Rozdział dwunasty, w którym zamigocze wszechświat
1 listopada 2009
r.
Nigdy nie sądził, że będzie tak odliczał minuty do
czyjegoś powrotu. Janek z natury był introwertykiem i to, czy ktoś był w jego
otoczeniu, czy gdzieś daleko, daleko od niego nie mogło go mniej obchodzić —
zamknięty w swoim świecie nie zwracał uwagi na takie detale jak czyjaś
obecność.
Tym razem jednak sytuacja była zgoła inna. Ponieważ
Janek czekał odkąd w piątek rano zamknęły się za Kubą drzwi. Kiedy tylko
chłopak zniknął z mieszkania, w Janku obudziła się prawdziwa wściekłość. Bo jak
to tak? Porozmawiają jak Dąbrowski wróci, tak? Ale przecież, do cholery, mieli
porozmawiać już rano! Janek prawie całą noc nie spał, czekając na to, co powie
mu Kuba! A ten gówniarz po prostu zwiał, jakby nigdy nic…
Aż go telepało ze złości. Nie mógł przemóc tego, że
narastała w nim frustracja, a na dodatek nijak nie potrafił znaleźć dla niej
ujścia. W pracy był burkliwy, ale on w sumie zazwyczaj taki był, na uczelni
pilnował własnego nosa i unikał jakichkolwiek spięć, a w domu nie mógł
wysiedzieć. Jak na złość Kofiszot był w sobotę zamknięty z powodu święta, więc
siłą rzeczy był skazany na cztery ściany i tylko gdzieś w głębi ducha miał
nadzieję, że nie zwariuje zanim współlokator wróci, bo naprawdę niewiele
dzieliło go od popełnienia jakiegoś naprawdę desperackiego czynu, jak na
przykład zadzwonienia do chłopaka, żądając odpowiedzi na nigdy niezadane
pytanie.
Jeszcze rano trzymał się dobrze. Po duszącej
wściekłości z poprzedniego dnia przyszedł czas na cichy żal, który wraz z
upływem dnia przeradzał się pomalutku w oddaloną nostalgię. Po południu wciąż
cicho ćmiło go serce, ale z uporem maniaka odrzucał od siebie to uczucie i
robił wszystko, żeby tylko o tym nie myśleć. Przez wszystko ma się rozumieć
porządki — bo książę Dąbrowski nie ruszył nawet palcem w kierunku
całotygodniowego bałaganu, pomijając oczywiście wtorkowy epizod ze zmywaniem,
który przerodził się w konkurs mokrego podkoszulka. A była najwyższa pora, żeby
posprzątać, bo po całym domu walały się sterty rzeczy do prania i z każdego
kąta witał ogólny rozgardiasz, który, jak Janek zaczynał sądzić, był po prostu
naturalnym środowiskiem Kuby.
Dlatego Tomaszewski sam odgracił całe mieszkanie,
wstawił kilka prań, pomył, co się dało i na koniec zebrał całą kupę rzeczy
współlokatora, żeby wrzucić mu je wszystkie do pokoju. Jak pomyślał tak też
zrobił, przy czym ze zdziwieniem odnotował, że dorzucenie tej całej góry
rupieci wcale nie odznaczyło się jakoś szczególnie na tle bałaganu panującego w
sypialni — ot, dodatkowa sterta do urozmaicenia aranżacji wnętrza. Z lekką
kpiną rozejrzał się po pomieszczeniu, zastanawiając się jak w ogóle można było
żyć w takim bałaganie. On sam chyba by zwariował, gdyby musiał codziennie
walczyć o miejsce w łóżku z własnymi ubraniami. Ale widocznie Kubie to
odpowiadało, bo w jego pościeli kotłowała się niezliczona ilość rzeczy, więc
najpewniej chłopak po prostu spał na nich. Okropność.
Aż strach pomyśleć jak mógł wyglądać związek z kimś
takim. Czy Dąbrowski byłby skłonny trochę okiełznać swoje bałaganiarstwo, gdyby
miało ono przeszkadzać drugiej osobie, czy wprost przeciwnie, oczekiwałby, że
to ktoś się do niego dostosuje i będą żyć wspólnie, ekspandując swój bajzel aż
po sufit?
Czy… Kuba byłby w stanie dostosować się do niego? Bo
on na pewno nie mógłby tak żyć. Samo patrzenie na ten burdel go bolało…
Dopiero po chwili zreflektował się, gdzie
powędrowały jego myśli i uderzyło to w niego z impetem. Od czwartkowych
wydarzeń, z zawzięciem godnym lepszej sprawy, odrzucał od siebie wszystkie
myśli o pocałunku i o tym, co on oznaczał. Teraz jednak po prostu nie był w
stanie myśleć o niczym innym — otoczony rzeczami współlokatora, w pokoju
przesiąkniętym jego drogimi perfumami i udekorowanym tysiącem jego rupieci, nie
był w stanie przestać wracać do tego, jak smakowały jego usta. Zupełnie nagle i
znikąd uderzyła go myśl: pocałowałeś
faceta.
Jezu.
Faktycznie. Pocałował…
Ta świadomość była tak przytłaczająca, że musiał
ręką przytrzymać się ściany, żeby nie upaść tam, gdzie stał. Czy to możliwe, że
ostatnie półtorej doby ktoś przeżył za niego, czy to był naprawdę on? On, który
jakby nigdy nic rzucił się na swojego współlokatora, a potem złościł się i
miotał, bo ten nie chciał mu powiedzieć, co to znaczy? A skąd on to do cholery
miał wiedzieć, skoro sam Janek nie miał pojęcia? Czy mu się wydawało, że Kuba
jakimś magicznym sposobem wejdzie mu do głowy, pozna ukryte odpowiedzi i
wszystko mu wyjaśni, a potem będzie już dobrze i kolorowo?
Oddech mu niebezpiecznie przyspieszył, jakby nagle w
pokoju skończyło się powietrze. Nie czuł się gejem. Nigdy w życiu nie spojrzał
w ten sposób na innego faceta. Nawet teraz myśl o jakimś przypadkowym, nagim
mężczyźnie powodowała u niego zupełną pustkę w głowie, bo nie miał pojęcia, czy
ma do niego jakikolwiek stosunek.
Przeżył dwadzieścia jeden lat, nigdy nie
zastanawiając się ani nie kwestionując swojej seksualności. Słyszał o
homoseksualistach, oczywiście, że słyszał, ale zawsze była to jakaś odległa,
nierealna koncepcja, która ani go grzała ani ziębiła. Nawet przez ułamek
sekundy nie rozważał tego w odniesieniu do samego siebie. On po prostu był…
normalny. W technikum miał dziewczynę, całowali się i uprawiali seks, i było
przecież dobrze. Rozstali się, bo nie było w tym miłości, nie było więc też
sensu ciągnąć tego, kiedy ona została tam, a on był tu. Ale jeden niezbyt udany
związek nie był od razu dowodem na odmienną orientację seksualną, bo jego
podejście do dziewczyn było raczej bez zmian — gdyby trafiła się jakaś naprawdę
fajna, to by się z nią umówił. Tyle że żadnej naprawdę fajnej nie było na
horyzoncie, a on nie chciał znowu wikłać się byle z kim, byle jak, żeby tylko
było. I nawet godził się już z myślą, że nigdy nie przeżyje tych fajerwerków,
które ponoć się czuje, kiedy spotka się „tę osobę” i coś kliknie. Tak że był
raczej pogodzony z samotnością… Aż do czwartku.
Tylko cholera, czemu to musiało być takie trudne?
Musiał, po prostu musiał przeżyć to akurat z facetem? Bo to, co się stało w
czwartek, było czymś zupełnie nowym, jakąś niepasującą wyrwą w jego świecie i
puzzlem od innego zestawu, ale jednocześnie było chyba najlepszym, najbardziej
epickim pocałunkiem, jaki można było przeżyć. Jakby nagle wybuchła gwiazda, a
wszystko stało się bardzo jasne i bardzo jaskrawe na raz. Tylko nijak nie
potrafił dla tego znaleźć miejsca w swoim nudnym życiu. Pocieszała go jednak
myśl, że może niekoniecznie trzeba było na siłę wpychać to w ramy. Przecież to
zupełnie nie musiało nic znaczyć. Może wcale nie był… taki. Nie był jednym z tych…
gejów. Może po prostu był Kubolubny i
tyle. Zresztą po co było to roztrząsać, skoro niedługo może się po prostu
okazać, że nawet nie ma o czym mówić, bo Kuba mu grzecznie podziękuje za
zainteresowanie i tutaj ta przygoda się skończy? Do sprawy trzeba było podejść
pragmatycznie. Chociaż sama idea sprawiała, że wszystko mu się ściskało w
żołądku. Po prostu chciał już wiedzieć, bo od tego, co powie mu Kuba zależało
przecież tak wiele… a ten smarkacz jak na złość zawinął swoje zgrabne cztery
litery do Poznania, gdzie robił nie wiadomo co i nie wiadomo z kim. Gnojek.
Wyszedł z pokoju tak jak stał, trzaskając głośno
drzwiami, jakby ten dźwięk miał go mentalnie przywołać do rzeczywistości. I
może tak było, bo kiedy jego plecy oparły się o zimne drewno, a oczy mimowolnie
przymknęły, rozum wrócił mu do głowy. Ostatnia doba zrobiła z niego istnego
wariata, miotającego się we wszystkie strony i niepotrafiącego samemu sobie
odpowiedzieć na kłębiące się pod kopułą pytania. Sam się już nawet nie
poznawał. Dla potwierdzenia swoich myśli odbił się od drzwi i spojrzał w duże
lustro, które wisiało na ścianie tuż obok wejścia do sypialni Dąbrowskiego i aż
zagwizdał. Oczy miał szklane jak w gorączce, policzki oblane krwistym
rumieńcem, który ginął dopiero gdzieś pod koszulką, a włosy były potargane jak
bocianie gniazdo, ale to akurat było normą, a nie skutkiem myślenia o
bałamuceniu współlokatora.
Westchnął cierpiętniczo i przeczesał palcami tę
swoją mysią szopę, a wraz z tą myślą pojawiła się też konkluzja, że nie było w
nim niczego ciekawego. Ot, zwykły chłopaczek z zabitej dechami wsi. Kiepsko
ubrany, z kiepską fryzurą i nijaki. Jakby dobrze się przypatrzeć, to można było
nawet zauważyć, że wciąż jeszcze trochę słoma mu wystawała z butów. Raczej
nikt, na kogo ktoś taki jak Kuba zwróciłby uwagę. Ta myśl była przygnębiająca,
ale jakże boleśnie prawdziwa. Co prawda Janek raczej nigdy nie miał kompleksu
na tle swojego pochodzenia, lecz gdy stawiał obok kogoś takiego jak Dąbrowski —
bogatego, z dużego miasta i obytego w świecie, czuł się po prostu
niewystarczający.
To użalanie się nad sobą jednak do niego nie
pasowało, więc zmusił się, żeby odejść od lustra i wziąć się w garść.
Zrezygnowany dokończył sprzątnie, a potem, żeby trochę przewietrzyć umysł,
poszedł na długi spacer. Pierwszy listopada zawsze były przyjemnym momentem do
przechadzania się po Olsztynie. Cmentarze już z daleka mieniły się drgającym na
wietrze płomieniem zniczy, a ludzie chodzili po mieście w zadumie i spokoju. On
też pozwolił się zawładnąć nastrojowi i powoli wyciszał gonitwę myśli. Udało mu
się uspokoić na tyle, że po powrocie zadzwonił jeszcze do mamy i pogadał z nią
chwilę o wszystkim i niczym, a potem wziął ciepły prysznic i położył się spać.
Przez długi czas leżał, patrząc tępo w sufit, a jego oczy już tak przyzwyczaiły
się do ciemności, że widział każdy zarys, każdy kształt w pokoju, bezbłędnie
rozpoznając w nim swoje znajome sprzęty. Jutro była niedziela i Kuba miał wrócić.
Janek nie wiedział o której godzinie, a on sam na dziesiątą szedł do pracy,
więc pewnie się miną, ale miał nadzieję, że chłopak będzie już w domu, kiedy
skończy się jego zmiana. Przerażała go myśl o tym, że w końcu porozmawiają, ale
to była jedyna opcja. Nie mógł tak żyć, jak jakiś wariat zawieszony w próżni i
nie wiedząc co ma ze sobą zrobić dalej. Bo opcje były tylko dwie — albo Kuba da
mu kosza i Janek wróci do bycia nudnym, zwyczajnym sobą, albo powie mu, że jest
szansa. A z tym już można było coś dalej zrobić.
W końcu usatysfakcjonowany swoimi rozmyślaniami
zamknął oczy, ale otworzył je równie szybko. Pod powiekami, zupełnie jak
poprzedniej nocy, od razu pojawił mu się Kuba z czwartkowego wieczora. Pobity i
przerażony Kuba, który trząsł się z nerwów i patrzył na niego tymi wielkimi,
krowimi oczami, jakby Janek połknął księżyc. Aż coś przewróciło mu się w
żołądku na to wspomnienie. I wcale nie pomagało myślenie o tym, co stało się
później.
…ale to, że nie pomagało nie oznaczało od razu, że
Janek miał zamiar przestać to robić.
Raz za razem odtwarzał tamtą scenę i wszystko to, co
jej towarzyszyło — ścisk w dołku, kiedy nachylał się nad chłopakiem, walenie
serca, gdy w końcu dotknął go ustami, szum krwi w żyłach, gdy docisnął się do
niego, a jego ręce przytrzymały go w miejscu, jakby był najlepszym daniem
jakiego w życiu próbował i łakomie chciał go całego na raz, a obok stał już
ktoś, kto chciał mu go zabrać, podczas gdy on już od pierwszego kęsa wiedział
niezaprzeczalnie, że Kuba był jego.
Obrazy przelatywały mu przed oczami, a w pokoju
zrobiło się naraz jakby duszniej. Westchnął sfrustrowany i zły na siebie, bo
wiedział doskonale do czego to miało prowadzić i cholernie złościło go, że
nagle nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii. Jakby zarówno jego głowa jak i
ciało postanowiły go sabotować, a on był tam gdzieś, z boku, zamknięty i bez
prawa głosu. Mógł się tylko z przyglądać, jak jego instynkt przejmuje stery.
Sięgnął do bokserek i przycisnął dłoń do narastającej tam wypukłości. Oddech mu
przyspieszył, a gdy eksperymentalnie pchnął biodra kilka razy do przodu, przez
zaciśnięte usta wyrwało mu się ciche stękniecie. Otworzył szeroko oczy i wlepił
niewidzące spojrzenie w sufit. Przez jego głowę przemknęło nagle, że nie dalej
jak kilka metrów od niego stało łóżko Dąbrowskiego, z jego rozkopaną pościelą i
wszędobylskim bałaganem. Na pewno wszystko to przeszło jego zapachem, a kto
wie, może i smakiem, jeżeli chłopak leżał
tam wieczorami sam, robiąc dokładnie to, co Janek teraz… Każda komórka w
jego ciele chciała tam po prostu pójść i położyć się na tej pościeli, w niej,
wokół niej, tak, żeby zapach drugiego chłopaka otulił go całego. A potem
ocierać się o łóżko aż nie dosięgnie go spełnienie. Jęknął przeciągle, kiedy
jego dłoń w końcu wślizgnęła się pod materiał bokserek i zacisnęła na nagiej
skórze.
Na szczęście mieszkanie było ciche i spokojne, i
nikt, poza nim, nigdy nie dowie się jak mocno wciskał twarz w poduszkę, gdy raz
za razem, skrupulatnie pieprząc swoją rękę, popychał się w objęcia orgazmu.
***
2 listopada 2009
r.
Kuba cały aż trząsł się z nerwów, kiedy w końcu
stanął przed drzwiami do ich mieszkania. Miał za sobą fatalny weekend, bo nie
dość, że ojciec był wobec niego takim samym dupkiem jak zawsze, to na dodatek
bolała go obita gęba. Na szczęście dwa dni minęły naprawdę szybko, tylko
dziękować Bogu, że w tym roku Wszystkich Świętych wypadło tak, że nie było
dodatkowych dni wolnych i już w niedzielę rano mogli z Adą wsiąść do pociągu
jadącego prosto do Olsztyna. Podróż minęła im spokojnie i cicho, może poza
wymienieniem kilku kąśliwych uwag na temat zachowania najstarszego
Dąbrowskiego. Zanim się obejrzeli byli już na dworcu głównym, skąd odebrał ich
Paweł. Szwagier był na tyle miły, że podrzucił go pod sam blok, chociaż z
drugiej strony podróż okazała się o wiele za krótka jak na gust Kuby, bo
mignęła mu w mgnieniu oka i już przyszło najgorsze. Trzeba było porozmawiać z
Tomaszewskim.
Wbrew wszystkiemu nie podszedł do tematu ze swoją
zwykłą manierą, czyli olewając problem do momentu aż rozwiązanie pojawi się
samo. Prawie całe cztery godziny w pociągu robił sobie w myślach bardzo
dokładny rekonesans uczuć. Niestety nie rozjaśniło mu to w głowie ani o jotę. Z
jednej strony chciał po prostu postawić wszystko na jedną kartę i powiedzieć
drugiemu chłopakowi, że mu się podobał i chciał czegoś z nim spróbować. Z
drugiej jednak strony dopiero co wywalczył dla siebie mały skrawek ziemi, który
zaczynał się tuż za szafą. Czy naprawdę był gotowy na związek z facetem, który
prawdopodobnie przez większą część życia był hetero? Bo to byłoby naprawdę
cholernie trudne. On sam, kiedy już w końcu poczuł zew wolności, powiedział o
sobie ludziom, poszedł do gejowskiego klubu, a nawet, do licha, bił się za
swoje poglądy i prawo do życia, miał zamiar korzystać z tego w pełni. A Janek
nawet jeżeli odważyłby się na ten krok, raczej nie byłby gotowy na wyjście z
ukrycia. Więc co ich czekało? Trzymanie się za ręce w domu i patrzenie na
własne buty w tłumie? Lata osobnych świąt i wakacji, bo Janek nie będzie chciał
o nim powiedzieć swojej rodzinie? Pomyślał od razu o jego uśmiechniętych
braciach i tacie. Czy Janek zaryzykowałby stratę czegoś takiego dla chłopaka, z
którym może, ale nie musi mu wyjść? Czy gdyby on sam miał coś więcej niż
wiecznie krytykującego ojca, to podjąłby decyzję o coming oucie tak samo łatwo?
Pewnie nie… tym bardziej nie mógł wymagać od Janka, żeby on też wyszedł z
szafy. A jeżeli chłopak w niej zostanie, nawet tak jedną nogą, to na pewno Kuba
nie będzie szczęśliwy. On tak nie chciał.
No i z trzeciej strony pozostawała jeszcze sprawa
orientacji Tomaszewskiego. Kuba naprawdę wierzył w to, że chłopak był głównie
hetero. Oskar mówił, że wielu próbowało go poderwać i nawet jeżeli faktycznie
oni wszyscy nie byli w jego typie, to jednak każdy gej by chyba chociaż jakoś
zareagował, prawda? Oczywiście istniała możliwość, że Janek tak bardzo bał się
wyoutowania, że grał niewzruszonego, ale to ponownie cofało Kubę do poprzednich
wniosków. Czyli, że chłopak nie byłby gotowy na związek z mężczyzną. A jeżeli
faktycznie nie zauważał tych wszystkich zalotników, to raczej nie pozostawiało
dużo do wyobraźni w kwestii jego orientacji, prawda? Bo żaden gej nie
przegapiłby tłumu chętnych facetów. Więc albo ten pocałunek to był taki
wyjątek, wisienka na heteryckim torcie życia Tomaszewskiego, albo faktycznie
Kuba był jeden na milion i właśnie otworzył chłopakowi oczy, przez co czekała
ich cudowna przyszłość… ale powiedzmy sobie szczerze, jakie były na to szanse?
Mniejsze niż zero.
Tak więc, Kuba miał tysiące rozwiązań na swój problem
i nie miał pojęcia, które z nich powinien wyłożyć na stół, kiedy spotka się już
z współlokatorem. Wiedział co prawda, które by chciał wyłożyć, ale wątpił, że
rozmowa pójdzie po jego myśli, bo na ogół już tak było, że rzadko się
otrzymywało od życia to, czego naprawdę się chciało. A żeby Kuba osiągnął
swoje, Janek musiałby najpierw pokazać mu, że był na sto procent przekonany, że
obaj chcą tego samego, co było raczej mało prawdopodobne.
Jedno natomiast było pewne — to on może zacząć tę
rozmowę, ale z całą pewnością Janek ją skończy. W ten, czy w inny sposób. Jego tysiące rozwiązań z tej perspektywy
wydawały się bardzo małą, maluteńką liczbą, która zwężała się, z każdym
pokonanym schodkiem, do jednego wyniku — tego, co miał mu do powiedzenia Janek.
Gdy podszedł do ich frontowych drzwi, wziął głęboki
oddech, zacisnął powieki i nacisnął klamkę. Raz
kozie śmierć.
***
Janek z Kofiszota wracał marszobiegiem. Nawet przed
samym sobą trochę się krygował przyznać, że biegł do Kuby. Zmiana skończyła się
trochę po osiemnastej i teraz było już całkiem ciemno, a uliczne lampy
oświetlały wszystko pomarańczowym światłem. Coś zimnego musnęło go w nos i ze
zdziwieniem odnotował, że zaczął padać śnieg. Szykowała się mroźna zima tego
roku. Nic nie mógł poradzić na to, że ten klimat wprowadził go w trochę
nostalgiczny nastrój. Zima zawsze kojarzyła mu się z rodziną, a od teraz
pierwszy śnieg chyba też będzie kojarzył mu się z nim. Z tym oczekiwaniem i
niepewnością. Z tymi krowimi oczami i łobuzerskim uśmiechem. Z tym, co mu za
chwile powie, więc albo z czymś naprawdę miłym, albo ze złamanym sercem. No
dobra, stłuczonym, bo przecież nie był w Kubie zakochany ani nic. Ale
zdecydowanie zaboli go jak dostanie kosza, bo, o ironio, chyba nigdy nie
zależało mu na nikim tak bardzo, czego doskonałym zobrazowaniem było to, jak
teraz tuptał w kółko czekając aż na Obrońców Tobruku światło się zmieni na
zielone.
Wszedł do mieszkania potykając się o własne nogi i
gubiąc oddech, więc przez chwilę po prostu stał z jedną ręką opartą o futrynę i
dyszał. Pech chciał, że Kuba akurat siedział z kubkiem parującej herbaty przy
stole kuchennym, więc kiedy tylko skrzypnęła klamka, od razu podniósł oczy na
nowoprzybyłego, przez co miał doskonały widok na Janka, żałośnie łapiącego
powietrze. Kiedy Tomaszewski zorientował się, że ma obserwatora, natychmiast
się wyprostował, ale jego tętno bynajmniej nie zwolniło.
— Wszystko w porządku? — zapytał Kuba z niepokojem,
a Janek pokręcił tylko głową, dając znać, że nic mu nie jest. Lepiej było nie
pokazywać, że oddech wciąż mu się rwał, bo Dąbrowski jeszcze doszedłby do
jakichś głupich konkluzji, na przykład, że Janek do niego biegł. Czy coś. —
Byłeś w pracy? — zapytał domyślnie, za co otrzymał kolejne przytaknięcie, co z
kolei musiało go już rozzłościć. — I tam podałeś klientowi na deser swój język
na tacy, czy po prostu sobie go odgryzłeś, żeby nie gadać głupot na prawo i
lewo, i dlatego teraz tak durnie milczysz?
Na to Janek już prychnął rozbawiony. Takiego Kubę
znał i z takim potrafił rozmawiać, bo ten, który wlepiał w niego zaniepokojone
spojrzenie znad herbaty jakoś do niego nie przemawiał.
— Gryzę się, żeby ci nie powiedzieć, że zamiast
wysiadywać w kuchni, powinieneś posprzątać swój pokój — odciął się, ale w
głosie zabrakło zwyczajowego jadu. Przypominało to bardziej… przekomarzanie.
Kuba też odniósł takie wrażenie, bo zamiast od razu
odpyskować coś, jak miał to w zwyczaju, uśmiechnął się pod nosem.
— Pytam, bo mieliśmy porozmawiać kiedy wrócę. I
wróciłem — powiedział nieco poważniej, a Jankowi momentalnie przestało być do
śmiechu. W końcu ta chwila nadeszła, a on w głowie miał pustkę. Sam Kuba też
wyglądał nietęgo, bo wgapiał się w swój kubek i wiercił na krześle, chyba nie
mogąc sobie znaleźć miejsca.
— To poczekaj, zostawię rzeczy, też sobie zrobię
herbatę i zaraz porozmawiamy, okej? — Cała ta sytuacja przypominała taniec
dwóch dzikich zwierząt. No i było po prostu niezręcznie. To wrażenie się
jeszcze spotęgowało, kiedy Janek wszedł pośpiesznie do swojego pokoju, gdzie
zrzucił kurtkę i zostawił torbę, a jego spojrzenie przykuło łóżko, z
nienagannie posłaną pościelą, od razu mu przypominając, co wczoraj w nim robi i
o kim wtedy myślał… Momentalnie zalała go fala zażenowania. Był nawet pewien,
że po policzkach znowu rozlał mu się gorączkowy rumieniec, dlatego, żeby się za
bardzo nie zdradzać, przeczekał w swoim pokoju jeszcze kilka długich oddechów,
powoli licząc szeptem do trzydziestu. Liczyłby jeszcze dłużej, ale miał
wrażenie, że to wszystko zajęło mu już prawie rok i za chwilę Kuba wparuje do
jego sypialni pytając, co się z nim stało. Odważnie wziął ostatni, uspokajający
oddech, poczochrał ręką włosy i wyszedł wprost na pożarcie lwa.
Kuba dalej siedział przy kuchennym stole, chociaż
jakby mu się przyjrzeć, faktycznie wyglądał na nieco zdezorientowanego
przeciągającą się nieobecnością Janka. Nie przeciągając, blondyn usiadł
naprzeciwko współlokatora. Już sama ich pozycja nie sprzyjała miłej konwersacji
i Janek przełknął ślinę, przewidując w jakim kierunku podąży ta rozmowa.
Siedzieli tak, każdy z nich wgapiając się w duże,
nierówne słoje drewnianego stołu. Kiedy cisza zaczęła się już naprawdę
przeciągać, w końcu przerwał ją Kuba.
— Jak ci minął weekend? — zagaił, a Janek wzruszył
ramionami, bo naprawdę nie było o czym mówić, zreflektował jednak po chwili, że
brak odpowiedzi oznaczał kolejne ciążące milczenie, więc wydusił pierwsze, co
mu przyszło do głowy.
— Posprzątałem trochę mieszkanie i byłem w pracy.
Nic wielkiego. A tobie?
Tym razem to Kuba wzruszył ramionami, ale również po
momencie wycisnął z siebie kilka słów.
— Byłem w domu, a to zawsze jest męczące.
— Czemu? — podchwycił blondyn, a Kuba dopił swoją
herbatę i wstał, żeby zaparzyć sobie następną.
— Mój ojciec jest trudnym człowiekiem — powiedział
krótko, w międzyczasie krzątając się przy kontuarze.
— Takim trudnym jak ja? — zażartował Janek i wywołał
tym mały uśmiech na twarzy bruneta, ale ten po chwili pokręcił głowa, jakby
odganiając jakąś natrętną myśl.
— Nie, ty jesteś wrzodem na tyłku, ale w zupełnie
inny sposób — nawet nie zareagował na oburzony protest Janka. — A mój ojciec to
taki dupek z krwi i kości, co ma obsesje na punkcie kontroli i nie dopuszcza do
siebie żadnej innej wizji świata, niż jego własna.
— Ajć — podsumował Janek, bo nie wiedział nawet, co
miałby dodać.
— No ajć — zgodził się Kuba. — Tak że czas spędzany
z nim to wieczne wypominanie i wykpiwanie wszystkich moich życiowych wyborów,
które podjąłem odkąd skończyłem sześć lat.
— Aż tak? — gwizdnął Janek ze zdziwieniem.
— Albo jeszcze gorzej. Ten weekend upłynął nam pod
znakiem wyśmiewania Olsztyna i idiotów, którzy chcą tu mieszkać, a przez
idiotów mam na myśli mnie i Adę, moją siostrę.
— No wiem, znam Adę — przypomniał Tomaszewski, bo
dziewczyny naprawdę nie dało się zapomnieć. Choćby się chciało.
— A, no tak — przytaknął Kuba. Chyba wciąż
wylatywało mu z głowy w jakich okolicznościach jego siostra poznała jego
współlokatora. Albo po prostu wolał wymazać tamtego kaca z pamięci. — W każdym
razie weekend był fatalny i odliczałem godziny, żeby móc wyjechać z Poznania.
W sumie Janek nigdy jeszcze nie rozmawiał z Kubą tak
normalnie, o życiu. Nie miał pojęcia co chłopak robił w Olsztynie, ani jaką
miał sytuację w domu. Wiedział o nim tylko, że był bogaty, że bałaganił i że
miał niezły charakterek. Ta świadomość aż trochę zabiła mu ćwieka, bo przecież
wydawało mu się, że zna Dąbrowskiego już całkiem dobrze, ale kiedy tak pomyśleć
o tym w ten sposób, to czy znał go chociaż trochę?
— A do tego jeszcze ta śliwa pod okiem i niekończące
się wykłady umoralniające — kontynuował brunet. — Jakby faktycznie jego gadanie
mogło cofnąć czas, albo jeszcze lepiej, zamienić mnie w heteryka — oburzył się.
Po tych słowach ponownie zapanowało między nimi
niepewne milczenie, bo jakby nie było, Kuba poruszył tę sprawę.
Przez chwilę Janek mierzył chłopaka niepewnym
wzrokiem, aż ten wrócił do stołu z nie jednym, a dwoma parującymi kubkami.
Kiedy Tomaszewski w zdziwieniu uniósł brwi, brunet wyjaśnił szybko:
— Bo też chciałeś herbatę, nie?
I dopiero wtedy Janek sobie przypomniał, że
faktycznie miał to w planach, ale tak się zestresował poważną miną Kuby, że
ciepłe napoje zupełnie wyleciały mu z głowy.
— Dzięki — powiedział grzecznie i przyciągnął do
siebie kubek. — Czyli kwestia twojej orientacji też jest drażliwa? — zapytał
nawiązując do przerwanej rozmowy i bardzo delikatnie badając temat.
Dąbrowski westchnął.
— Jak cholera — stwierdził nerwowo pstrykając
palcami. — Z drugiej strony nie ma we mnie jednej komórki, która sprostałaby
oczekiwaniom ojca, więc bycie pedałem jakoś dodatkowo mnie nie pogrąża — dodał
gorzko. — Słuchaj… — zaczął, a Janek poczuł nagle, że znajomy grunt usuwa mu
się spod nóg, prowadząc go na nieznane ścieżki. — Musimy porozmawiać o tym, co
się stało w czwartek.
Tomaszewski tylko niepewnie kiwnął głową. Tym razem
naprawdę nie wydusiłby z siebie słowa, nawet gdyby ktoś przystawił mu pistolet
do głowy.
Kuba widząc ten brak współpracy przełknął głośno
ślinę i sam zaczął temat.
— Nie chciałbym zabrzmieć chamsko, czy nieczule, ale
czy to był twój pierwszy pocałunek z chłopakiem? — zapytał prosto z mostu.
Janek ponownie kiwnął, ale z nerwów zesztywniało mu
całe ciało, więc mogło to wyjść nieco niezręcznie. Nic jednak nie mógł poradzić
na to, że kiedy czuł się nieswojo, zamykał się w sobie, bo chociaż na zewnątrz
nie było tego widać, w jego wnętrzu szalało prawdziwe tornado emocji. Na
przykład teraz miał ochotę uciec i jednocześnie chciał po prostu sięgnąć przez
stół, złapać Dąbrowskiego za tę głupią gębę i go pocałować. Żeby nie musieli
już o niczym więcej gadać.
Właściwie to mógł być jego plan awaryjny.
— No właśnie tego się bałem — podsumował Kuba jakby
do siebie, a Janka ściągnęło z powrotem na ziemię.
— Bałeś się, że się okaże, że mam za mało
doświadczenia? — dopytał oschle. Po prostu im bardziej się denerwował, tym
mniej przyjemny był dla świata. A umówmy się, już na starcie, w najbardziej
zrelaksowanym stanie, nie był zbyt miły.
— Nie no, oczywiście, że nie — zaprzeczył od razu
Kuba i z roztargnieniem potargał swoje, i tak już potargane, włosy. — Po
prostu… słuchaj. Może się mylę, ale ty chyba nie jesteś gejem.
Janek zamarł. Czy Kuba mógł to powiedzieć tak po
prostu na niego patrząc? Czy to było takie proste, wystarczyło, żeby jakiś inny
gej go wziął pod lupę i mogły się rozwiązać wszystkie jego wątpliwości związane
z seksualnością? Ale jakim cudem on mógł wiedzieć, skoro sam Janek nie
wiedział?
— Skąd wiesz? — zapytał grobowym tonem, na co Kuba
wybuchł histerycznym śmiechem.
— Och, Boże — powiedział głośno i ukrył twarz w
dłoniach, tylko po to, żeby po chwili odrzucić ręce z hukiem na stół, a zaraz
później wstać od stołu zrobić kilka nerwowych kółek po kuchni. — Boże, Janek,
nie wiem, nie wiem, ok? — krzyknął nieco zbyt wysokim tonem. — Nie mam pojęcia
kim jesteś, a kim nie jesteś, ale twoje zachowanie teraz w ogóle nie pomaga.
Siedzisz jak słup soli i ani mi nie mówisz, co czujesz, ani co byś chciał. I co
ja mam myśleć? — wykrzyczał nerwowo, a jego głos niebezpiecznie drżał, jakby
był na skraju załamania.
Janek spojrzał mną niego uważnie i całą swoją silną
wolę, i odwagę włożył w to, żeby jego usta jednak powiedziały to, co siedziało
mu w głowie.
— Jeżeli chcesz wiedzieć, co ja czuję i co bym
chciał, to wystarczy zapytać — powiedział spokojnym, wyważonym tonem. Tylko on
jeden wiedział, ile go to kosztowało, żeby tak brzmieć.
Na Kubie to chyba jednak nie zrobiło żadnego
wrażenia, bo tylko rozgorączkował się jeszcze bardziej.
— No cholera, oczywiście, że chcę wiedzieć! Po co
inaczej bym się wydzierał jak wariat na środku kuchni!
Gdyby Tomaszewskiemu było bardziej do śmiechu, to
może i by się uśmiechnął na to pajacowanie współlokatora, ale po prostu czuł
się za bardzo przytłoczony całym tym hałasem i krzykami. Już sam temat rozmowy
był dla niego wystarczająco trudny, a dodatkowo zachowanie Kuby wcale nie
pomagało. Splótł obronnie przedramiona i spojrzał w sufit, tam szukając jakieś
odpowiedzi.
— Boże! — ponownie krzyknął brunet widząc, że Janek
nie był wcale bliżej powiedzenia, o czym myślał, niż parę długich minut temu. —
No wyduśże z siebie coś w końcu! — zażądał gniewnie.
— Okej — odrzekł blondyn, nie tracąc jednak
pozornego spokoju. — Wolałbym, żebyś tak nie krzyczał. I wolałbym żebyś usiadł
i żebyśmy mogli dokończyć tę rozmowę jak dorośli — dodał uszczypliwie, na co
Kuba tylko prychnął podirytowany, ale nie ruszył się z miejsca. Widząc to Janek
przewrócił oczami, ale kontynuował. — I chciałbym, żebyś został moim
chłopakiem.
To już wywołało reakcję w brunecie, chociaż może nie
do końca taką, jakiej Tomaszewski by oczekiwał, bo chłopak najpierw schował
twarz w dłoniach, potem się odwrócił do niego plecami, a po chwili zaczął się
śmiać, chociaż w całej sytuacji nie było raczej nic śmiesznego.
— Cholera, Janek, ty słyszysz jak to idiotycznie
brzmi? — zapytał po dłuższej chwili, gdy już zdołał się uspokoić. Z zupełnie
niezrozumiałych dla Janka powodów nagle podszedł do stołu i ponownie usiadł na
krześle, ale tym razem przysuwając się o wiele bliżej niego, tak, że prawie się
dotykali kolanami. Blondyn ze zdziwieniem odnotował, że drugi chłopak wyglądał
na naprawdę zmęczonego, jakby ta dyskusja go całkowicie pokonała. — My nawet
nie potrafimy ze sobą normalnie porozmawiać, bez rzucania się sobie do oczu.
Nic tylko się kłócimy.
— Kiedy ja lubię się z tobą kłócić — powiedział
spokojnie drugi chłopak i w przypływie nagłej odwagi przykrył swoją dłonią dłoń
bruneta, która leżała luźno na jego udzie.
Dąbrowski od razu podniósł na niego czujnie wzrok i
lekko się uśmiechnął. Przez chwilę obracał swoją rękę w jego, żeby zaraz ją
uścisnąć.
— Wyobrażasz sobie złapać mnie tak za rękę na
uczelni albo choćby nawet na ulicy? Albo pocałować u siebie w kawiarni? —
zapytał smutno. Janek musiał mieć dziwny wyraz twarzy, bo Kuba pokiwał głową,
jakby właśnie dostał potwierdzenie, którego się spodziewał. — Albo wyobrażasz
sobie powiedzieć swoim rodzicom, że jesteś gejem i masz chłopaka? Zabrać mnie
do domu i chodzić tam ze mną za rękę? Albo jechać do mojego domu, do mojego
ojca i tam słuchać jakim trzeba być idiotą, żeby być pedałem i to jeszcze
głupim pedałem, bo spotykającym się ze mną?
— Ja... — zaczął bardzo niezręcznie Janek, po czym
urwał, bo w głowie miał pustkę. Nie myślał przecież o takich rzeczach. Nie
myślał nawet co będzie dzień po tym, jak już ze sobą porozmawiają, a co dopiero
potem…
— No właśnie — powiedział Kuba, a jego głos brzmiał
na naprawdę przybity. — A ja tak i to bardzo dużo. Chce mieć chłopaka, który
pójdzie ze mną za rękę na spacer i do klubu, który przedstawi mnie rodzicom i
nie będzie się wstydził przed znajomymi. Dlatego myślę, że najlepiej będzie,
jeżeli odpuścimy ten temat — powiedział, wysuwając swoją dłoń z dłoni drugiego
chłopaka, ale przez chwilę patrzył mu jeszcze w oczy. — Zamiast tego spróbujmy
po prostu być kolegami, albo przyjaciółmi, kiedyś tam… okej?
Janek zacisnął zęby, bo zupełnie nie wiedział jak
inaczej miałby zareagować. Jedno było pewne, nie sądził, że kiedy Kuba go
spławi to będzie aż tak cholernie wściekły. Jakby wybuchła gwiazda, tyle że nie
miało to nic wspólnego z romantycznymi uniesieniami, a raczej ze splendorem,
który powstaje, gdy supernowa rozpada się na miliardy kawałeczków i niewiele
już zostaje do zbierania.
Kiedy więc Dąbrowski próbował się do niego
uśmiechnąć, on odwrócił wzrok i zagapił się w ścianę.
— I to tyle? — zapytał rozgoryczony. — Najpierw się
całujemy i stawiasz wszystko do góry nogami, potem obiecujesz, że o tym ze mną
porozmawiasz, a na koniec to nawet nie ma dyskusji, bo ty już tam coś sobie
ubzdurałeś i nawet nie chcesz dać mi szansy? — powiedział, nie kryjąc nawet
wyrzutu w głosie.
Kuba wzruszył bezradnie ramionami. Sprawiał wrażenie
jakby zapadł się w sobie.
— Ale co innego mam ci powiedzieć? — zadał
retoryczne pytanie. — Albo inaczej — zreflektował się po chwili — jaki ty masz
na to pomysł?
— Nie wiem — odparł płasko Janek i w końcu podniósł
wzrok na drugiego chłopaka. Brunet siedział naprzeciwko niego, zgarbiony i
smutny, i wydawał się jeszcze drobniejszy niż na co dzień. Momentalnie Jankowi
zrobiło się głupio, bo podświadomie czuł, że to jego wina i że to on go
doprowadził do takiego stanu. Nie potrafił jednak znaleźć odpowiednich słów,
żeby przeprosić Kubę, więc milczał.
— Ja też nie wiem, Janek — dodał płasko brunet. — I
obawiam się, że żaden z nas nie wpadnie nagle na magiczne rozwiązanie. Może
myślisz, że to głupie, albo samolubne z mojej strony, ale ja naprawdę nie chcę
być czyjąś domową maskotką. A ty nawet nie wiesz, czy podobają ci się faceci. —
Zrobił pauzę, czekając czy blondyn coś doda, ale ten milczał uparcie, więc po
chwili kontynuował. — Dopóki ty nie będziesz pewny, a ja nie będę chciał faceta
tylko na pół fajerka, to nie widzę dla nas innego rozwiązania. Ale naprawdę nie
mam nic przeciwko temu, żebyśmy spróbowali się zakumplować i zobaczyć jak to
się dalej ułoży, okej?
— Okej — odparł beznamiętnie blondyn, bo minęła już
dłuższa chwila i w końcu musiał coś odpowiedzieć. Do bycia „okey” było mu
jednak dość daleko..
Kuba westchnął, jakby chciał w przestrzeń zawołać,
że nie ma już siły na tego chłopaka, ale zamiast tracić siły na gadanie, po
prostu wstał od stołu, zasunął po sobie krzesło, a kubek z niedopitą herbatą
wstawił do zlewu. Potem zniknął w swojej sypialni, starając się nie wchodzić
już Jankowi w paradę, żeby chłopak też miał czas przetrawić to, co zostało
dzisiaj powiedziane.
W sumie słusznie, bo nic więcej nie zostało do
dodania.
——————————————
Cześć i czołem, wybaczcie długą przerwę, ale
ostatnio miałam w życiu dość kiepski okres i nie bardzo się mogłam zmusić do
pisania. Mam nadzieję, że rozdział jednak dał radę i przypadnie Wam do gustu.
Dajcie znać co myślicie o podejściu Kuby i czy miał rację? I co myślicie, że
powinien Janek w tej sytuacji zrobić?
Za betę dziękuję oczywiście Omlecikowi <3
wreszcie długo czekaliśmy pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzekałam <3
OdpowiedzUsuńHej. Kiedy będzie kolejny rozdział? Jestem ciekawa ich dalszych losów. Pozdrawiam i weny
OdpowiedzUsuńCześć Anonimki. Postaram się usiąść do pisania w weekend, ale niczego nie obiecuję. Ostatnio mam naprawdę kiepski okres :(
OdpowiedzUsuńAle dzięki, że się odzywacie, to pocieszające, że ktoś jeszcze czeka na 7 lat.
Pozdrawiam, Naru
Opowiadanie świetne więc jest na co czekać . Mam nadzieję że gorszy okres szybciutko minie i będzie już wszystko w porządku . Także czekam na dalsze losy chłopców ;-)
OdpowiedzUsuńJedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam, z niecierpliwością czekam na nast rozdział i życzę dużoo weny oraz pozdrawiam :**
OdpowiedzUsuńA ja chcę tylko powiedzieć, że nie tylko anonimki czekają na ciąg dalszy :) Ja też czekam, a że nie mogę się doczekać, to naskrobię coś szybciutko, zanim wrócę do notatek.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że czytałam ten rozdział na telefonie i bardzo mi się podobał. Przynajmniej do czasu... gdy Kuba nie przyszedł i nie podzielił się swoim zdaniem.
Kurcze. Nie ukrywam, zdenerwował mnie. Niby tak mu się Janek cały czas podobał, a kiedy Janek by coś chciał, jest na nie... bo nie wyszedłby on z nim od razu za rękę po mieście? Kurde, ale to mi się nie spodobało. To aż przykre dla Janka, który wyraźnie coś poczuł i się tak ekscytował przez cały ten czas, by na koniec dostać czymś takim w twarz. Kuba przez to skojarzył mi się z takim dzieciakiem totalnym jeszcze, który nie może poczekać, by pochwalić się na mieście znajomym "nową dupą". Serio, tak to odebrałam. I z jednej strony to dobrze, że ostrzegł Janka, co mogłoby go czekać... Ale żeby nie dać mu żadnych szans tak na starcie?
Z drugiej strony staram się go zrozumieć, bo to on miałby być w potencjalnym związku i to jemu (w równym stopniu) miałby on odpowiadać, ale (zawsze jakieś ale) żeby tak od razu wymagać nie wiadomo czego? Nie wiem, mi się tam wydaje, że zanim przedstawi się kogoś rodzicom czy znajomym to najpierw spędza się jak najwięcej czasu we dwoje, by potem zdecydować się na "większe" kroki.
No ale dobra, już nie narzekam. ;) Oczywiście, to że nie spodobało mi się zachowanie Kuby, nie oznacza, że myślę to samo o całokształcie. :D Tekst jak zawsze był dopięty na ostatni guzik, a Twoje opisy to miód na moje serce, tak więc mam nadzieję, że niedługo zaszczycisz nas kolejną częścią.
Pozdrawiam serdecznie!
Żałuję, że dopiero teraz trafiłam tutaj. Jestem pełna podziwu jak barwnie i lekko się czyta twoje opisy. Wiele czytałam blogów i przyznam, że twój na pewno będę odwiedzać systematycznie. Życzę natchnienia i weny :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem wszystkie dotychczasowe rozdziały i z niecierpliwością czekam na kolejne. Czy jest możliwość kupienia tego gdzieś w całości? Pozdrawiam serdecznie i weny życzę!
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Haha Kubolubny... a tekst "Po prostu chciał już wiedzieć, bo od tego, co powie mu Kuba zależało przecież tak wiele… a ten smarkacz jak na złość zawinął swoje zgrabne cztery litery do Poznania, gdzie robił nie wiadomo co i nie wiadomo z kim. Gnojek." - coś chyba jest na rzeczy, Janek myśli o Kubie jak by to było jak by się poczuł gdyby Kuba go odrzucił... a sam Kuba no też nie jest taki pewny wszystkiego przecież sam jest w nim zakochany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia