Rozdział ósmy, w którym nastanie Armagedon


26 października 2009 r.

W tej samej sekundzie, w której za jego rodzicami zamknęły się drzwi, dzieciaki rozpierzchły się na dwie różne strony domu. Janek nie zdążył się nawet odwrócić, a Kamil już buszował w sypialni Kuby, natomiast Mateusz właził na krzesło w korytarzu, z kijem w ręku, żeby dosięgnąć nim okna na suficie. Co prawda kij właśnie po to tam był i do tego służył, ale w rękach siedmiolatka budził w Janku prawdziwe obawy. Niemniejsze zresztą niż drugi z braci grasujący w pokoju jego współlokatora. Aż go ściskało w dołku na myśl, co on tam może zniszczyć, bo Kuba miał mnóstwo drogich rzeczy, na odkupienie których Janek musiałby oddać całą swoją wypłatę.
Po minimalnej chwili wahania ruszył jednak w kierunku młodszego z braci, bo ten już niebezpiecznie chwiał się na krześle, a właśnie brał zamach tym nieszczęsnym kijem.
— Kamil, natychmiast wyłaź z tego pokoju! — ryknął jednak dla czystości sumienia w stronę drugiego chłopca. No co? Przecież nie mógł być w dwóch miejscach na raz… — A ty, młody człowieku, złaź z tego krzesła, zanim ci nogi z tyłka powyrywam — zagroził w stronę młodszego z braci.
Mateusz od razu zwrócił na niego bystre spojrzenie, ale oczywiście z krzesła nie zlazł.
— Nie jestem młodym człowiekiem, tylko chłopcem — powiedział dumnie.
— A chłopiec to nie człowiek? — zapytał lekko zbity z pantałyku.
— A to w sumie sam nie wiem — odpowiedział malec z lekką konsternacją. — Ale jak ćwiczymy pasowanie na ucznia, to pani Basia mówi „dobra młodzi ludzie, dziewczynki na lewo, reszta na prawo” także chyba nie.
Janek mrugnął, próbując odnaleźć sens w wypowiedzi Mateusza, a kiedy dotarło do niego, że jego brat faktycznie sądził, że „młodzi ludzie” to jakaś tajemna trzecia płeć, resztkami silnej woli powstrzymał się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
— No to, jeżeli tak uważasz… — powiedział tylko i bez dalszych dyskusji złapał brata w pasie, oparł go sobie na biodrze w poprzek, tak, że Mateusz twarzą i nogami zwisał do dołu, i razem z nim ruszył w stronę sypialni Kuby. Oczywiście smarkacz kij zabrał ze sobą i teraz wlókł nim po podłodze, co jakiś czas hacząc o łydkę Janka. Świetnie, po prostu świetnie.
— Liczę do trzech i masz zniknąć z tego pokoju — krzyknął, kiedy był już na wysokości kuchni. Usłyszał jakiś szmer dochodzący z mniejszej sypialni, później głuche stuknięcie i kiedy przeszedł przez próg, Kamila nigdzie nie było widać.
— Kamil, ja nie żartuję! Gdzie jesteś? — ponownie krzyknął, ale odpowiedziała mu tylko niepokojąca cisza.
Bez słowa odstawił Matiego na podłogę i zaczął szukać drugiego z braci.
— Jak cię nie znajdę za trzy sekundy, to masz przesrane, Kamil — ostrzegł, ale i to nic nie dało. — Mateusz, wracaj tutaj natychmiast! — ryknął, widząc, że najmłodszy Tomaszewski już się oddalał z powrotem w stronę krzesła w przedpokoju. — Jak wejdziesz na to krzesło, to masz karę i do jutra nic nie zjesz! — zagroził, chociaż była to groźba bez pokrycia. W życiu by tak nie potraktował żadnego z dzieciaków.
Młodszy chłopiec słysząc jednak jakie będą konsekwencje, w ostatniej chwili zawrócił i zamiast włazić na krzesło w przedpokoju, postanowił wleźć na stół w kuchni.
— Na Boga! — jęknął Janek w próżnię. Jak to się działo, że ci dwaj zawsze wchodzili mu na głowę? — Kamil, wyłazisz stąd natychmiast, bo ty też nie dostaniesz dzisiaj kolacji! — warknął po raz ostatni i poszedł po Matiego. — A ty złazisz, w tej chwili! I kij zostaw!
Młody wyglądał na szczerze zdziwionego poleceniem brata. Przecież na krzesło miał nie wchodzić, a nie na stół. To o co cały ten raban? Mimo wszystko spróbował zeskoczyć na podłogę, ale trzymany w ręce kij nie pomagał. Spojrzał prosząco na starszego brata, który stał naprzeciw niego, z ramionami zaplecionymi na piersi.
— Janek, Janek, a potrzymasz mój patyk? — poprosił, na co starszy chłopak przewrócił oczami, ale faktycznie sięgnął po kij i kiedy już go zabrał z rąk siedmiolatka, odwrócił się na pięcie i poszedł odnieść go na miejsce.
Ten czas Mati wykorzystał, żeby skoczyć ze stołu najdalej jak umiał. Głupi nie był, wiedział, że jak Janek wróci do kuchni, to mu nie pozwoli…
— Nie skacz! — ryknął Janek wybiegając z przedpokoju, ale było już za późno, bo Mateusz właśnie wylądował. I o co było tyle krzyku?
— Ale dostanę dzisiaj kolację? — dopytał od razu najmłodszy Tomaszewski, z przejęciem na twarzy. — Bo nie mówiłeś, że na stół nie wolno i że nie mogę skoczyć. To dostanę, nie, Janek?
Janek westchnął sfrustrowany. Te małe karakany łapały go za słówka i owijały sobie wokół palca, a on robił wszystko tak, jak oni sobie to wymyślili.
— Jak jeszcze raz mi podpadniesz, to nie. I obiadu jutro też nie dostaniesz — dodał w chwili wisielczego humoru. Szybko jednak tego pożałował, widząc zdruzgotane oblicze młodszego brata, aż mu się głupio zrobiło. — Dobra, to umówmy się tak, że jak pomożesz mi znaleźć Kamila, to wszyscy dzisiaj zjedzą kolację.
— I jutro obiad? — upewnił się zawczasu.
— I obiad — potwierdził Janek. — Ale najpierw pomóż mi szukać brata.
— Okej — krzyknął blondynek i ruszył biegiem w kierunku sypialni Dąbrowskiego, a starszy chłopak natychmiast, chociaż nieco wolniej, poszedł za nim. Cholera wie, co te dwa potwory były w stanie zmajstrować same w pokoju jego współlokatora, nawet przez taki krótki moment.
Sypialnia była nieco mniejsza niż jego własna i o wiele bardziej zagracona. Dosłownie wszędzie walały się ubrania i brudne naczynia, a w rogu na podłodze leżało nawet puste opakowanie po pizzy. Przebywanie w takim syfie prawie fizycznie bolało lubującą estetykę duszę Janka, ale z całą pewnością stanowiło idealny plac zabaw dla dzieciaków i doskonałe pole do gry w chowanego. Wystarczyło na przykład nakryć się kocem i udawać, że jest się stertą brudu.
Swoje poszukiwania zaczęli od zajrzenia pod łóżko, ale Kamila tam nie było. Następnie Janek sprawdził za zasłonami, a Mati wlazł pod i za biurko, niestety tam również zguba się nie chowała. Przez głowę Janka przemknęło, że to zapewne oznacza, że smarkacz wlazł do szafy, ale czuł pewien opór przed grzebaniem współlokatorowi po meblach. Niby Kuba zostawiał zawsze otwarte drzwi, nawet kiedy wychodził z mieszkania, ale na pewno nie po to, żeby każdy mógł sobie tam wejść i sprawdzić zawartość jego szuflad z bielizną. Nim jednak zdążył choćby przeanalizować ten pomysł, usłyszał znajome piknięcie domofonu, oznajmiające, że ktoś właśnie użył kodu, żeby dostać się środka i że za niecałe dwie minuty Kuba wróci do domu. Momentalnie ogarnęła go panika. Jak on mu niby wytłumaczy ten Armagedon? Włamał mu się właśnie do sypialni i przerzucał w najlepsze jego rzeczy, a nawet nie mógł stąd teraz uciec, udając, że to nie on, bo wciąż nie wiedział, gdzie, do cholery, chował się jego brat!
— Kamil, ja nie żartuję! — zaczął gniewnym tonem. — Słyszałeś ten dźwięk, Kuba już wraca do domu! Jak cię znajdzie w swoim pokoju, to ci nogi z dupy powyrywa! Wyłaź natychmiast. — Niestety i to nie podziałało, bo dzieciak dalej nie dawał znaku życia. — Cholera — Janek warknął pod nosem. — Dobra, ja sprawdzam szafę, ty szukaj pod tymi stertami ciuchów — zadysponował w stronę Mateusza. — Tylko nie zrób bałaganu! — zastrzegł jeszcze, a młody spojrzał na niego powątpiewająco.
— Żeby niby większego niż teraz? Serio, ten ktoś, kto to zrobił, nawet nie zauważy różnicy — dodał bystro. Pewnie smarkacz miał rację.
Janek ostatni raz zawahał się czy otwierać szafę współlokatora, ale kiedy usłyszał brzdęk kluczy koło drzwi frontowych, zmusił się, żeby jednym szybkim ruchem złapać za drzwiczki komody i sprawdzić, co jest w środku.
— Aha! — krzyknął po czym zamrugał, bo poza okrutnym burdelem, szafa była pusta.
— Co “aha”? — zapytał spokojny głos zza jego pleców i Janek zamarł. Odwrócił się bardzo, bardzo powoli, dźwigając wszystkie winy tego świata na barkach i ze skruszoną miną spojrzał prosto w krowie oczy Kuby.
— Ja mogę to wyjaśnić — powiedział płasko.
— Nie ma! — wrzasnął nagle Mateusz, wyskakując ze środka największej kupki ubrań na podłodze. — I nie nabałaganiłem bardziej niż ten, co zrobił ten syf — oznajmił dumnie. — O cześć, to twój syf? — zapytał rezolutnie w stronę Kuby.
Dąbrowski jeszcze przez chwilę stał jak sparaliżowany, po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Trząsł się cały od niego i nawet zgiął się w pół. Przez dobrą chwilę Janek stał cierpliwie i czekał, aż brunet skończy, chociaż zaczynał się już nieźle niecierpliwić. W końcu Kubie udało się uspokoić, otarł więc łzy rozbawienia z twarzy, pociągnął nosem i wciąż wesołą miną zapytał w stronę dzieciaka:
— Ty musisz być młodszym bratem Janka? Jestem Kuba i tak, ten syf jest mój. Sam go zrobiłem.
— Super! — oznajmił chłopak. — Ja jestem Mateusz, ale możesz mówić Mati. Jak będę dorosły to też nie będę tak sprzątać i nikt mi nic nie będzie mówić. Bo w domu to mama krzyczy i Janek, jak jest. Na szczęście teraz rzadziej jest, bo tak żyć nie dawał, ciągle tylko się darł, że tego nie wolno, tamto posprzątaj…
— Tak? — zapytał Kuba, a w jego głosie dalej słychać było rozbawienie. Mówiąc był zwrócony w stronę Mateusza, ale patrzył z uśmiechem na Janka, a jego twarz wyrażała miłe zainteresowanie. — Coś o tym wiem, Janek jest nietypowo drażliwy w kwestii porządku — dodał ze śmiechem, a najstarszy Tomaszewski prychnął oburzony pod nosem. — To gdzie jest wasz drugi brat? — zapytał, rozglądając się po pokoju.
— Tutaj! — wrzasnęło coś, z niewiadomego położenia gdzieś z kąta pokoju. Wszyscy trzej spojrzeli na siebie zdziwieni, po czym ruszyli w tym kierunku. Przy ścianie stał sporych rozmiarów zamykany kosz, a pod nim kilka rzuconych byle jak koców i pościeli, wyglądających jakby ktoś je właśnie rozrzucił w pośpiechu.
Janek szybko sięgnął i odchylił wieko kosza, ukazując ich oczom komicznie poskładanego Kamila, z twarzą skierowaną ku górze. — Niespodzianka! — wydarł się, po czym wyciągnął w stronę Kuby rękę w geście powitania. — Cześć, jestem Kamil.
Dąbrowski przez chwilę się zawahał, po czym ruszył się jak odczarowany, żeby uścisnąć dłoń dziecka.
— Ja jestem Kuba, miło cię poznać. Chociaż pewnie byłoby mi równie miło, jeśli nie bardziej, gdybyś nie siedział akurat w moim koszu. Ale wiesz, nie oceniam.
Kamil wyszczerzył się do niego radośnie, ale tę scenkę przerwał podirytowany Janek.
— Co to ma być, do cholery? Wszędzie cię szukaliśmy, a ty się bawisz w chowanego?! — ryknął na dzieciaka, ale ten zupełnie nic sobie z tego nie zrobił.
— No. I wygrałem. Poza tym sam powiedziałeś, że mam w tej chwili zniknąć, to zniknąłem. Tak jak chciałeś — oznajmił zadowolony, po czym spróbował wyjść z kosza. Widząc, że jednak niewielkie ma szanse, żeby po prostu elegancko wstać, bo tak się tam zakręcił, że jedną nogę miał prawie za uchem, a drugą zaplątał gdzieś na dole kufra, po prostu zapytał: — Janek, wyciągniesz mnie, bo jakoś tak nie mogę wyjść?
— Jakoś tak? — zakpił Janek pod nosem, ale bez dalszych ceregieli złapał brata pod pachy i wyciągnął go z kosza, po czym postawił na równych nogach. Niby między Matim a Kamilem były tylko dwa lata różnicy, ale widocznie były to dwa ważne dla rozwoju dziecka lata, bo o ile Mateuszem mógł rzucać na wszystkie strony bez najmniejszego wysiłku, tak Kamil już swoje ważył i plecy Janka odczuły każdy kilogram.
— Dobra — powiedział, kiedy chłopak stał już przed nim. — Przeproście pana Kubę i marszem do mojego pokoju! — nakazał braciom… a właściwie tylko jednemu z nich, bo Mateusz nagle gdzieś zniknął. Obejrzał się gorączkowo dookoła i znalazł zgubę rozłożoną na łóżku Kuby, a w rękach miał już jego komputer.
— Wow, masz prawdziwego laptopa, ale fajny! Taki lekki — zachwycał się.
— Odłóż to natychmiast! — warknął Janek przez zęby.
— Zwykły laptop — odpowiedział Kuba wzruszając ramionami. — Jak chcesz, to możesz na nim pograć — obiecał, ale widząc krzywą mina najstarszego Tomaszewskiego od razu zmienił ton. — Po kolacji, jak wasz brat pozwoli. Albo jutro. Jak brat pozwoli — dodał szybko, widząc, że pochmurne oblicze Janka wcale się nie rozpogadzało.
— W nic nie będą grać, a już na pewno nie na twoim komputerze. A teraz jeden i drugi, wypad!
— A przeprosić? Kazałeś najpierw przeprosić — dopytał Kamil.
— Tak, przepraszać i wypadł! — powtórzył, będąc już prawie na skraju załamania.
Kuba ponownie się zaśmiał, ale tym razem już nie tak histerycznie jak na początku. Spokojnie kiwnął głową na dwa skruszone „przepraszam” w wykonaniu młodszych Tomaszewskich, a kiedy dzieciaki wybiegły już z jego sypialni, przeniósł spojrzenie na ich brata, który wbijał w niego wzrok już od dłuższej chwili. Kiedy zaczęło się już robić niezręcznie, Janek w końcu przerwał ciszę.
— Przepraszam — powiedział bardzo cicho, nie spuszczając z niego spojrzenia. Kubie aż na moment zrobiło się gorąco.
— Za co, za nich? Daj spokój, to tylko dzieci — dodał od razu brunet, ale sam czuł, że trochę mu się język plątał i przez to paplał.
— Nie, serio — zapeszył się drugi chłopak i spojrzał z frustracją na bok. — Jeżeli coś ci zniszczyli, to odkupię, tylko daj znać — dodał. — Postaramy się już ci nie wchodzić w drogę do jutra.
— Ej, nie no! Co ty! — zaprzeczył od razu Kuba. — Nic się na pewno nie zniszczyło, a nawet jeśli, to taki tu bałagan, że i tak tego nie znajdę — powiedział ze śmiechem, ale widząc, że na Janku jego żart nie zrobił wrażenia, kontynuował. — Ale serio, nie musicie mi schodzić z drogi, nie jestem jakąś księżniczką, że się nie wyśpię na ziarnku grochu, a twoi bracia są naprawdę fajni. Także chętnie z nimi pospędzam więcej czasu. I serio mogą pograć na moim laptopie, to żaden problem — zapowiedział jeszcze.
Janek wzruszył ramionami, ale przez myśl mu przeszło, że dla chłopaków to pewnie faktycznie byłaby nowość — zarówno on tutaj, jak i rodzice w domu mieli stacjonarne kompy, także smarkacze pewnie nigdy nie mogli sobie tak podotykać laptopa i obejrzeć go z bliska.
— No może… jeżeli to nie będzie problem, to jutro? — zapytał więc z nadzieją i kamień spadł mu z serca, kiedy na twarzy Kuby ponownie pojawił się miły uśmiech.
— Nie ma sprawy — powiedział brunet.
Po chwili ponownie zapadła między nimi dziwna, napięta cisza, podczas której obaj zagapili się na siebie nawzajem.
 — To ja idę — powiedział nagle Janek, ocknąwszy się z letargu. — Bo strach pomyśleć, co oni mogą sami wymyślić, jak ich nikt nie pilnuje. Dzięki. I jeszcze raz przepraszam — dodał i ruszył przed siebie. Wprost na Kubę.
Drugi chłopak zdębiał, kiedy Janek stanął tak blisko niego, a ten z kolei zamarł skonsternowany. Myślał, że Dąbrowski go przepuści. Kiedy minęły ze dwie, może trzy napięte sekundy, obaj zrobili krok w bok. Ten sam. Ponownie stali ze sobą twarzą w twarz, a Janek mimochodem przełknął ślinę. Po sekundzie wahania spróbował wyminąć Kubę z lewej strony, tyle że i tym razem Kuba ruszył się w tym samym momencie, co on. Teraz jednak Kuba zaśmiał się już radośnie, zamiast stać jak słup soli. Janek, nie wiedząc co innego mógłby zrobić, wyciągnął przed siebie ręce, położył je na ramionach bruneta i przekręcił ich tak, że zamienili się miejscami. Tym razem przyszła kolej Kuby, by zamrugać w konsternacji, natomiast Janek dał długi krok do tyłu i przez chwilę zastanawiał się gorączkowo, co powinien teraz powiedzieć, ale jako, że nie znalazł odpowiednich słów, odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego pokoju.
Nie widział już tego, że Kuba stał tam jeszcze przez dłuższą chwilę, aż w końcu na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.


***

27 października 2009 r.

Kuba sennie przekręcił się na drugi bok i uchylił jedną powiekę tylko po to, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że było stanowczo zbyt wcześnie, żeby podnosić się z łóżka. Spróbował wrócić do snu, ale coś mu jednak nie dawało spokoju. Minęła jeszcze dłuższa chwila, zanim do jego zaspanego umysłu dotarło, że nie obudził się sam z siebie, a dlatego, że ktoś potrząsał jego ramieniem.
— Kuba, słyszysz?
Nagle otworzył oczy i ujrzał wiszącą nad sobą postać Janka. Jednak dalej spał?
— Co? — zapytał zaspanym głosem. Był tak śpiący, że ledwo dał radę utrzymać otwarte powieki.
— No mówiłem do ciebie, słyszałeś mnie w ogóle? — zapytał jego współlokator lekko poddenerwowanym głosem.
— Co? — powtórzył tylko, na co Janek prychnął, po czym ze świstem wypuścił powietrze. Minęła kolejna sekunda, zanim chłopak odezwał się ponownie, a w tym czasie Kuba bardzo starał się znów nie odpłynąć. W końcu nieczęsto się zdarzało, że współlokator go budził i to wchodząc do jego sypialni. Właściwie… nie zdarzyło się jeszcze ani razu.
— Posłuchaj, Kuba — powiedział Janek o wiele spokojniejszym tonem, chociaż w jego głosie słychać było napięcie. — Nie cierpię, że muszę cię o to prosić, ale dzwoniła Agata z mojej kawiarni, że złapała jakąś paskudną jelitówkę i rzyga jak kot, więc nie da rady otworzyć. Karolina, managerka, ma wyłączony telefon. Ja miałem tego pecha, że miałem włączony… Muszę iść do pracy, nadążasz za mną? — upewnił się, a kiedy Kuba kiwnął głową, kontynuował. — Tylko że w domu są Kamil i Mati, i nie mogę ich zostawić samych, a nie mam do kogo zadzwonić, żeby z nimi posiedzieli. Więc… pomyślałem, że faktycznie mogliby pograć na twoim laptopie, czy coś? — zapytał niezręcznie i naprawdę było po nim widać, jak bardzo nie na rękę mu było, że musiał kogoś prosić o pomoc.
Kuba zamrugał zdziwiony.
— O-okay — powiedział, chociaż serce zabiło mu trochę szybciej z nerwów. Bo co on niby wiedział o dzieciach i jakie miał kwalifikacje, żeby się nimi zajmować? A jak któreś zepsuje? — Która godzina? — zapytał trzeźwo.
— Dochodzi pół do siódmej — odpowiedział Janek. — Chłopaki jeszcze śpią, nie budziłem ich, bo pomyślałem, że im dużej będą gnić w łóżkach, tym mniejszy z nimi będziesz miał problem. Przy dobrych wiatrach będą spać do południa, a ja powinienem koło czternastej wrócić, może szybciej, jak mi się uda dodzwonić do Karoliny… — Wyraźnie było słychać, że Janek się naprawdę martwił. To już ostatecznie rozbudziło Kubę i utwierdziło go w przekonaniu, że dobrze robił.
— Janek — przerwał więc swojemu współlokatorowi w pół zdania. — Wszystko będzie dobrze, zajmę się nimi do twojego powrotu. Idź spokojnie do pracy i nie wariuj — powiedział, mając nadzieję, że odpowiednio dobrał słowa i że udało mu się trochę drugiego chłopaka uspokoić.
Janek wyprostował się i potarł oczy dłońmi. Ten gest, jak Kuba wiedział już po prawie miesiącu wspólnego mieszkania, był bardzo dla chłopaka typowy, kiedy ten się denerwował, ale próbował tego po sobie nie pokazywać.
Najczęściej Kuba widywał go, kiedy zrobił epicki bałagan i nie zdążył go ogarnąć przed powrotem współlokatora do domu…
— Zrobiłem im śniadanie — dodał jeszcze Tomaszewski. — A jakby byli potem głodni, to powiedz im, żeby sobie wzięli coś z mojej półki w lodówce. Tylko nie dawaj im za dużo cukru, bo będzie piekło. I nie pozwól im wychodzić z domu, bo w dwie sekundy się rozbiegną i już nigdy ich nie znajdziemy.
Kuba zaśmiał się na to i spojrzał na Janka z niedowierzaniem. Czyli jednak ten gbur potrafił też żartować bez obrażania go na wszystkie możliwe sposoby?
Blondyn rozejrzał się nieporadnie po kuchni, omiatając wzrokiem dwa talerze wypełnione po brzegi kanapkami, leżące na stole i spokojnie czekające na dwóch małych chłopców, po czym pokręcił głową, zarzucił na ramię torbę i ruszył do drzwi.
— Jakby coś, dzwoń do mnie od razu. Masz mój numer?
Kuba zdębiał. On serio pytał? Co on myślał, że jak szedł spać, to Kuba mu się kręcił po pokoju i sobie grzebał w jego rzeczach, żeby znaleźć jego numer telefonu?
— No nie mam — powiedział więc, na co Janek zmrużył oczy.
— A, może faktycznie — przyznał mu rację po sekundzie namysłu, po czym wyciągnął swoją własną komórkę i podał ją młodszemu chłopakowi. — Wpiszesz?
Janek miał dość stary model, z klawiaturą numeryczną, więc Kuba przez chwilę walczył z wbiciem odpowiednich cyfr, ale kiedy mu się już udało, od razu puścił sobie strzałkę, żeby samemu też zapisać numer chłopaka.
— Wszystko ok — oznajmił, oddając mu telefon.
— No dobra. — Janek złapał na klamkę i po raz ostatni zawiesił oczy na drugim chłopaku. — I Kuba…? Dziękuję — dodał, po czym nie czekając na reakcję bruneta, szybko opuścił mieszkanie. Policzki paliły go jeszcze kiedy opuszczał klatkę schodową.


***


Kuba zdębiał, gdy usłyszał szmer po drugiej strony ściany. Od ponad godziny siedział przy stole w kuchni, próbując się uczyć mikroekonomii, bo następnego dnia miało mieć pierwsze koło, jednocześnie próbując zachowywać się tak cicho, jak tylko potrafił. A powiedzmy sobie szczerze, nie był najcichszym gościem pod słońcem. Z natury potrafił robić tylko dwie rzeczy — bałagan i raban.
Od wyjścia Janka jakoś udawało mu się zachować względną ciszę, bo dzieciaki spały w najlepsze. Podświadomie się bał tego, co będzie, kiedy chłopaki wstaną. Nie znał się na dzieciach, nie mieli w rodzinie nikogo poniżej dziewiętnastego roku życia. I to był on. Także siłą rzeczy nie umiał sobie z nimi radzić. A jeszcze młodzi Tomaszewscy wydawali się być bardzo… żywiołowi. W sumie też strasznie śmieszni, ale jednak bardziej przerażający niż kochani. Nie wiedział, czy da radę okiełznać takie wulkany energii.
Nie było mu jednak dane dłużej się nad tym zastanawiać, ani tym samym udawać, że się uczył, bo nagle te dwa małe tornada za ścianą zaczęły tarabanić. Najpierw zamarł, przerażony, ale po krótkiej chwili przywołał się do rozsądku. To on był tutaj dorosły i to on miał zadbać o te szkraby, więc nie było się czego bać. Chyba...
Odczekał jeszcze chwilę, ale gdy hałas w sypialnie Janka nie ustawał, a dzieciaki nadal nie opuściły pokoju, podszedł niepewnie do drzwi i zapukał. Nagle zapadła cisza, chociaż jeszcze przez chwilę dało się słyszeć jakąś szamotaninę. Kuba otworzył drzwi i rzucił okiem do środka pokoju.
— Cześć dzieciaki — powiedział dziarsko, a dwie pary identycznych, błękitnych oczu, zwróciły się w jego kierunku. W ogóle chłopcy byli bardzo do siebie podobni, obaj trochę pulchni, z ładnymi buźkami i blond włosami, o kilka tonów jaśniejszymi niż czupryna Janka. W całej ich trójce było coś bardzo charakterystycznego, po czym od razu można było poznać, że byli rodzeństwem. Może chodziło o to, jak uroczo zmieniały się ich twarze, kiedy się uśmiechali? Wszyscy trzej mieli charakterystyczne zmarszczki mimiczne, a gdy się śmiali, górna warga podjeżdżała im do góry, ukazując dziąsła.
Zarówno Kamil jak i Mateusz od razu odskoczyli od siebie jak oparzeni, Zdaje się, że jeszcze chwilę wcześniej nastąpiła tam jakaś intensywna wymiana argumentów, a przez argumenty Kuba miał na myśli pięści. Obaj byli potężnie potargani i mieli pomięte koszulki, a dodatkowo Kamil miał nieźle czerwony policzek.
— Coś się stało? — zapytał uważnie, pamiętając o tym poważnym dorosłym, w którego rolę miał się wcielić.
— Nie! — krzyknęli od razu chłopcy, prawie że jednym głosem.
— Nie? — dopytał Kuba, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prawdy to oni mu nie powiedzą. — Czyli jakbym teraz, dajmy na to, powiedział, że ten który wygrał może zjeść lody na śniadanie, to dalej byście utrzymywali, że nic się nie stało?
Chłopaki jak na komendę spojrzeli na siebie nerwowo, po czym z frustracją zagryźli zęby.
— Nie — powtórzył Mati, chociaż widać było jak trudno mu to przyszło.
— No dobra, czyli widocznie faktycznie nic się nie stało — podsumował Kuba radosnym głosem, bo nie było sensu dłużej męczyć dzieciaków. O co by nie poszło, to i tak się już nie dowie, a przynajmniej miło było patrzeć jak żaden nie chce wsypać tego drugiego. — To co, śniadanie?
Tym razem dzieciaki naprawdę się zmieszały.
— A gdzie Janek? — zapytał rezolutnie ten młodszy. Chyba z ich dwójki to on był bardziej do przodu. Chociaż sądząc po tym numerze z wczoraj, w Kuby pokoju, to i ten starszy nie był mimozą.
— Janek musiał iść do pracy — wyjaśnił po prostu, bo nawet nie widział, co innego miałby tłumaczyć tym maluchom. Czy będzie im przykro, że ich brat z nimi nie został, chociaż mieli spędzić dzień razem? Może ta wiadomość bardzo ich zawiodła? — Ale nie martwicie się, ja z wami posiedzę. Możemy pooglądać kreskówki, pograć na moim laptopie, albo w jakąś planszówkę. Co tylko macie ochotę… — zakończył płasko widząc coraz bardziej zdziwione twarze chłopców.
— Janka nie ma? — upewnił się Kamil, a Kuba kiwnął głową na potwierdzenie. Dzieciaki ponownie jak na komendę spojrzały na siebie, po czym nagle obaj wyrzucili ręce do góry, drąc się wniebogłosy i podskakując w dzikich pląsach — Imprezka!
— Wow — prawie że zaśpiewał Mati. — Ale będzie super! Kuba, będzie super, nie?! Mogę grać na twoim komputerze pierwszy? A masz jakąś strzelankę? — Chłopiec cały czas nie przestawał skakać, a na koniec wyciągnął jeszcze przed siebie dłonie zginając palce tak, jakby trzymał przed sobą pistolet. — Pif, paf! Fajnie, nie?  — krzyczał zachwycony.
— No fajnie — powtórzył mężczyzna płasko z dużo mniejszym entuzjazmem. W co on się właśnie wpakował? — No to zjedzcie najpierw śniadanie.
— Tak! — krzyknął młodszy chłopiec i od razu podszedł do jednego z wcześniej naszykowanych talerzy, natomiast jego brat zmarszczył nos w całkiem uroczym grymasie.
— Śniadanie? A nie ma nic słodkiego? — zapytał kwaśno.
Kuba zdębiał. W sumie miał jeszcze zachomikowaną czekoladę, ale Janek przecież mówił, żeby nie przesadzać ze słodkim. Z drugiej strony, jak tak patrzył na tę uroczą, dziecięcą buzię, to chyba kosteczka by nie zaszkodziła…?
— No to… — zaczął niepewnie. — Jak zjesz dwie kanapki, to dostaniesz czekoladę! — zakończył, a widząc, że buzia chłopca się rozpogadza, od razu utwierdził się w przekonaniu, że dobrze to wymyślił. I kto mówił, że odpowiedzialne wychowanie jest takie trudne?
Niecałą godzinę później, kiedy próbował nakłonić Mateusza, żeby przestał skakać po pralce i nie miał pojęcia gdzie tym razem schował się Kamil, już klął w myślach. Co za skończony debil wymyślił, żeby dawać tym smarkaczom słodycze?!



______________________________________

Cześć Wszystkim :) 
najpierw się Wam pożalę. Nawet nie wiecie ile problemów technicznych musiał przejść ten rozdział, żeby się Wam dzisiaj pokazać! Zepsuty laptop, wyjazdy służbowe, zagubiony tekst bety i 
betowanie od nowa (bo moja beta jest tak oddana sprawie! a co, pochwalę ją od razu :D), o i malowanie mieszkania przez cały weekend, czyli potencjalnie jedyny czas, kiedy naprawdę mogę pisać. Ale jest, udało się i jestem z siebie bardzo dumna ;)

Jak Wam się podobają bracia Janka? Małe karakany, co? :D Ogólnie to była moja pierwsza styczność z opisem dzieci i mam wrażenie, że poszło mi nie najgorzej. I stwierdzam też, że pisanie o dzieciach jest jeszcze trudniejsze niż pisanie o pijanych ludziach.
Dajcie znać jak mi poszło ;)

Komentarze

  1. czekam niecierpliwie na nastepne powodzenia pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieci mają tyle energi! :D Idealnie to ukazałaś. Troszkę krótki rozdział ale to zawsze tak sie wydaje ;) czekam z niecierpliwością na kolejny!
    Pozdrawiam i życzę duużo weny!
    Nao

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek, ale bardzo się cieszę, ponieważ to opowiadanie jest bardzo wciągające! Szczególnie wątek Janka i Kuby. Nie mogę się doczekać aż pojawią się kolejne rozdziały i moment kiedy chłopcy uświadomią sobie wzajemne zainteresowanie. Zwłaszcza Janek, który najwyraźniej nie zdaje sobie jeszcze sprawy ze swojej orientacji...
    Pozdrawiam serdecznie i życzę jak najwięcej weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz, pisz , pisz! Czemu ty mnie tak torturujesz? Ja już chce kolejny rozdział, a tu nic. Ani widu, ani słychu 😂
    Mam nadzieję, że choć trochę cię zmotywowałam i nagrodzisz nas długim i fajnym rozdziałem ;)
    Przesyłam dużoooo weny! Mam nadzieję, że dotrze 😂

    P. S. Jak masz czas i ochotę to zapraszam też do przeczytania mojego opowiadania ;) A piszę drugi komentarz pod tym samym rozdziałem ( bo nie ma nowego :( ) bo wiem jaką one mają cudowną moc w motywowaniu.
    Pozdrawiam
    Nao :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Kochani! Przepraszam, że tyle mi zajęło ogarnięcie się z odpowiedziami, obiecuję od następnego rozdziału już odpowiadać na bieżąco 😊 Anonimku, dziękuję, że zostawiłaś po sobie ślad, od razu po Twoim komentarzu wzięłam się za pisanie! Abi, super, że do mnie trafiłaś i że od razu poleciał za tym komentarz. Kocham wszystkich czytelników, ale tych, co komentują to najbardziej <3 I mam dla Ciebie kolejne przygody Janka i Kuby, a już za chwilę akcja powinna się zagęścić…😉

    Nao! Tobie dziękuję dwa razy! Bo za pierwszym razem wywołałaś we mnie uśmiech, a za drugim to już poczucie winy ^^ Połowę drugiej sceny napisałam specjalnie dla Ciebie, na telefonie, w podróży. Co prawda więcej było potem poprawiania tych literówek niż gdybym pisała od nowa, ale jednak miałam ogromną potrzebę, żeby jak najszybciej oddać Wam nowy rozdział.

    I tak dziewiątka już prawie jest, dzisiaj po pracy wyślę ją do bety i pojawi się na blogu na dniach. Więc pozostańcie czujni 😊

    Dziękuję za Wszystkie komentarze i polubienia!

    Pozdrawiam Was serdecznie,

    Naru

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz