Rozdział trzynasty, w którym problemy nie rozwiązują się same


3 listopada 2009

Oskara nie było na uczelni w poniedziałek ani we wtorek. Kuba nie mógł się też do niego dodzwonić, a na wszystkie wysłane przez niego smsy Okoye odpowiedział tylko raz, że wszystko u niego ok.
Cokolwiek to miało znaczyć.
Po południu Kuba był już nie tylko zmartwiony, ale też wściekły. Ewidentnie Oskar go unikał i zapewne miało to coś wspólnego z czwartkowym pobiciem. Jednocześnie gdzieś na skraju świadomości Kuba miał jeszcze myśl, że tak naprawdę nie mógł wiedzieć, czy chłopak wrócił spokojnie do domu po tym incydencie, czy coś mu się stało, a smsy wysyłał nie on, a ten cały tajemniczy Błażej, który miał go odwieźć… Może to było trochę myślenie na wyrost, ale nic nie mógł poradzić na coraz czarniejsze scenariusze, które same tworzyły mu się w głowie, a które powodowały, że nakręcał się jeszcze bardziej. A nakręcony Kuba to nieobliczalny Kuba. Czasami już tak miał, że kiedy wpadł w spiralę paniki, to ciężko było go od czegoś odwieść. Nie udawało się to nawet jego siostrze. Z czasem Ada nauczyła się, że jedynym słusznym sposobem w takim przypadku jest przyłączenie się do szaleństwa brata. Dlatego kiedy Kuba wpadł do jej mieszkania zaraz po zajęciach, z szałem w oczach, żądając by Ada włamała się na stronę uczelni i podała mu domowy adres Oskara,  w milczeniu sięgnęła po laptopa. Nie była żadnym wielkim hakerem, jedynie studiowała informatykę i miała kilka asów w rękawie, ale akurat łamanie zabezpieczeń uczelni w kwestii danych osobowych studentów było bajecznie proste, szczególnie jeśli znało się numer indeksu, czego akurat ochoczo dostarczył jej Kuba.
Na Dworcową Dąbrowski jechał już wściekły jak osa. Jedynie reszta rozsądku nakazała mu trochę się ogarnąć i spokojnie zapukać do drzwi, zamiast załomotać w nie jak wariat. Na szczęście, bo to wcale nie Oskar mu otworzył.
Na progu stała drobna, ruda kobieta ubrana w poplamione farbą ubranie. Nie wyglądała na więcej niż czterdzieści lat, a drobne zmarszczki w kącikach ust jedynie dodawały jej dziewczęcego wyglądu. Może nie była klasycznie piękna, ale niewątpliwie przyciągała wzrok i przyjemnie się na nią patrzyło.
— Yyyy… dzień dobry — wydukał niepewnie i po chwili zawahania odchylił się, żeby ponownie sprawdzić oznaczenie drzwi, ale jak byk stał tam numer osiem, czyli adres się zgadzał. — Szukam… to znaczy… czy tu mieszka Oskar Okoye?
Kobieta zmierzyła go lekko ironicznym spojrzeniem.
— Niech zgadnę, zastanawiasz się kim jest ten ryży karzeł w średnim wieku na progu mieszkania twojego ciemnoskórego kolegi? Bo niby wszystkie znaki wskazują, że matką, ale coś tutaj nie gra, no nie? — zrobiła teatralną przerwę, po czym dodała, z krzywym uśmieszkiem — A może jestem afrykańską albinoską? — Kobieta kpiła z niego bez litości, ale w jej zielonych oczach można było dostrzec błysk humoru.
— Och, rany, nie… znaczy… kurde! — Rzadko można było spotkać Kubę Dąbrowskiego tak zmieszanego, ale jedno było pewne, chłopak nie był w ciemię bity i też go było stać na żart czy dwa. — Nie jest pani znowu taka blada, zmyliło mnie tylko, że pani taka ładna, a Oskar jaki jest, każdy widzi…
Rudowłosa kobieta zamarła i jeszcze przez chwilę mierzyła go zaskoczonym spojrzeniem, po czym nagle wybuchnęła głośnym śmiechem, skądinąd bardzo podobnym do śmiechu Oskara.
— Tak w ogóle to ładne sińce, mój syn ma bardzo pasujące do kompletu — zmieniła temat, ale tym razem w jej głosie nie było złośliwości, chociaż można było wyczuć lekkie zaniepokojenie.
Faktycznie ślady pobicia na twarzy Kuby dalej były bardzo zauważalne. Co prawda otarcia już zaczęły się goić, ale sińce przybrały już o wiele intensywniejszy, fioletowy kolor, gdzieniegdzie na brzegach mieniąc się brązem, a nawet zielenią. Nijak nie dało się tego zakryć ani zatuszować.
— Jakby co, to nie ja go pobiłem — dodał szybko obronnie.
Rozmówczyni uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła szerzej drzwi.
— Wierzę — odparła od razu. — Wystarczy spojrzeć na te ślicznie rączki, żeby wiedzieć, że w życiu nigdy nikomu nie przyłożyłeś. — Kuba poczuł się mocno dotknięty. Przecież przyłożył! Jankowi… — No już, nie rób takiej kwaśnej miny, to nie miał być przytyk. Wyglądasz na porządnego chłopca, więc na pewno po nocach nie urządzasz sobie rasistowskich wypadów w stylu Ku Klux Klanu. Tak lepiej?
— Zdecydowanie — odparł Kuba.
— To cecha, która bardzo mocno cenię sobie u ludzi. Pielęgnuj ją.
— Tak zamierzam — zaśmiał się Kuba, nie mogąc się nadziwić irracjonalności tej rozmowy. — Jestem Kuba, tak w ogóle.
— A ja Ida, ale możesz mi mówić pani Ido. Tak będzie rozsądniej, tak w ogóle Kubo. — ponownie lekko zakpiła. — A pokój Oskara to ostatni po lewej.

***

Oskar kolejny dzień pod rząd zagrzebywał się w pracy po uszy. Przygotowywał się do tego o co poprosił go Błażej, w zamian za treningi. Zadanie było ekscytujące i skutecznie odwracało jego myśli od uczelni i Kuby, którego na razie miał zamiar unikać jak ognia.
Kiedy tylko myślał o chłopaku, zalewało go poczucie winy. Czuł się jak ostatni dupek przez to, co ich spotkało w zeszły czwartek, a to, że odciął się od bruneta jeszcze dodatkowo potęgowało wyrzuty sumienia. Tyle, że jakoś nie mógł się zdobyć, żeby to naprawić. Na dobrą sprawę powinien po prostu zadzwonić do Kuby, przeprosić, że go unikał i rzeczowo wyjaśnić, że będzie lepiej jeżeli ograniczą kontakt. Nie utną, bo to było szalone, ale ograniczą — do wspólnego studiowania i sporadycznych aktywności związanych z uczelnią. Tak będzie rozsądniej i zdecydowanie bezpiecznej dla Dąbrowskiego, więc Oskar miał nawet przeczucie, że brunet to zrozumie i po prostu przyjmie do wiadomości, ale jednocześnie nie mógł się do tego zebrać. Ściskało go na samą myśl, więc odkładał to przez cały poniedziałek, a dzisiaj rano po prostu uznał, że odpuści sobie kolejny dzień na uczelni. Wiedział, że nie mógł tego odkładać w nieskończoność, a jednak… ciężko mu było się samemu sobie przyznać, ale myśl o ucięciu kontaktu z Kubą była przytłaczająca. Znali się dopiero miesiąc, ale już zaczynał o nim powoli myśleć jak o przyjacielu. Oczywiście wiedział, że to bardziej kwestia zaburzonego osądu i efektu nowości ich relacji. Dopiero się poznali i na początku wszystko wydawało się być bardziej intensywne, jechało się na fali endorfin, ale może Kuba miał zadatki na prawdziwego przyjaciela?
Z drugiej strony byłby naiwny zakładając, że Dąbrowski myślał o nim tak samo. Te kilka, a właściwie kilkanaście smsów, które mu wysłał chłopak co prawda mogły być objawem zainteresowania, ale też mogły być po prostu kwestią nudy, czy właśnie przyzwyczajenia. W końcu przez ostatni miesiąc byli właściwie nierozłączni, a teraz to się nagle urwało. Na pewno jednak Kuba przywyknie i za rok o tej porze nie będzie już nawet pamiętał jak Oskar miał na nazwisko. Tak będzie… kurwa, ał!
— Ał! — wrzasnął nagle totalnie wytrącony z rozmyślań. Siedział tyłem do drzwi, zgarbiony przy laptopie, a na uszach miał słuchawki, więc nawet nie zorientował się, kiedy ktoś prześlizgnął mu się do sypialni. Trzaśnięcie w ucho zarejestrował za to bezbłędnie. Zdaje się, że matce już całkiem odwaliło od tego staropanieństwa!
Wkurzony na maksa obrócił się w krześle i zamarł. Naprzeciwko niego stał Kuba i wyglądał na nieźle zirytowanego. On sam z kolei momentalnie zapomniał o swojej złości, a serce podeszło mu do gardła.
— Cześć — wymamrotał, wyciągając słuchawki z uszu.
— No kurwa, cześć — warknął Kuba. — Widzę, że Internetu ci nie odcięli, więc mogłeś odpisywać na Naszej Klasie. Palców ci też nikt nie połamał, więc mogłeś również odebrać telefon. No i nóg z dupy też ci jeszcze nikt nie wyrwał, więc i na uczelnie mogłeś przyjść.
— Bo ja… — zaczął niemrawo Oskar, ale Kuba mu przerwał.
— Bo ty co? Dostałeś tak po mordzie, że zapomniałeś o studiach i kumplach?
— Ja… nie… bo ja… — spróbował ponownie i w sumie trochę licząc, że i tym razem Kuba mu przerwie, bo sam nie wiedział, co mógł mu powiedzieć, ale jak na złość, Dąbrowski milczał jak zaklęty. Zresztą Kuba zdawał się to wiedzieć, bo patrzył na niego z ironicznie uniesioną brwią. — Co tutaj w ogóle robisz? — Zmienił temat.
Kuba tylko wzruszył ramionami.
— Twoja mama mnie wpuściła — powiedział nonszalancko.
— Tego się domyślam, pytam raczej skąd masz mój adres…
Tym razem to Kuba się zmieszał, ale jednak nie spuścił z tonu.
— Takie tam, wiesz, dla chcącego nic trudnego, chcieć to móc, pytajcie a będzie wam dane…Więc, co ty odwalasz?
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem — Oskar w rozwleczonych dresach i Kuba w eleganckim zimowym płaszczu, obaj z podobnymi siniakami na gębach i niepewni. W końcu to Okoye postanowił przerwać ciszę.
— Kuba, jestem ci winny przeprosiny — powiedział wzdychając. Wstał w końcu z krzesła, odłożył wciąż trzymane w ręce słuchawki na biurko i poszedł na drugi koniec swojego małego pokoiku, żeby wyciągnąć stamtąd składane krzesełko dla gościa.
Kiedy obaj już usiedli, Oskar zapytał czy podać coś do picia, ale brunet odmówił.
— Nie będę owijał w bawełnę — oznajmił Oskar krótko, decydując się w końcu na szybie zerwanie plastra. Teraz żałował, że nie zdobył się na to przez telefon, bo patrzenie przy tym Kubie w oczy było naprawdę niezręczne. — Unikam cię — zaczął, a Dąbrowski kiwnął głową, żeby dać mu znać, że tak, zauważył. — Jest mi głupio za czwartek i nie chcę żeby to się powtórzyło. Gdyby nie ja, to nic by ci się nie stało. Mi co chwilę zdarzają się takie rzeczy, a beze mnie nikt by nawet na ciebie nie zwrócił uwagi. Nie mogę pozwolić, żeby znowu coś się stało przeze mnie i uważam, że najlepiej będzie jeżeli ograniczymy kontakt do… ał. Kurwa! — wrzasnął, bo ponownie dostał w ucho. Boleśnie.
— Głupi jesteś — orzekł Kuba. — Stwarzasz pozory, że niby nie, ale jednak jesteś.
Oskar roztarł ucho i spojrzał na niego wkurzony.
— Dzięki za cenną psychoanalizę. Tym bardziej nie rozumiem, po co chciałbyś się zadawać z kimś takim.
— Nie dość, że głupi to jeszcze primadonna. Weź odpuść, co?
Oskar zamarł, lekko urażony.
— Primadonna? Bo mi się nie podoba, że mi przywaliłeś?
— Po pierwsze, zapamiętaj, żeby o tym powiedzieć mamie i podkreśl, że potrafię. I że to nie Ku Klux Klan. — Oskar zamrugał. A może to był po prostu bardzo dziwny sen? — Po drugie jesteś primadonna, bo wymyślasz jakieś niestworzone rzeczy. Myślisz, że żyjesz w powieściach dla dziewcząt z dziewiętnastego wieku i dla mojego dobra dramatycznie utniesz ze mną kontakt? Co ja jestem, dama w opałach, że trzeba za mnie podejmować decyzje? I czego ty się tak boisz? Już raz dostałem po mordzie, najwyżej dostanę drugi raz — podsumował raźnie.
Oskar pokręcił głową.
— A co jak następnym razem pobiją cię mocniej? Co, jak nie tylko pobiją, tylko zrobią coś gorszego?
— Co jak w drodze powrotnej wpadnę pod autobus? Daj spokój. Możemy sobie gdybać, a życie swoje. Zresztą, jakbym poszedł tam sam, to też bym pewnie dostał po ryju.
— W tym sęk, że byś nie poszedł — wkurzył się Oskar. — To ja cię namówiłem, a ty nawet nie chciałeś iść.
— I bardzo dobrze, że namówiłeś, to był najlepszy wieczór mojego życia!
— …bo dostałeś po mordzie?
— Bo w końcu przestałem się bać — wyjaśnił już o wiele poważniej. — Nawet jeżeli faktycznie skończyło się, jak się skończyło, warto było tam iść i po raz pierwszy w życiu poczuć, że nie mam się czego wstydzić.
— To chodzi o Sebastiana? — zgadł Oskar. Po prostu w twarzy Kuby, kiedy ten mówił o czwartku, było tyle ekscytacji, że Okoye od razu pomyślał, że musiało to się wiązać z jakimś facetem.
Ewidentnie jednak nie chodziło, co można było poznać po zmarszczonych brwiach Kuby, który przez chwilę chyba nawet nie wiedział, o czym drugi chłopak mówił. Kiedy w końcu Dąbrowski skojarzył twarz z imieniem, wybuchnął śmiechem.
— Gdzie tam — zbył ten pomysł od razu. — Chodzi o mnie i o to, że nie żałuję tego wyjścia, okej? Więc po prostu umówmy się, że każdy będzie podejmował decyzje za siebie. Nie chcesz mnie w swoim życiu, rozumiem. Ale jeżeli robisz to, bo odgrywasz mi tutaj jakąś Jane Austen dla ubogich, to się nie zgadzam.
— Słuchaj, ja rozumiem, ale…
Tym razem Kuba też mu nie dał dokończyć. Tyle że w zupełnie inny sposób niż do tej pory.
— Całowałem się Jankiem! — oznajmił nie wiedzieć skąd. Oskar zamarł. Jego mózg też chyba na chwilę się wyłączył, po potrzebował dłuższej chwili, żeby przetrawić właśnie otrzymaną informację.
Zamrugał dwa razy i zmierzył drugiego chłopaka zdziwionym spojrzeniem. Dąbrowski wyglądał jak za mocno napompowany balon — jakby chęć powiedzenia o tym pocałunku rozsadzała go od środka, a teraz nie mógł wytrzymać, żeby nie mówić dalej.
— Z Jankiem? — upewnił się Oskar.
— Z Jankiem.
— Z tym Jankiem? — upewnił się ponownie, bo warto było jednak uściślić takie rzeczy.
— Z tym.
— A on o tym wie? — zapytał na autopilocie, na co Kuba tylko prychnął. — O kurwa.
— No — odparł brunet ze śmiechem. — Tak że sam widzisz, nie możesz mnie wyciąć ze swojego życia, bo umrzesz z niepewności co było dalej.
— A co było dalej?
— Głupich nie ma, zrób najpierw herbaty — wyszczerzył się i powoli, powolutku w Oskarze coś zaczęło rozlewać się przyjemnym ciepłem w okolicach serca.
— Mocna, czarna, z cytryną?
— Dokładnie — odparł Kuba z zadowolonym uśmiechem. I pomyśleć, że ten głupek naprawdę sądził, że jest w stanie bez niego żyć…
Czy brunet był zły? Właściwie nawet nie. Było coś uroczego w tym, że Oskar próbował go odciąć, żeby go nie narażać, bo to pokazywało, że chłopakowi musiało na nim zależeć. Ale z drugiej strony Kuba mówił serio. Nie bał się już przyszłości i tego, co miała przynieść, i nie zamierzał chować się po kątach, więc ta troska była zbyteczna. A nawet jeśli coś miało się stać, jeżeli faktycznie na Oskara ktoś miał napaść i zrobić mu krzywdę, to chyba lepiej, żeby Kuba wtedy tam był i spróbował mu pomóc.
Kiedy Oskar już zniknął w kuchni, Dąbrowski miał chwilę, żeby rozejrzeć się po pokoju. Nie różnił się zbyt od jego własnego pokoju w Poznaniu, czy pokojów jego kolegów, którzy wciąż mieszkali z rodzicami. Pojedyncze łóżko, biurko, komputer i szafa. Na ścianie wisiał lekko już podarty plakat Łąki Łan, na biurku za to dostrzegł podkładkę pod myszkę z logo olsztyńskiego schroniska dla psów. Ekologia i zwierzęta, czyli, jak już Kuba zdążył zauważyć, dwa ulubione tematy Oskara. No i oczywiście fotografia, czyli jedyna nietypowa rzecz w pokoju chłopaka — największą ścianę zdobiły bowiem piękne, oprawione fotografie przyrody i portrety ludzi, zwierząt i owadów jak po chwili przyglądania zauważył Kuba. Było coś bardzo intymnego w oglądaniu czyichś zdjęć. Jakby dostało się na chwilę możliwość popatrzenia na świat cudzymi oczami. I może Kuba nie był żadnym znawcą, ale naprawdę podobało mu się to, jak Oskar patrzył.
Kiedy Okoye wrócił z dwoma parującymi kubkami, od razu wlepił oczy w gościa.
— I? — zapytał nachalnie.
— I bez cukru, dziękuję? — zakpił z niego Kuba i chyba tylko fakt, że obaj trzymali pełne wrzątku naczynia uchronił go przed kuksańcem ze strony gospodarza. Jeszcze trochę przeciągnął milczenie, żeby zrobić koledze na złość, po czym odpowiedział na wiszące w powietrzu pytanie. — Dałem mu kosza.
Jeżeli wiadomość o pocałunku nie wystrzeliła Oskara z butów ze zdziwienia, to zrobiła to na pewno ta odpowiedź.
— Czemu? — zapytał, nie siląc się nawet na bardziej wyszukane pytanie.
Kuba ostrożnie odłożył kubek na blat biurka i wrócił na swoje miejsce. Rozsiadł się na krześle trochę wygodniej, a nogi zahaczył o brzeg łóżka. Oskar nie zwrócił mu uwagi, więc uznał, że nie przekroczył granic.
— Po prostu… wiesz, to chyba nie jest dla nas dobry czas. Ja sam dopiero ogarniam co i jak z moim wyjściem z szafy, a on nie jest nawet gejem.
— To on cię pocałował? — zapytał, a brunet potwierdził. — I miał coś na ten temat do powiedzenia?
— Nie bardzo — Kuba westchnął i po chwili schował twarz w dłoniach, tylko po to, żeby zaraz przenieść te same dłonie na głowę i złapać się za włosy w akcie frustracji. — Znaczy, tak. Powiedział, że chce, żebym został jego chłopakiem. Ale nie jest gotowy na oficjalny związek i przedstawienie mnie swoim rodzicom — wytłumaczył bezradnie.
Oskar westchnął po czym spokojnie odstawił swój kubek na biurko, koło kubka gościa, a potem zgarnął z blatu pudełko chusteczek i rzucił nim szybko w Kubę. Trafił go w czoło.
Głupia mina Kuby trochę wynagradzała mu, że musiał słuchać takich idiotyzmów.
— Przedstawić rodzicom, co ty pierdolisz? — zapytał oburzony. — Ludzie czasami są ze sobą latami, zanim zdobędą się na ten krok, a ty wymagasz tego od faceta, z którym się tylko całowałeś. Raz?
— No jak tak to mówisz, to brzmi głupio.
— Bo to jest głupie! — krzyknął Okoye.
Kuba wzruszył ramionami. Teraz kiedy tłumaczył się koledze ze swojego toku myślenia, nie był już takim chojrakiem.
— Zrozum, Kuba — spróbował Oskar nieco spokojniej. — Ja na przykład nigdy nie przedstawiłem nikogo mamie i nie wiem, co by się musiało stać, żebym to zrobił. I nie wymagam tego samego od swojego faceta. Najpierw trzeba zbudować relację ze sobą, a dopiero potem można martwić się resztą świata. I sorry, ale naprawdę nie czaję, czemu olałeś Janka, po tym jak przez ostatni miesiąc nie mogłeś go sobie wybić z głowy.
— No to co mam ci powiedzieć? Że odkąd powiedziałem Jankowi nie, to mi się wszystko w żołądku przestawia na samą myśl o tym i że żałowałem już w momencie jak to mówiłem? — Nawet Oskar zamarł na te słowa. — Bo tak jest. Ale tylko po części. Bo z drugiej strony ja po prostu cholernie się boję wpaść w pułapkę, zafiksować się na facecie, który będzie się mnie wstydził i którego nigdy nie namówię na prawdziwy związek. A ja dopiero sam przestaję się bać bycia sobą, rozumiesz?
— Rozumiem — przyznał niechętnie gospodarz.
— I właśnie dlatego potrzebuję, żebyś był w moim życiu.
Oskar spojrzał na niego poważnie i przez chwilę obaj mierzyli się spojrzeniami.
— I kto tu teraz odgrywa tanią Jane Austen? — nie wytrzymał w końcu Okoye i wybuchnął śmiechem, a Kuba mu zawtórował, bo faktycznie, każdy facet, niezależnie od swojej orientacji, miał ograniczoną zdolność wytrzymywania takiego bzdurnego patetyzmu, a oni chyba już wykorzystali swój limit na ten rok.
— No to… zmieniając temat, co to za papiery masz na biurku? — zagadnął Dąbrowski, a w odpowiedzi Oskar błysnął zębami w uśmiechu.
— To — wskazał na stertę rzeczy, które od kilku dni szykował dla Błażeja — jest mokry sen każdego pierwszaka z marketingu.

***

5 listopada 2009

Błażej siedział naprzeciwko chłopaka i nie mógł się powstrzymać, żeby nie wbijać wzroku w jego usta. Były ładne i duże, a Byku potrafił sobie doskonale wyobrazić jak by smakowały, gdyby teraz po prostu się w nie wpił.
Był cholernie napalony.
Nie przespał się z nikim od czasu wyskoku z Oskarem na początku października, dlatego prawie mógł poczuć jak krew mu pulsuje w żyłach. Nic nie pomagały cowieczorne sesje masturbacji pod prysznicem, po prostu wiedział, że musiał spuścić parę z lędźwi, chociażby w chłopaczku, który właśnie się prężył naprzeciwko niego.
— A pan co bierze, że ma takie duże mięśnie? — zapytał zalotnie, chociaż dla Błażeja brzmiał jak pizda. Nie lubił mężczyzn stylizujących się na głupie dziewczynki. Ale był w dość krytycznej sytuacji i miał wrażenie, że ten chłoptaś przed nim zrobiłby mu loda chociażby i tutaj, na stoisku pośrodku centrum handlowego, a już namówienie go na pójście do kibla na szybki numerek nie mogło stanowić żadnego problemu.
Wszystko przez Oskara. Nie dość, że już drugi raz na siłowni oglądał go w tych śmiesznych basenowych spodenkach, które powinny wyglądać głupio, a jakimś cudem wyglądały prowokująco, to jeszcze wczoraj spędził z nim pół dnia na obgadywaniu jego planów odnośnie drugiej części ich układu.
Sprawa była banalnie prosta. Błażej miał z nim ćwiczyć, a w zamian Oskar zobligował się nakręcić mu kilku klientów na treningi indywidualne. Chłopak nie był głupi i ewidentnie miał dryg do tego swojego marketingu, bo przez kilka dni zaplanował więcej rzeczy odnośnie reklamy, niż Błażej w ogóle mógł pomyśleć, że istnieje. I tak wczoraj Byku stał się właścicielem biznesowego konta na Naszej Klasie i na jakimś nowym portalu, Facebooku, czy jakoś tak, bo ponoć to miało teraz wyprzeć NK, chociaż Błażej sądził, że to raczej takie durne gadanie studenciaków — wiadomo, coś im do głów nakładają na zajęciach i potem chodzą jakby już wszystko o wszystkim wiedzieli…
Dorobił się też prostej strony internetowej, na której widniał grafik wolnych terminów, bo ponoć to była teraz konieczność, a poza tym zapłacił za reklamę w google, chociaż do końca nie rozumiał na czym ona polegała. Ważne, że Oskar rozumiał i mówił coś o geolokalizacji i reklamie śledzącej, którą akurat Błażej zapamiętał, bo kojarzyła mu się z pracą i tym, że czasem trzeba było za kimś poleźć, żeby mu spuścić wpierdol.
Obecnie byli na etapie projektowania całkiem zajebistej ulotki. W ulotki Błażej też nie wierzył, bo już przecież kiedyś wywiesił ogłoszenie na siłowi i nikt nie dzwonił, ale Oskar nie chciał słuchać. Zaplanował już kolportaż i mówił, że opracował target w ten sposób, że klienci będą walić drzwiami i oknami…W każdym razie brzmiał mądrze jak tak wczoraj nawijał, cały zafiksowany na punkcie swoich pomysłów. Wydawało się, że wiedział co robił, ale i tak Błażej nie mógł się skupić na tym, co gówniarz mówił. Nie, kiedy siedzieli w jego mieszkaniu przez kilka godzin, ramię w ramię i znajdowali się tylko kilka centymetrów od łóżka, na którym Błażej mógłby go po prostu zerżnąć.
Byczkowski wykazał się jednak silną wolą i pozwolił Oskarowi wyjść nietkniętym. Co teraz odpłacał zsinieniem jaj i tak dramatycznymi myślami, jak ta przed chwilą, o przeleceniu męskiej niewiasty w publicznym kiblu.
— Ja biorę BCA i WPI — celowo podsunął podlotkowi droższe produkty. Niby nie jego wina, ale celibat sprawiał, że Błażej był ciągle podirytowany. Chłopak natomiast zawinił tym, że nie był  w jego typie.
— To w takim razie ja też poproszę, może mi pan to zapakować? — spróbował ponownie, a Błażej jedynie uśmiechnął się pod nosem.
Gdzieś po drodze zupełnie przeszła mu ochota na przelecenie delikwenta. Nie, kiedy myślał o Oskarze i ich ostatnim seksie. Po prostu z góry wiedział, że czego by nie zrobił ten laluś przed nim i tak Byku będzie zawiedziony. A to nijak nie pomoże na jego i tak już kiepski humor.
— Mogę — opowiedział i bez ociągania wrzucił dwa opakowania do plastikowej siatki. —Proszę bardzo, sto dwadzieścia jeden złotych.
Jeżeli chłopak się zdziwił zmianą tonu Byczkowskiego, to nic nie powiedział. Nie podjął też już klejonej próby uwiedzenia napakowanego sprzedawcy, więc chyba pogodził się z myślą, że pomimo, że na początku wyczuwał wyraźne zainteresowanie, z podrywu jednak nici. Zapłacił i zmył się, szybko znikając w anonimowym tłumie galerii.
Błażej miał problem. I musiał go szybko rozwiązać.

___­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­_________________

No i jak tam? Zaciekawieni co będzie u naszych chłopaków dalej? Błażej znajdzie rozwiązanie na swój palący problem? Oskar i Kuba się faktycznie dogadają, czy ich przyjaźń nie ma szans? I co do cholery się dzieje z Jankiem?
Na te i inne pytania odpowiedź poznacie już w przyszłym tygodniu ;) Słowo harcerza, nowy rozdział za chwilę leci do bety :)

Za betę dziękuję jak zawsze mojej niezawodnej Omlet, która nawet w pandemii znajduje czas dla Siedmiu Lat, pomimo, że w jej przypadku nie ma mowy o pracy zdalnej. Jesteś moją bohaterką Omlecie :*
Dziękuję też za komentarze pod ostatnimi rozdziałami i notkami. Nie będę już cofać się o te kilka miesięcy i odpisywać, ale wiedzcie, że przeczytałam każdy jeden z nich, nawet kilkukrotnie i pomagały mi w najtrudniejszych chwilach. Czasami taka mała rzecz jest jak kotwica do prawdziwego świata i pozwala złapać oddech, kiedy już się wydaje, że na świecie nie ma jednej fajnej rzeczy.


Komentarze

  1. Hej. Rozdział świetny chociaż mógł byc dłuższe ale to pewnje dlatego że długo cię tu nie było. Ja myślę że Kuba i Oskar to będą już przyjaciolmj do końca. Co do Kuby mysle że ma trochę racji odnośnie jego związku z Jankiem chociaż ja bym się tam rzuciła na głęboką wodę. A co do Błażeja myślę że będzie probowal zaciągnąć Oskara żeby pomogl mu z jego problem ;-)czekam na następny rozdział. I życzę dużo radości w życiu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. doskonale,ze wrocilas

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Mam pytanie. Jak masz zamiar wstawiać rozdziały ? Ciekawi mnie czy dziś będzie rozdział ? Bardzo bym chciała żeby byl pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Wszystkim! Dziękuję za komentarze, jak zawsze sprawiają, że od razu zabieram się do roboty :)
    Dzisiaj po pracy powinnam dać radę wstawić nowy rozdział, następny też już się tworzy. Co do mojego planu jak będę wstawiać rozdziały... Nie mam żadnego. Na razie mam więcej czasu i wenę, więc pewnie rozdziały będą tydzień po tygodniu, potem pewnie tak jak wcześniej, co dwa, trzy tygodnie.
    Raczej będę się trzymać schematu, że każdy rozdział ma 3-4 sceny, czyli jakieś 10-15 stron Worda,chociaż ostatnio na wattpadzie ktoś mi zarzucił, że mam za długie rozdziały i trudno się je czyta... Też tak myślicie?
    Poza tym kiedy w głowie zbiera mi się więcej akcji nie wiem czy pchać ja do jednego większego rozdziału (na który trzeba będzie trochę dłużej poczekać) czy podzielić ja na dwa krótsze rozdziały. Dajcie znać jak wolicie, bo możliwe że utknę na rozdziale 16.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za czytanie,
    Naru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Ja tam osobiście wolę jak rozdziały pojawiają się regularnie no chyba za autor chce mile zaskoczyć i wstawia częściej rozdziały .Szczeze nie wiem kto może nazekac na za długie rozdziały. Nie ma takiej opcji rozdziały nigdy nie są za długie .pozdrawiam

      Usuń
    2. Jestem oburzona do tego stopnia, że aż tu napiszę - co? Za długie rozdziały? :D
      Przez całą moją "karierę" pisarską regularnie czytam uwagi, że rozdziały są za krótkie (choć piszę podobnej długości do Twoich), ale jeszcze nikt mi nigdy nie napisał, że są za długie i źle się je czyta. xD
      No ale wyjątek potwierdza regułę i popierając słowa z komentarza powyżej - nie ma czegoś takiego jak za długie rozdziały. :P

      Usuń

Prześlij komentarz