ich roku i stamtąd mierzyć go gniewnym spojrzeniem.
Może i dupek, ale przynajmniej wierny swoim zasadom.
Nagła cisza, która zapanowała wśród otaczających Janka ludzi była tak ciężka, że w końcu nawet on nie mógł tego nie zauważyć. Z irytacją potoczył wzrokiem po zebranych wokół niego ludziach, żeby szybko odkryć, że każda para oczu była skupiona na nim. Świetnie, bo właśnie o to mu chodziło…
— Co? – burknął w stronę tłumu. Naprawdę nie miał zamiaru im się teraz tłumaczyć, że uważał, że zrobił słusznie. Jeżeli ktoś sądził, że przesadził, to był jego problem – najważniejsze, że Janek czuł się dobrze sam ze sobą i nie miał sobie nic do zarzucenia.
— Nic – zaczął Wojtek, wysoki brunet, który dzielił z nim ćwiczenia na specjalizacji. – Po prostu zajebiście, że w końcu ktoś jej wygarnął. Wszystkich nas wkurwiała od zeszłego roku, ale nikt nie miał jaj, żeby powiedzieć jej to w twarz.
I jak za sprawą lawiny, to co powiedział Wojtek wywołało naraz odzew całej grupy. Każdy mówił, jeden przez drugiego, jak bardzo Beaty nie lubił i jak bardzo się cieszył, że Janek jej dogadał. W tym całym hałasie Janek z konsternacją doszedł do wniosku, że nie znalazła się ani jedna osoba, która by go krytykowała. Nie do końca wiedział, co zrobić z tą nagłą atencją, szczególnie, że najchętniej po prostu zaszyłby się gdzieś z książką i udawał, że go tam nie było…
Jeszcze przez chwilę na korytarzu wrzało, ale kiedy w końcu ktoś zmienił temat, Janek poczuł, że może spokojnie wziąć się za przeglądanie swoich notatek. W końcu Jaskólska naprawdę mogła go zapytać z całek, a pomimo tego, iż sam rozwiązał zadanie i czuł, że poradziłby sobie z każdym podobnym, zawsze lepiej było sobie jeszcze powtórzyć materiał — nie lubił wychodzić na idiotę przy tablicy.
Sięgał już do plecaka, kiedy kątem oka zauważył przy drzwiach wejściowych znajomą, rozczochraną głowę.
— Bez jaj — powiedział nieświadomie na głos. Bo to serio były jakieś jaja, żeby ten gówniarz i na uczeni go prześladował… Po prostu czuł jakby w nim zawrzało. Niedoczekanie twoje, ty gnoju jeden. Jak na autopilocie ruszył przed siebie, zupełnie nie patrząc, czy nie potrąca kogoś po drodze. W kilka sekund dotarł do drzwi, a jego usta otworzyły się same, żeby gniewnie wysyczeć: — Co ty tutaj robisz?!
Dzieciak przez chwilę patrzył na niego zszokowany, a jego krowie oczy wyglądały na jeszcze większe niż zazwyczaj.
— Ja… co? — zapytał Kuba, bo faktycznie chyba w ogóle nie kontaktował, co się właśnie działo. Jeszcze moment wcześniej stał sobie z Izą na papierosie, a teraz jego współlokator krzyczał na niego na korytarzu jego wydziału. Czy to był jakiś, kurwa, flashmob?
— Śledzisz mnie? — zapytał Janek, a w oczach miał istny szał. Chyba w uniesieniu zapomniał też o uszanowaniu przestrzeni osobistej, bo nagle jego twarz znalazła się tak blisko twarzy bruneta, że ten właściwie mógł poczuć jego oddech na ustach.
Kuba głośno przełknął ślinę. Co z nim było, cholera, nie tak, że zamiast się wkurzyć, to serce mu przyspieszyło i mógł tylko gapić się na Janka jak ciele w obrazek? Bo matko, z bliska było widać, że na policzkach Tomaszewski ma kilka brązowych piegów, a pod oczami takie urocze zmarszczki, które się większości ludzi robią od śmiechu. Jemu to się pewnie od krzyków zrobiły, biorąc pod uwagę, że Kuba jeszcze nie widział, żeby ten gbur kiedykolwiek zdobył się na coś więcej niż kpiarskie wygięcie warg… A propos warg… jego usta były naprawdę blisko.
Cholera.
Pomimo tej nagłej bliskości nawet Kuba zdawał sobie sprawę, że coś w tym obrazku było nie tak. Iza stała koło niego jak sparaliżowana, szeroko otwartymi oczami wodząc to od niego, to do Janka. Powoli zaczynali też wzbudzać zainteresowanie przypadkowych gapiów. Dlatego należało powiedzieć coś, żeby zakończyć ten dziwny teatrzyk. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie pozwolił sobie ostatni raz zawiesić wzroku na ustach chłopaka. Matko, co on z nim robił, że tak tracił rozum?
Resztkami silnej woli podniósł spojrzenie na oczy Janka i uśmiechnął się z lekką kpiną.
— Masz na myśli, czy cię śledzę, kiedy idę na zajęcia, na moim wydziale? — zapytał sarkastycznie. Przez kilka sekund trwali w bezruchu, po czym Kuba dokładnie zauważył moment, w którym wiadomość dotarła do blondyna.
Janek aż się wzdrygnął. Czy to było możliwe, żeby mieć takiego pecha? Nie dość, że dzielił z tym gówniarzem mieszkanie, to jeszcze wybrali ten sam wydział?
— Co? — zapytał tępo. Bo niby o co innego miał zapytać? Naprawdę chciał wierzyć, że to było tylko jakieś idiotyczne nieporozumienie, a Kuba zaraz wyprowadzi go z błędu i najlepiej odwróci się na pięcie, i sobie pójdzie.
— Pstro — skwitował brunet i zaplótł ramiona na klatce piersiowej. Dopiero wtedy Janek zdał sobie sprawę z tego, jak blisko siebie stali. Momentalnie zalała go fala zażenowania i odsunął się na bezpieczniejszą przestrzeń.
— Czy ty nie umiesz normalnie odpowiadać, jak człowiek? — zapytał, nie kryjąc irytacji.
— A jak według ciebie odpowiadam? Jak traszka? — odbił pytanie, a bezczelny uśmieszek nie schodził z jego ust.
W sumie, kiedy z Kuby opadł pierwszy szok, odkrył, że nawet całkiem dobrze się bawił w tej sytuacji. Janek zapalał się szybko jak mało kto i chyba tracił wtedy całą zdolność logicznego myślenia, bo od razu wdawał się z nim w kłótnie. A było coś naprawdę satysfakcjonującego w podjudzaniu go jeszcze mocniej…
— Jak pies — warknął Tomaszewski w odpowiedzi. — A dokładniej jak szczeniak! Normalnie się pytam, co tu robisz?
Kuba pokręcił tylko głową z udawanym niedowierzaniem.
— Już ci mówiłem, idę na zajęcia… Jasiu.
Janek nagle zastygł i zmierzył go najbardziej wściekłym spojrzeniem, na jakie było go stać. A miał w tym trochę praktyki.
— Nie nazywaj mnie tak — wysyczał przez zęby. Jednoczesnej jego ręka mimowolnie powędrowała w kierunku klatki chłopaka i zupełnie poza świadomością, zacisnęła się na t-shircie bruneta. Usta Kuby rozwarły się w niemym zdziwieniu, a Janek przyciągnął go do siebie i ponownie syknął. — Słyszysz gówniarzu? Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a skończy się na czymś więcej niż tylko przepychanki!
— Dobra, dobra, kumam — zaczął Kuba obronnie, na wszelki wypadek wyciągając przed siebie dłoń i opierając ją na ramieniu rozmówcy. — Co jest z tobą nie tak, że zawsze musisz się na mnie rzucać? Podobam ci się, czy coś? — zapytał zaczepnie, bo ponoć najlepszą obroną jest atak. Chociaż Kuba sam nie był przekonany, czy autor tych słów akurat taką sytuację miał na myśli.
Jak można było przewidzieć, Tomaszewski momentalnie go puścił i się wyprostował. Spojrzał na niego z góry, bo pomimo iż byli bardzo podobnego wzrostu, potrafił tak spojrzeć, że człowiek poczuł się nagle przy nim bardzo malutki, i pokręcił głową.
— Nigdy mnie tak nie nazywaj — powtórzył, po czym odsunął się już zupełnie, odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku, z którego przyszedł, po to, żeby po chwili zniknąć wraz z grupą innych ludzi za drzwiami sali sto siedem. Kuba jeszcze przez chwilę stał jak wmurowany i dopiero kiedy Iza podała mu torbę, która musiała mu się zsunąć z ramienia, gdy Janek go szarpnął, trochę się obudził.
— Kto to był? — zapytała dziewczyna, zszokowana.
— To? To była moja Nemezis.

***

Janek jeszcze po zajęciach czuł się roztrzęsiony i ośmieszony. Nie mógł uwierzyć, że Kuba nazwał go tak… po domowemu, jak tylko mama go nazywała i czasami Zosia. I to tylko w tych najbardziej emocjonalnych, najbardziej odkrytych momentach jego życia. Skąd on w ogóle wiedział? Nie przypominał sobie, żeby rozmawiał z mamą przez telefon, kiedy Kuba był obok, ale to musiało być to, prawda?
…bo jeżeli nie to, to znaczy, że to był zupełny zbieg okoliczności, a on znowu zareagował jak ostatni furiat. Więc to musiało być to.
Upokorzenie mieszało się ze wstydem, bo ponownie, zupełnie niepodobnie do samego siebie, dał się ponieść chwili i znowu wszedł w chłopakiem w fizyczny kontakt. Po co on go w ogóle szarpał? Miał dwadzieścia jeden lat i nigdy wcześniej nie rozwiązywał swoich problemów siłą. I nagle mu się odmieniło? Przecież nawet dzisiaj, z Beatą, pokazał, że jest idealnie opanowany i potrafi jednym zdaniem zmiażdżyć przeciwnika. Więc czemu zawsze, kiedy przychodziło do konfrontacji z Kubą, zamiast po argumenty, sięgał po pięści? I jeszcze to, co ten dzieciak mu później powiedział! Przecież on nie był…nie był… taki. Czy dla Kuby naprawdę tak to wyglądało z boku? Jeżeli tak, to tym bardziej Janek musiał trzymać się od chłopaka z daleka i za wszelką cenę nie pozwolić sobie, żeby znowu go przy Kubie poniosło. Nie chciał, żeby współlokator miał o nim takie mniemanie.
Nie miał nic do gejów. Nigdy żadnego nie spotkał, ale pewnie to byli normalni ludzie. I nie chodziło o to, że wstydził się, co by ktoś o nim pomyślał, bo to akurat miał w dupie. Po prostu nie chciał, żeby chłopak, który dzielił z nim mieszkanie — korzystał z tej samej łazienki, spał w pokoju obok i chodził po domu w samych gaciach — bał się, że Janek mógłby chcieć go w jakiś sposób wykorzystać. Bo on nigdy by tego nie zrobił.
Te ponure myśli towarzyszyły mu jeszcze podczas gdy wchodził do kawiarni na swoją popołudniową zmianę. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko Karolina go zauważyła, od razu wzięła się pod boki i zapytała:
— Coś ty taki ponury?
Janek wzruszył ramionami. Nieszczególnie był w nastroju, żeby dziewczynie opowiadać o swoim dniu. Zresztą, mało kiedy był w takim nastroju, a Karolina zdawała się to rozumieć. Może dlatego tak dobrze się czuł w jej towarzystwie. Nigdy na siłę nie wyciągała z niego informacji i nie zmuszała go, żeby się jej zwierzał. Z ich dwójki to ona była gadułą i świetnie wychodziło jej zapełnianie ciszy. Janek raz jej słuchał, raz nie, okazjonalnie dodał też jakieś zdanie od siebie i tak im się kręciło przez cały dzień w Kofiszocie. Z biegiem czasu Tomaszewski wtrącał coraz więcej swoich przemyśleń w te monologi. Czasem nawet dawał jakieś rady od siebie, a Karolina wydawała się je szczerze cenić i wykorzystywać. Kiedy był ku temu odpowiedni nastrój, Janek mówił też sam z siebie i zupełnie nieprzymuszany przez dziewczynę, o jakichś drobiazgach dotyczących jego życia — o zajęciach, rodzinie. Nic wielkiego i żadne tajemnice. Ale odkąd był w Olsztynie tylko jej mówił takie rzeczy. W sumie można powiedzieć, że była jego jedyną koleżanką…. Zresztą i tak nie miałby czasu na więcej relacji w swoim życiu. Wiecznie albo był na uczelni albo w pracy, albo zakuwał w domu. Nie było miejsca na żadne dodatkowe atrakcje…
Karolina i tym razem zdawała się zrozumieć go bez słów, bo po chwili wzajemnego mierzenia się wzrokiem — on ponurym i zrezygnowanym, ona zdziwionym, ale też takim po ludzku wyrozumiałym — zapytała:
— Chcesz kawę? Wymyśliłam nowy przepis.
Chciał. Na ogół chciał jej kawę, bo Karol robiła najlepszą. Wszystkiego, co wiedział o baristyce dowiedział się właśnie od niej i pomimo iż pracował w Kofiszocie już ponad rok, nawet do pięt jej nie dorastał. Dziewczyna co rusz wpadała na pomysł, jak urozmaicić ich menu. Dlatego i tym razem przyjął od niej napój z wdzięcznością i pozwolił, żeby kofeina chociaż na chwilę wypłukała z niego wszystkie problemy… głupi Kuba.

***

Podwójne espresso było podstawą wielu kaw, a tych przeznaczonych dla Janka to już szczególnie. Ten chłopak zaczynał majaczyć za każdym razem, kiedy w jego krwiobiegu ponownie pojawiała się krew zamiast czystej kofeiny, a życiowym celem Karoliny Maciaszek było dbanie o to, żeby Janek zawsze miał kawy pod dostatkiem.
Kiedy patrzyła jak z twarzy blondyna powoli znika niezadowolenie, za to pojawia się błogie rozleniwienie wywołane przez kawę, którą chwilę wcześniej mu zaserwowała, coś ciepłego rozpływało się w jej żołądku.
Okej, wiedziała, że to była totalna klisza, zakochać się w swoim najlepszym kumplu, ale z Jankiem wszystko było po prostu takie inne. Lepsze.
Zaczęło się niewinnie. Zobaczyła Janka po tym jak właściciel Kofiszota przyjął go do pracy i kazał jej oprowadzić chłopaka, opowiedzieć co i jak u nich wyglądało. Janek stał tam przed nią z kwaśną miną i wyglądał, jakby wszystko było lepsze niż słuchanie, co miała do powiedzenia. Nie skreślała ludzi po pierwszym wrażeniu, ale z tym chłopakiem od początku było wiadomo, że on się po prostu nie nadawał do pracy z ludźmi. Niemniej Karolina pokazała mu kawiarnię, ekspres ciśnieniowy i przelewowy, spieniarki, młynki i mieszankę ziaren. Pokazała gdzie trzymają szkło i gdzie jest zmywak. Oprowadziła po lokalu, wskazała, gdzie mógł zostawić rzeczy, a potem wzięła go pod swoje skrzydła i nauczyła robić podstawowe kawy z ich menu.
Janek był chyba najgorszym początkującym baristą na świecie. Najpierw złapał za rurkę spieniającą i oparzył się w rękę. Potem trzy razy źle włożył kolbę, a gdy przedłużał americano to puścił wodę, zanim odstawił kubek i wrzątek plusnął mu na fartuch. A na końcu przy teksturowaniu mleka oblał samego siebie, ją i jeszcze pół podłogi. No i kawa, którą zrobił była paskudna. Przepaskudna.
I kiedy myślała, że chłopak rzuci zapaską i powie, że to nie dla niego, ten ją naprawdę pozytywnie zaskoczył.
— Mogę spróbować znowu? — zapytał po prostu. Być może Karolina trochę zbyt długo na niego patrzyła, z przekrzywioną głową, bo chłopak zaraz dodał: — wiem, że jestem chujowy, ale obiecuje, że się poprawię. A jak chodzi o to, że produkty, które dzisiaj zniszczyłem są za drogie, to mogę przynieść z domu i na nich ćwiczyć. Tylko mnie nie zwalniaj od razu, daj mi szansę, bo ja potrzebuję tej pracy.
Ujął Karolinę swoją pracowitością i uczciwością. Później przez kilka dni próbował zrobić kawę, którą dałoby się wypić, a jak w końcu mu wyszło, cieszył się jak małe dziecko. Kiedy się uśmiechał, jego twarz zmieniała się nie do poznania. Pod oczami robiły my się przeurocze zmarszczki mimiczne, a usta układały się w najbardziej niedorzeczny uśmiech świata, bo górna warga podjeżdżała tak wysoko, że było widać mu całe dziąsła. Wygadał jak gówniak w święta, albo jak szczeniak, który cieszy się, że pan wrócił do domu.
I wtedy Karolinie po raz pierwszy mocniej zabiło serce.
Tygodniami to w sobie uciszała. Była przełożoną Janka i pomimo iż była to śmiechu warta kariera, to jednak występowała tutaj jakaś zawodowa zależność. I była od niego starsza o dwa lata — a przynajmniej tak myślała na początku, bo później się okazało, że Janek nie kończył liceum, tylko czteroletnie technikum. Ale i tak, była starsza. No i po jakimś czasie zaczęła doskwierać jej jeszcze jedna rzecz. Była koleżanką Janka i on zdawał się jej ufać. I chyba była jedyną osoba, z którą był tak blisko.
Niby nic, ale przeszkadzało jak kamyk w bucie.
Nie robiła sobie nadziei, bo powiedzmy sobie szczerze — gdyby coś miało z tego wyjść, to zdarzyłoby się już dawno temu. Pracowali razem od ponad roku, praktycznie zawsze byli na jednej zmianie. Kilka razy spotkali się też poza pracą, bo Karolina potrzebowała z czymś pomocy. I to nie chodziło o to, że specjalnie szukała pretekstu, żeby Janka oglądać po pracy, tak po prostu jakoś wyszło... Za pierwszym razem musiała wynieść starą wersalkę, a wnieść nowe łóżko, a potem je jeszcze skręcić, czyli totalnie zadanie dla faceta, prawda? Więc to miało sens, że poprosiła akurat Janka.
Innym razem potrzebowała drugiego kierowcy, żeby podjechać po swojego pijanego brata i odstawić jego samochód do domu, bo ten głupek się spił, pomimo tego, że przyjechał autem. Ponownie poprosiła Janka, bo Janek miał prawo jazdy i wiedziała, że nie miał żadnych planów na wieczór. Przecież tak robią kumple, no nie?
No i jeszcze kiedy indziej… no dobra, tamto to już nie była zwykła przysługa. Zaprosiła go na swoje urodziny. Robiła małą imprezkę dla znajomych, nic wielkiego, taka posiadówka na stancji. Szczerze to myślała, że Janek odmówi, ale jednak przyszedł. I przyniósł wino i kwiatki. Co prawda powiedział masz badyle, ale liczył się gest, prawda?
I to nie tak, że ona sobie wyobrażała coś, czego tam zupełnie nie było. Po imprezie wszyscy mówili, że ona i Janek fajnie do siebie pasują. Mieli swoje wewnętrzne żarty, wygłupy, które rozumiała tylko ich dwójka. Mówili do siebie urywkami zdań, a to drugie bez problemu wyłapywało, o co chodziło. Facet jest kuzynki nawet sądził, że są parą i nie mógł uwierzyć, gdy mówili, że nie — ona ze śmiechem, a Janek bardzo, bardzo zażenowany.
Wtedy zrozumiała, że być może zbyt mocno narzucała się ze swoją fizycznością Tomaszewskiemu, skoro ludzie tak ich odbierają. Niby nic wielkiego, tu dotknęła jego ramienia, tu strzepnęła ze swetra nitkę, a tu… no kiedy nie było miejsc siedzących, usiadła mu na kolanach… Ale ludzie tak robią! Dziewczyny od niej na roku cały czas w ten sposób oszczędzały miejsce i to wcale nie oznaczało, że są facetem zainteresowane. Ot, tak po prostu… po prostu… po prostu była w Janku zakochana.
Ale nie była głupia. Widziała, że po tej imprezie chłopak się mocno wycofał z ich relacji i zdystansował. Nie drążyła, nie wyciągała go na żadne więcej imprezy ani się nie narzucała. I tak, to, co mieli, ta lekka przyjaźń, więź porozumienia i wspólny czas w pracy też były w porządku. Po cichu oczywiście liczyła, że to się kiedyś zmieni, ale na razie… na razie mogła dać Jankowi czas.

***

8 października 2009 r.

Kuba ostatnimi czasy był bardzo zajęty. Po pierwsze zajęcia na uczelni zabierały mu lwią część dnia, a po drugie całą resztę wolnego czasu organizował mu Oskar. No i oczywiście Ada, która po tym, jak w niedzielę zrobiła mu burdę życia za to, że się spił, odsypiał i przez to nie odebrał od niej telefonu, na stałe powróciła do jego rozkładu zajęć.
Lubił swoją siostrę — nie tylko kochał, jak przystało w rodzinie, ale naprawdę lubił. Ada była postrzelona i apodyktyczna, ale dbała o swoich bliskich jak nikt inny. Gdyby było trzeba, to z całą pewnością zasłoniłaby go własną piersią. No i miała poczucie humoru bardzo podobne do jego własnego. Jedyne, co ich naprawdę różniło, to kwestie organizacyjne — Ada zawsze miała wszystko pod linijkę, świetnie zaplanowane, ułożone i gotowe zawczasu. A on… cóż.
Dzisiaj po zajęciach właśnie u Ady i Pawła spędził całe popołudnie. Miło było posiedzieć w ich kawalerce na Żołnierskiej. Tam zawsze panował taki przytulny, domowy klimat. Może dlatego, że ciepli byli z nich ludzie, może dlatego, że byli fajną parą… W każdym razie popołudnie szybko przerodziło się w wieczór i zanim się obejrzał, musiał wrócić do domu i ogarnąć się przed snem, bo jutro miał pojawić się na kampusie z samego rana.
Najciszej jak się dało otworzył drzwi wejściowe, marząc, że przez kuchnię prześlizgnie się niezauważony, ale na jego nieszczęście Janek akurat krzątał się po mieszkaniu.
— Cześć — powiedział niepewnie. Od tego incydentu na wydziale nie bardzo wiedział jak ma się przy chłopaku zachowywać. Kiedy spotkali się wczoraj wieczorem w domu, żadne z nich nie wróciło do tej sprawy, ale wyraźnie było czuć wiszące w powietrzu napięcie.
— Hej — odpowiedział Janek odwracając się przez ramię, ale nie przerywając robienia sobie kolacji.
Był już w spodniach od piżamy i zwykłym t-shircie, a włosy miał mokre od niedawnego prysznica, więc pewnie szykował się już do łóżka. W takim wydaniu wyglądał miękko i bardzo osiągalnie. Jakby faktycznie wystarczyło wyciągnąć rękę, żeby go do siebie przyciągnąć… i przytrzymać. Ale Kuba podejrzewał, że Janek prędzej by mu tę rękę odgryzł, niż pozwolił na coś takiego.
Blondyn zupełnie niepomny myśli współlokatora powrócił do przerwanej czynności, a Kuba wykorzystał ten moment, żeby czmychnąć do swojej sypialni i tam zostawić rzeczy, po czym znów wyszedł z pokoju i za plecami drugiego chłopaka przeszedł do łazienki. Janek albo go nie zauważył, albo bardzo dobrze udawał, że go nie widział, bo nawet na chwilę nie odwrócił się od kuchennej lady.
Dopiero w łazience Kuba odetchnął. Sam nie wiedział czemu czuł się skrępowany przy Tomaszewskim. Kiedy sprzeczali się wczoraj na uczelni, czuł się panem sytuacji — otaczali ich ludzie, więc wiedział, że Janek nie zrobi niczego głupiego, ale też po prostu bawiła go cała ta kłótnia — dopiero tutaj, w domowym zaciszu, czuł, że ich relacja jest taka kanciasta i niezręczna. Musiał sobie szybko poukładać w głowie, jak chciał się w obecności drugiego chłopaka zachowywać, skoro nie zapowiadało się, żeby coś się miało w ich sytuacji mieszkaniowej zmienić. Raczej na gorący romans też nie było szans, więc powinien odpuścić sobie te nieprzyzwoite myśli, które co rusz go nawiedzały, gdy widział Janka półnago, lub w domowych ciuchach i bardziej nastawić się na budowanie z blondynem jakichś przyjaźniejszych relacji. Chociaż, sądząc po wiecznie kwaśnej minie tego drugiego, na to też były nikłe szanse.
No dobra, Kuba sam wiedział, że mocno skrewił i zaczęli tę znajomość od najgorszej możliwej strony. Już pomijając to pierwsze spotkanie… Był bałaganiarzem i sądząc po tym, ile razy Ada zmyła mu za to głowę, gdy jeszcze razem mieszkali, była to bardzo denerwująca cecha. No i nie popisał się też tym pijackim występem z kluczami w roli głównej. Ale czasu się nie cofnie, a on musiał wymyślić jakiś sposób na tego gbura, jeśli mieli dalej mieszkać razem. Co prawda ostatnia próba mediacji na kacu mu za bardzo nie wyszła, ale jeżeli może podejdzie do tego bardziej metodycznie, uda mu się Tomaszewskiego przekonać, że nie był znowu taki najgorszy i że, w sumie, z powodzeniem mogli się kumplować?
Tak… kumplować.
Kogo on chciał oszukać? Za każdym razem, kiedy jego myśli uciekały do jakichś cieplejszych relacji z Jankiem, od razu widział go w bardzo jednoznacznej sytuacji. I te wyobrażenia też wcale nie pomagały razem mieszkać!
Kiedy umył już zęby i przyjrzał się swojej zbolałej twarzy w lustrze, zrzucił z siebie wszystkie ubrania i wskoczył pod prysznic. Odkręcił wodę i momentalnie wrzasnął
W kuchni Janek uśmiechnął się do siebie pod nosem. Tak właśnie myślał, że nie ma już ciepłej wody…
Kiedy po kilku minutach z łazienki wypadł wściekły Kuba, w samych bokserkach, które chyba przykleiły mu się do tyłka, i trzęsąc się jak osika, Jankowi naprawdę trudno było utrzymać poważną minę. Czyżby gówniarz doznał takiego szoku, że aż zapomniał użyć ręcznika?
— Nie ma ciepłej wody! — oznajmił brunet oskarżycielsko i wymierzył w niego palcem.
Tym razem Jankowi nie udało się już powstrzymać uśmiechu, który po prostu wykwitł mu na twarzy.
— To nie sprawdziłeś najpierw?
— Nie! — krzyknął z oburzeniem. — Zawsze najpierw wchodzę do kabiny, potem puszczam wodę. I poleciała lodowata!
Blondyn wzruszył ramionami. No jakim trzeba być idiotą, żeby nie sprawdzić najpierw czy nie ma ciepłej wody? Mieszkali w starej kamienicy, na miłość boską. W łazience mieli grzejnik, w który on sam zawsze uderzał czołem, gdy korzystał z toalety, więc nie dało się go przegapić. Każdy debil by się domyślił, że wodę trzeba najpierw sobie zagrzać. Chociaż to by pewnie tłumaczyło dlaczego, kiedy wprowadził się ponownie do mieszkania, grzejnik był cały czas podłączony do prądu. Wtedy myślał, że ktoś zapomniał go wyłączyć przez przypadek, ale teraz nabierał zupełnie innych podejrzeń. Niedoczekanie tego smarkacza, jeżeli sądził, że Janek będzie płacił dodatkowe rachunki za prąd z powodu jego lenistwa!
— No to sugeruję zmienić kolejność — podsumował tylko i zabrał z blatu swój talerz, żeby przejść z nim przez kuchnię i zasiąść przy stole. Był dość kiepskim kucharzem, ale do perfekcji opanował kurczaka w sosie słodko-kwaśnym. Ze słoika, oczywiście. W każdym razie zamierzał go zjeść ze smakiem, bo umierał z głodu.
— I tak, już? To jest cały twój komentarz? — oburzył się jego współlokator, a Janek ze zdziwieniem podniósł na niego wzrok. Myślał, że chłopak już sobie poszedł.
— A wolałbyś mój komentarz w rozszerzonej wersji reżyserskiej, czy jak? — zdziwił się znad talerza. Pospiesznie przełykał kolejne kęsy kolacji. Smak był znośny, ale z rodzaju tych zjeść i zapomnieć.
— Boże! — krzyknął chłopak i podniósł ręce do góry, jakby faktycznie prosił niebiosa o pomoc. — No normalnie ci mówię, nie mamy ciepłej wody. Nie martwi cię to? Nie chcesz tego gdzieś zgłosić, nie wiem, do spółdzielni, czy właścicielki mieszkania?
Na to już Janek podniósł brwi, a na twarz przybrał sztuczny wyraz uprzejmego zdziwienia. A potem wpakował do buzi kolejny widelec ryżu. Odezwał się po chwili, kiedy już przełknął.
— Nie ma ciepłej wody — powiedział powoli i dobitnie — bo nie włączyłeś bojlera.
Śmiesznie było patrzeć na bruneta, kiedy powoli docierało do niego znaczenie jego słów. Ewidentnie oklapł.
— A ty też się kąpałeś w zimnej wodzie? — zapytał przybitym głosem.
— Nie — przerwał mu Janek i uśmiechnął się sztucznie. — Ja sobie włączyłem grzejnik.
— I co, zleciała cała ciepła woda od jednego prysznica? Bo jeśli tak, to może mamy ten bojler jakiś słaby i trzeba pogadać z właścicielką…
— Nie. Kiedy skończyłem, to go wyłączyłem — przerwał mu Janek i tym razem uśmiech, który pojawił się na jego ustach, był jak najbardziej szczery. — Nie chciałem, żeby się niepotrzebnie grzało, wiesz, prąd kosztuje — powiedział wrednie i zapakował sobie kolejną porcję jedzenia do gęby.
W Kubie aż zawrzało.
— Ale z ciebie dupek, Tomaszewski — wysyczał gniewnie, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł jak burza do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Dopóki chłopak nie zniknął Jankowi całkiem z widzenia, ten wgapiał się w jego sylwetkę z zadowolonym z siebie uśmieszkiem na twarzy. Oczy miał zawieszone na tyłku smarkacza i przyklejonych do niego mokrych bokserkach. To nie mogło być zbyt wygodne…
Może był wredny, ale naprawdę poprawił sobie humor. Od razu też pomyślał, że warto było stać wcześniej pod prysznicem jak debil, trzykrotnie dłużej niż zazwyczaj, dopóki nie zleciała cała ciepła woda.


________________________

Cześć Wszystkim :)
Poznaliście właśnie kolejną bohaterkę Siedmiu Lat, Karolinę. Śmieszna rzecz z tą dziewczyną - najpierw jej nie lubiłam, ale w trakcie pisania poczułam do niej nić sympatii. Chyba to zrozumie tylko dziewczyna, która kiedyś coś poczuła do swojego najlepszego kumpla ^^ a Wy co o niej myślicie?

Za betę dziękuję Avet :* Specjalne podziękowania wędrują też do mojej siostry, która bardzo szczegółowo opowiedziała mi, co można zepsuć w kawiarni oraz dostarczyła podręczników opisujących użytkowanie sprzętu dla baristów, tym samym zaoszczędziła mi długiego researchu. Siostro ^^

A teraz dwa ogłoszenia.
1. Czy ktoś z Was korzysta z opcji follow by email na moim blogu? Ja z ciekawości się zapisałam i maila z powiadomieniem o nowym rozdziale otrzymuję trzy dni po fakcie :| już nie mówiąc o tym, że dodanie się do listy mailingowej wygląda jakby właśnie koń trojański wyskoczył… Chyba zupełnie niepotrzebnie ustawiłam ten newsletter, skoro jest też opcja obserwowania bloga. Także myślę, żeby usunąć newsletter, chyba że ktoś uważa że jest on potrzebny i z niego korzysta/ widzi zalety, których ja nie dostrzegam? Na Waszą odpowiedź czekam do następnego rozdziału :)
2. Marzec okazał się dla mnie bardzo trudnym okresem zawodowo. Nagle namnożyło się kilka zawodowych aktywności, które muszą się odbyć w weekend, a weekendy to właściwie jedyny czas kiedy mogę naprawdę pisać. Doszłam do wniosku, że nie ma się co bić z wiatrem i pisać rozdziałów po nocy. Dlatego w marcu opowiadania będą się pojawiać nie co tydzień, jak do tej pory, a co dwa tygodnie. Liczę, że zrozumiecie. Kolejny rozdział 21 marca. No chyba że wena mnie nagle najdzie i będzie wcześniej ;D możecie dopingować, nie obrażę się :)


Komentarze

  1. Zacznę od końca, bo też od końca czytałam - to znaczy od notki odautorskiej. :D
    Ja nie korzystam z opcji follow by email. W zasadzie to nie korzystam z żadnej formy takich powiadomień, więc się nie wypowiem, ale pamiętam, że kiedyś korzystałam z powiadomień o komentarzach i te też przychodziły opóźnieniem. Już nie korzystam. :D
    Więc dla mnie to kompletnie zbędne, ale może ktoś korzysta i lubi.^^

    Dobra, to teraz część właściwa.
    Ja myślałam, że Kuba jest bardziej otwarty. W sensie że już się obracał w barach, klubach i tak dalej, a tu proszę jaki nieśmiały chłopiec.
    Oj, Jasiu, jak Ty mnie zaimponowałeś z tą Beatką. Choć z drugiej strony nie spodziewałam się po nim niczego innego.
    I... czy on sobie pomyślał, że lepiej być miłym dla Kuby, żeby ten sobie nie wyobrażał o nim "takich" rzeczy? :D No to ten... do boju. Jestem pewna, że wcale a wcale nie osiągnie skutku odwrotnego do zamierzonego. W końcu wcale nie będzie robił "takich" rzeczy jak w prologu. Wcale. :D
    "Po prostu nie chciał, żeby chłopak, który dzielił z nim mieszkanie (...) bał się, że Janek mógłby chcieć go w jakiś sposób wykorzystać." - ja jestem tak na 100% pewna, że Kuba nie miałby nic przeciwko.
    Wiesz, co Ci powiem? Zaskoczę Cię, bo moją ulubioną sceną okazała się scena... z Karoliną. Może to i klisza - jak to sama Karolina stwierdziła - ale wyszło to cholernie naturalnie i nienachalnie. Masz dar do opisywania takich sytuacji, bo mogło to wyjść mega ślisko i mogłaś zrobić z niej naiwną laskę, której włącza się stalker i tak dalej, a tu patrz: polubiłam dziewczynę, która stanowi (choćby potencjalne) zagrożenie dla Kuby w relacji z Jankiem.
    Jestem ciekawa czy ona zacznie wreszcie działać, czy jednak boleśnie się rozczaruje, kiedy się dowie, że Janek gra w innej drużynie (mimo iż sam tego na razie nie wie). No szkoda mi jej.
    "Co prawda powiedział masz badyle" - jak Jasiu nie zabije Kuby za pomocą pięści, to z pewnością zabije go romantyzmem.
    No i ta ostatnia scena - złoto! :D
    Podoba mi się, kiedy Janek robi się taki złośliwy. Dobrze kombinuje. Cwany... ale i tak wszyscy wiemy, że on najprawdopodobniej sam wpadnie w swoją pułapkę. :D
    Ale w zasadzie to się z nim zgadzam: kto wchodzi pod prysznic i od razu włącza wodę? Mi z 5 minut zajmuje ustawienie odpowiedniej temperatury. ^^
    Okej, to na koniec mniej przyjemna rzecz. Rozdział był bardzo dobry, ale miał jedną zasadniczą wadę. Co to za dziwny tytuł rozdziału? Już chyba o tym rozmawiałyśmy, prawda? :D Kto normalny nazywa rozdział "rozdział"? Romuald jednak bardziej by pasował :/

    WENY!
    Postaram się Cię zmotywować, żeby było szybciej. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Teorio :) To ja też zacznę od końca :D Czyli rozumiem, że najbardziej byś była usatysfakcjonowana, gdybym zmieniła nazwę bloga na 7 tal, a wszystkie Rozdziały na Romualdy, tak, jak nakazuje autokorekta w moim telefonie? :D Ale idąc tym tropem już niedługo naprawdę trzeba będzie jakiejś enigmy, żeby rozszyfrować, co ja piszę :D Chociaż i tak nic nie pobije tego, że Twój nowy nick wybrał Ci mój telefon :D

      Kuba jest…no w mojej głowie to jeszcze taki szczeniaczek, co nie zna życia. I chłopaków 😉 Także wszystko jeszcze przed nim, kto wie, może już niedługo…?

      Uważaj jak nazywasz Janka ;P Bo jak usłyszy, to kto wie, co zrobi, w końcu on się tak szybko podpala… ale z Beatką to mnie też zaimponował. Nie wiem skąd on taki odważny, skoro ja bym tylko podkuliła ogon i dała zeszyt do odpisania. Ale może takie rzeczy siedzą mi w głowie i tylko w ten sposób mogę dać im upust. A co Janka i Kuby…. Janek nigdy nie wykorzysta Kuby! ….wszystko będzie za obopólną zgodą :D

      I naprawdę zaskoczyło mnie, że najbardziej polubiłaś Karolinę. Spodziewałam się, że Ci nie podejdzie znając Twoje nastawienie do damskich postaci, ale z drugiej strony planowałam też, że ja sama jej nie polubię, a jednak się nie udało :D Ej i z tą wodą, to trzeba być szalonym, żeby tak włazić po prysznic nie? :D Nigdy nie rozumiałam takich ludzi, mi się musi najpierw porządnie nagrzać i zaparować, żeby wsadziła chociaż kawałek stopy :P

      A co do romantyzmu Janka… istnieje cień szansy, że są to słowa skopiowane wprost od mojego partnera. Tak, możecie już zacząć mi współczuć…

      Dziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam,

      Naru

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, te ich intetakcje, no wlasnie Janek taki spokojny w tym uświadamianiu Beaty że nie da spisać zadania a tutaj przy Kubie jakiś przełącznik jakby sie włączał... ocho Karolina zakochała sie w Janku... dogryzanie cudowne, cała ciepłą wodę spuścił haha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz