Rozdział piętnasty, w którym dotkniemy cudzych marzeń



16 listopada 2009


Kubie było strasznie głupio wobec Janka, bo ponad dwa tygodnie wcześniej zaproponował mu, że powinni się zaprzyjaźnić, a tymczasem nie robili nic, poza wzajemnym unikaniem się. I jasne, to nie była wyłącznie jego wina, bo Tomaszewski też robił co mógł, żeby tylko nie przebywać z nim w jednym pomieszczeniu dłużej niż to konieczne, ale jednak.
Pomimo wszystko brunet nie miał zamiaru tak tego zostawić. Może i faktycznie ich znajomość nie rozpoczęła się od najlepszej strony, a potem było tylko coraz więcej problemów, ale po ostatniej epickiej rozmowie o uczuciach chyba coś się zmieniło i dlatego nie mógł pozwolić, żeby teraz to po prostu rozeszło się po kościach. Szczególnie, że miał idealny pretekst, żeby do Janka zagadać.
Przez pół poniedziałku czaił się, żeby znaleźć dobry moment, ale on po prostu nie nadchodził. Za każdym razem, kiedy Janek wyściubiał nos ze swojego pokoju albo z kimś rozmawiał przez telefon, albo miał na uszach słuchawki i go nie usłyszał, albo, jak stało się to przy trzeciej podjętej przez Kubę próbie, biegł gdzieś i najwidoczniej się spieszył.
Kuba wyszedł ze swojej sypialni i oparł się barkiem o futrynę, obserwując, jak Tomaszewski zbierał się do wyjścia. Blondyn założył już buty, a torbę zarzucił na kuchenne krzesło i skupił się na znalezieniu w składziku swojej kurtki, co nie było takie proste, bo wraz z przyjściem zimniejszych dni, stopniowo pojawiało się tam coraz więcej okryć wierzchnich i bluz. Zdawało się, że na razie nie widział — bądź udawał, że nie widzi — swojego współlokatora. Przez chwilę Dąbrowski walczył ze sobą, czy odezwać się i zwrócić na siebie uwagę drugiego chłopaka, czy dać mu spokój, ale coś mu mówiło, że jeżeli teraz odpuści, to kolejne dni wcale nie przyniosą im więcej szans na rozmowę. Zresztą, próbował złapać Janka już od jakiegoś czasu, ale ten zawsze pozostawał poza jego radarem. Do domu wracał okropnie późno, jak na siebie, wychodził w miarę wcześnie, a i na uczelni tylko mu migał. W pewnym momencie Kuba myślał już, żeby to właśnie tam z nim pogadać, ale Tomaszewski jakby zwęszył jego plan z daleka i kiedy spotkali się po raz kolejny, po chwili po prostu rozmył się w tłumie.
— Cześć. — Kuba zdecydował się wreszcie zagadać. Zresztą, to był już chyba ostatni moment, bo drugi chłopak znalazł swoją kurtkę i pewnie za chwilę zniknąłby z mieszkania.
— Hej — odpowiedział Janek, chociaż wydawał się lekko zdziwiony. Może dlatego, że już się dzisiaj widzieli i zamienili ze sobą kilka słów przywitania z samego rana.
— Wychodzisz? — zapytał Kuba jakby nigdy nic. Tak jakby miał prawo pytać go o takie rzeczy i jakby robili tak zawsze. Wychodzisz? Bo nie wiem, czy czekać z kolacją. Nie skarbie, zjem na mieście... Głupia wizja.
— No… tak — odparł krótko blondyn. Ewidentnie ta rozmowa go nie tylko dziwiła, ale też krępowała, Kuba postanowił więc już nie przeciągać tej agonii.
— Chciałem tylko przypomnieć ci o moich urodzinach — walnął prosto z mostu, a na twarzy drugiego chłopaka wymalowało się od razu wielkie zdziwienie.
— Wszystkiego najlepszego? — powiedział głupio, a właściwie bardziej zapytał. Kuba mrugnął. Przez chwilę tylko stali naprzeciwko siebie, w pustej kuchni, mierząc się spojrzeniami. Obaj wydawali się mocno zdziwieni, ale coś mówiło Dąbrowskiemu, że z zupełnie różnych powodów.
— Ale nie, że dzisiaj! — wyjaśnił od razu, kiedy tylko dotarło do niego, jak musiał zrozumieć go współlokator. Boże, czy ich rozmowy staną się kiedyś mniej niezręczne? — Dopiero w środę.
Śmieszne, że czasami można przebywać z kimś, bądź obok kogoś przez dłuższy czas i nie zauważyć, że coś się zmieniło. Oni na przykład mieszkali w tym samym mieszkaniu już od dwóch miesięcy i gdyby zapytać Kubę o ich relację, ten powiedziałby bez wahania, że najpierw było chropowato, a potem to się wygładziło i teraz było już właściwie okej… tylko czy na pewno? Czy to nie było tak, że zaraz po tym jak pomiędzy nimi stało się całkiem nieźle, nagle zrobiło się po prostu obco? Że może i przestali skakać sobie do gardeł, ale też przestali w ogóle ze sobą rozmawiać? Dopiero kiedy na twarz Tomaszewskiego wypłynął krzywy uśmieszek, Kuba zrozumiał jak bardzo brakowało mu takiej wersji Janka — trochę aroganckiego, trochę złośliwego i tak uroczo pewnego siebie. Zdaje się, że ostatnio obaj chodzili wokół siebie na palcach, a to, co wypłynęło z ust Tomaszewskiego jako następne, a raczej ton, jakim to powiedział, było miłym powrotem do rutyny.
— Więc złożę ci życzenia w środę — zadrwił, a na twarz Kuby od razu wpełzł zdradliwy uśmiech, którego nawet nie chciał chować.
— Trzymam za słowo. — Teraz to się już szczerzył.
Janek również chyba w końcu poczuł, że ta rozmowa o wiele bardziej przypominała ich normalność, bo i jego krzywy uśmieszek po chwili stał się odrobinę bardziej zadowolony.
— Oczekujesz jeszcze czegoś z okazji cudu twoich narodzin? — ironizował. — Mam załatwić tort, prezent… kwiaty, diamenty?
Kubie przez myśl przeszło, że ta wizja wydała się naprawdę pociągająca, bo co może być lepszego od przystojniaka z kwiatami i prezentami? Jakby do tego dorzucić jeszcze coming out, to mogłyby być jego najlepsze urodziny w historii.
— Tort możesz odpuścić — orzekł w końcu, udając, że się zastanawia. — Wystarczy czekolada i striptiz — dodał z poważną miną, ale po chwili nie wytrzymał i się zaśmiał.
Blondyn pokręcił głową w udawanym proteście. Było coś nierealnego w tej rozmowie, jakby każdy z nich próbował trochę odpuścić temu drugiemu złośliwości, jednocześnie odkrywając, że ciągnie ich do siebie bardziej niż kiedykolwiek. Kuba aż wstrzymał powietrze widząc, jak Janek odkłada kurtkę, a w zamian za to opiera się o kuchenny filar, tym samym sprawiając, że stanęli dość blisko siebie. Był przy tym tak naturalny, że Dąbrowski nawet przez chwilę nie zakwestionował, że stali sobie naprzeciwko siebie, w poniedziałkowe popołudnie, patrząc się tak, jak patrzy się na coś, co się naprawdę lubi i flirtowali w najlepsze.
 Nie umiem tańczyć — wyznał, jednocześnie zaplatając ramiona i patrząc na niego wyzywająco.
— Czyli nie masz problemu z rozebraniem się, jedynie nie chcesz robić tego do rytmu? — niby zażartował, ale serce zabiło mu jakoś szybciej.
— W ogóle nie mam problemu — oznajmił Janek butnie. — Jedynie trochę mnie martwi, że będą to oglądać też inni goście…
— No to rozwieje twoje zmartwienie — oznajmił brunet, szczerząc się z samozadowolenia. — Dlatego, że imprezę robię w sobotę. Całą środę możesz więc chodzić nago i nikt ci nic nie powie. Słowa nie usłyszysz… oczywiście poza mną i okrzykami zachwytu — paplał.
Janek poruszył się, chyba w końcu lekko zawstydzony tą rozmową. Przeczesał nerwowo włosy i wzruszył ramionami, jakby prowadził wewnętrzny dialog.
— No dobra, słowo się rzekło! — powiedział i szybko przeniósł dłonie na swój rozporek, jakby nigdy nic, zaczynając go rozpinać.
Kuba zdębiał, a serce zaczęło mu bić jak głupie.
— Jezu, serio? — zapytał z niedowierzaniem, a Janek podniósł na niego wzrok.
— Nie — zaśmiał się, od razu unosząc też ręce, żeby faktycznie pokazać, że nie ma zamiaru kombinować ze swoimi spodniami. — Ale masz minę! —  Śmiał się przy tym, ubawiony jak małe dziecko i Kuba pomyślał, że powinien poczuć się chociaż trochę wkurzony, że współlokator tak go wkręcił… ale po prostu nie mógł. Nie, kiedy Tomaszewski śmiał się w ten sposób, jego oczy zwężały się w wyrazie czystej radości, a usta wygięły w szczerym uśmiechu. Na dodatek jego górna warga podjeżdżała, pokazując chyba całe dziąsła i to była najbardziej urocza rzecz jaką Kuba kiedykolwiek widział, a patrząc na radość chłopaka, on sam też musiał wybuchnąć śmiechem.
Minęła jeszcze dłuższa chwila, zanim obaj się uspokoili.
— Głupek — podsumował w końcu Kuba, na co Janek tylko wzruszył ramionami. Na dobrą sprawę to była chyba ich pierwsza taka „normalna” rozmowa. Gdzie po prostu żartowali razem i robili miny, a żaden nie obrażał tego drugiego, przynajmniej nie na serio. Przez głowę Dąbrowskiego przemknęło nawet, że gdyby to od tej strony się poznali, to pewnie by się od razu polubili. — Myślisz, że sąsiedzi będą mieć coś przeciwko imprezie? — zapytał, zmieniając temat.
Janek wydął usta, ale minę miał nieobecną, jakby faktycznie rozważał odpowiedź.
— Myślę, że nie — oznajmił w końcu. — Pod nami mieszka tylko starsza pani, która ledwo co słyszy, a piętro niżej jest mieszkanie studenckie. Na wszelki wypadek możemy się jeszcze przejść po sąsiadach i uprzedzić, że przyjdzie kilka osób i że postaramy się być cicho. Bo chyba nie planujesz tutaj jakieś mega imprezy? — upewnił się od razu, mierząc go sceptycznym spojrzeniem, jasno dającym do zrozumienia, że była tylko jedna poprawna odpowiedź.
— Nie, pewnie, że nie! — zaprzeczył od razu Kuba. Bo naprawdę nie zamierzał robić żadnej wielkiej biby. Zaprosi tylko kilka osób z roku i swoją siostrę wraz ze szwagrem, a jakby się okazało, że spotkanie się rozkręci, to po prostu pójdą na miasto. — I serio byś to dla mnie zrobił? — zapytał zaraz, nawiązując do pierwszej części wypowiedzi blondyna. Tomaszewski tylko wzruszył ramionami. — To naprawdę świetnie, dzięki! — ucieszył się. Kto by się spodziewał, że nawet Janek potrafił być czasem równym gościem? Ale to z kolei przypomniało mu o jednej ważnej rzeczy. — Ty oczywiście też jesteś zaproszony.
Ta wiadomość akurat zmieszała blondyna. Przez chwilę było widać, że nie wiedział, co powiedzieć ani jak się zachować.
— Wiesz, nie… mogę spokojnie przesiedzieć ten wieczór w swoim pokoju. Nie jestem specjalnie imprezowym typem, jakbyś nie zauważył — usprawiedliwił się, a Kuba prychnął.
— Naprawdę nie? — zakpił. — Czyli to nie ty wracasz w każdą sobotę nad ranem najebany jak szpadel?
— Nie, to ty — odciął się szybko Janek, a Kuba ponownie się zaśmiał. Powoli zaczynał podłapywać dziwne poczucie humoru starszego chłopaka i coś, co jeszcze dwa miesiące temu uznałby za przytyk, teraz widniało mu jasno i wyraźnie jako żart.
— Nie przypominam sobie — dodał więc w podobnym tonie, tym razem to w Janku wywołując drgnięcie warg.
— W to akurat nie wątpię… — Blondyn ponownie z niego sobie zakpił, ale może to nie o podłapanie poczucia humoru tutaj chodziło, tylko o to, że Janek przestał wkładać w te przytyki jad. Kiedy sobie żartował, można było wyczuć, że nie robił tego, żeby mu dopiec. — Zresztą, nie czułbym się dobrze wśród takiego tłumu nieznajomych — wytoczył kolejny argument, czemu miałby nie uczestniczyć w imprezie Kuby.
— To przyprowadź kogoś! — podłapał od razu Dąbrowski.
— Co? — Janek przez chwilę wyglądał na naprawdę zaskoczonego.
— No przyprowadź — powtórzył brunet, cały zadowolony z siebie i swojego świetnego pomysłu. — Wiesz, jakąś koleżankę, albo… kolegę — mówiąc to drugie trochę zwątpił, bo właśnie zdał sobie sprawę, że pośrednio proponował Jankowi, żeby wziął ze sobą randkę. — Kogoś, kto dotrzyma ci towarzystwa — dokończył niezręcznie.
Do Janka chyba też dotarł prawdziwy sens słów współlokatora, bo wyraz twarzy miał naprawdę nietęgi. W jednej chwili jeszcze śmiał się i żartował, żeby zaraz wyglądać jak przebity balonik. W momencie, kiedy Kuba to zarejestrował, całym sercem, duszą i ciałem zapragnął cofnąć czas i nigdy tego nie powiedzieć. Ta ich rozmowa była taka świetna, pełna flirtu, żartów, dwuznaczności… musiał to tak spierdolić? Z drugiej jednak strony, czy tak nie było lepiej? Bo, pomimo że świetnie się z Jankiem bawił, to trochę też czuł, że to nie było fair. W końcu powiedział mu, że nie mieli szans za związek, a jedynie na przyjaźń… więc przyprowadzenie przez Tomaszewskiego randki nie powinno być złym posunięciem. Byłoby wręcz rozsądne. Niezależnie od tego, jak samo wyobrażenie o tej osobie drażniło.
— Ja… zobaczę — oznajmił w końcu Janek. — Musze już iść — dodał dobitnie i zrobił krok w stronę drzwi. — Do pracy — uściślił.
— Okej — odpowiedział Kuba niepewnie i zanim zdążył dodać coś jeszcze, Janek obrócił się na pięcie, zgarnął porzuconą wczesnej kurtkę i nawet bez ubierania się, wyszedł na korytarz.
Jeszcze przez chwilę w pustym mieszkaniu wybrzmiewał huk zamkniętych przez niego drzwi.
Cóż, ta rozmowa mogła zdecydowanie pójść lepiej.

***

Kofiszot o tej porze dnia był cichy i melancholijny. Poranny ukrop na ogół kończył się koło jedenastej, a popołudniowy nie zaczynał przed piętnastą. W lokalu nie pozostał nawet jeden klient, a wszystkie filiżanki i talerzyki już dawno były pomyte. Na ogół można było wykorzystać ten czas na wyciągnięcie i pokrojenie ciast, przyszykowanie świeżych kanapek, czy przytachanie zapasów ziaren kawy z zaplecza. Można było też wypolerować szkło, wyczyścić ekspresy, pomyć spieniarki, pozamiatać podłogi… ale teraz wszystko było już zrobione. Zostało znudzone przeglądanie tysiąc razy już widzianego czasopisma i smętne patrzenie na jesienną aurę widzianą za oknem. Karolina kończyła właśnie zmianę i czekała tylko na Janka, który miał ją zastąpić. Ostatnio miała dość słaby okres, bo na uczelni był kocioł, w pracy kocioł, a w życiu prywatnym za to pustki, ale starała się tym za bardzo nie dołować. Miała nadzieję, że nowy rok przyniesie jej jakąś przyjemną zmianę, bo powoli zaczynała już wariować od monotonii codzienności.
Nie miała tylko pojęcia, że za krótką chwilę jej świat miał się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni.
Janek przyszedł kilka minut później i już od progu dziewczynie wydało się, że coś było z nim nie tak. Może coś w jego postawie, a może nietęgi wyraz twarzy kazały Karolinie sądzić, że coś musiało się stać.
— Co jest? — zapytała bez ceregieli, a Tomaszewski zrobił taką minę, jakby wyrwała go z innego świata.
— A co ma być? — odburknął nieuprzejmie, ale Karol zbyt długo go znała, żeby brać to do siebie. Janek już taki był, na pozór burkliwy i wredny, ale w głębi duszy porządny facet.
 — No przecież widzę, że coś nie halo — odpowiedziała tylko przewieszając się przez kontuar i śledząc uważnie wzrokiem jak współpracownik chował pod blat swoją torbę, a wyciągał stamtąd przepaskę na biodra. Janek wzruszył ramionami i już jej się wydawało, że zbędzie ją tak jak zawsze, kiedy jednak zatrzymał się wpół kroku i spojrzał na nią jakoś uważniej.
Był początek tygodnia, nie było jeszcze czternastej i lokal świecił pustkami, dlatego spokojnie mogłaby się już zbierać do domu, gdyby nie fakt, że coś w minie Tomaszewskiego mówiło jej, że warto było jeszcze chwilę zostać w pracy…
— Też tak czasami masz, że już ci się wydaje, że łapiesz z kimś kontakt, a on, ta osoba znaczy się, nagle mówi coś, że wszystko bierze szlag? Jakby się miało do czynienia z dwoma różnymi osobami, taką która cię lubi i taką, która ma cię w dupie?
Zamarła. Czy też tak miała? Od czego by tu zacząć, Jasiu… Tego jednak nie mogła powiedzieć na głos, wzruszyła więc tylko ramionami.
— Mniej więcej wiem, co masz na myśli — potwierdziła dyplomatycznie.
— To jak… w jednej chwili jesteście tylko wy, po prostu dwójka ludzi, której na sobie zależy i która mogłaby spróbować być razem, a za chwilę wszystko się rozbija o oczekiwania społeczne, konwenanse i jakieś gierki. Po co to wszystko, nie można po prostu być ze sobą szczerym i powiedzieć, że się chce tego samego, w tym samym czasie?
Karolina ponownie zamarła. Nie wszystko do niej docierało, a serce biło jej tak szybko, że miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z klatki. Boże, czyżby naprawdę się doczekała? Aż jej się kręciło w głowie od nagłego przyspieszenia tętna.
— Masz rację, ludzie powinni sobie po prostu powiedzieć szczerze, czego od siebie chcą, w ten sposób wszystko byłoby łatwiejsze — zgodziła się z nim potulnie. Nawet nie była w stanie oderwać oczu o jego twarzy, wpatrywała się w niego zachłannie, spijając mu z ust każde słowo.
— Dziękuję! — odpowiedział, gestykulując przy tym żarliwie. — Właśnie tak. Po co się zastanawiać, czy związek może mieć szansę, po co spełniać jakieś głupie warunki, skoro pomiędzy dwójką ludzi jest po prostu chemia! — argumentował dalej i dziewczyna musiała przyznać, że już się trochę gubiła. Na początku, przez jedną głupią chwilę, była po prostu pewna, że mówił o nich, ale teraz… coś mocno ścisnęło ją za żołądek, a zaraz za tym poszła fala wstydu. Jasne, że sobie znowu dopowiedziała historię, której tam nie było. Była w Janka tak zapatrzona, że jej podświadomość wszystko traktowała jako znak. A tymczasem trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy… on leciał na jakąś inną laskę.
— Wiesz, chemia jest ważna — zgodziła się z nim, ale tym razem z o wiele mniejszym entuzjazmem. — Ale nie tak jak wzajemne zrozumienie i szacunek. Bycie na jednej płaszczyźnie — podsumowała markotnie.
— No tak — mruknął Janek nieobecnie. Kiedy spojrzała na jego profil zauważyła, że patrzył nieruchomo w przestrzeń.
Skorzystała z tego momentu, żeby dokładniej mu się przyjrzeć. Janek nie był zbyt wdzięcznym obiektem do wzdychania. Wiecznie naburmuszony, a kiedy przyłapywał ją na gapieniu się, dodatkowo robił miny. A już na pewno rzadko wyglądał tak jak teraz — spokojnie, zadumany, z rozluźnioną twarzą. Miło było na niego tak patrzeć, nawet jeżeli to było wszystko, co miała — skradzione chwile.
Postanowiła mu dać moment dla siebie i po cichu zmyć się z lokalu. Jej zmiana i tak się już kończyła, a w Kofiszocie nie było żywej duszy. Dopiero za jakąś godzinkę zaczną zbierać się ludzie, domagający się kofeiny po ciężkim dniu na uczelni czy w pracy, a teraz nie było sensu, żeby na zmianie siedziało aż dwóch baristów. Kiedy jednak wpisywała już swoje godziny na listę obecności, dzwonek przy drzwiach zabrzęczał, oznajmiając, że przyszedł klient i tym samym wybudzając Janka z letargu.
 — Poproszę dwa duże latte na wynos, ale jedno z mlekiem sojowym, a drugie zwykłe, z jakimś syropem. Jakie macie smaki? — zapytał chłopak po drugiej stronie lady, a Tomaszewski zaczął ze znudzeniem wymieniać, co mieli na stanie. Karolina spojrzała na niego na poły krytycznie a na poły z rozbawieniem. Gdyby przyznawali nagrodę za bycie najmniej przyjaznym baristą na świecie, Janek miałby ją jak w banku. Jego szczęście, że przez ten długi czas w Kofiszocie wypracował sobie całkiem dobrą technikę parzenia kawy, bo inaczej klienci raczej by nie znieśli jego kwaśnego tonu. Nawet teraz chłopaczek, który składał zamówienie wyglądał na mocno zirytowanego. Pewnie nawet przez głowę przeszło mu, żeby złożyć na Janka skargę, albo wystawić kawiarni negatywną opinię w necie, ale Karolina widziała to już zbyt wiele razy, żeby się przejąć. Za chwilę klient dostanie świetnie przyrządzoną, mocną, aromatyczną kawę i po prostu zapomni o tym, że barista był bucem, bo kofeina wynagrodzi mu wszystkie niedogodności. Za każdym razem tak było i za każdym razem ten schemat działał bezbłędnie. Janek skasował za kawy, a w międzyczasie dziewczyna sama zabrała się do parzenia espresso, żeby blondyn mógł je tylko odpowiednio przedłużyć mlekiem sojowym i zwykłym. Niby mogła go zostawić samego z zamówieniem, ale po prostu głupio by jej było być obok i nie pomóc.
Kiedy urażony klient zniknął już z lokalu, a dzwoneczek przy drzwiach ponownie zabrzęczał, tym razem sygnalizując jego zniknięcie, Karol sięgnęła po swój plecak. Nic tu było po niej.
— Zmywasz się już? — upewnił się Janek, a ona potwierdziła skinieniem głowy. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu i kiedy dziewczyna już faktycznie ruszyła się z zamiarem wyjścia, blondyn odezwał się ponownie. — Karolina, co robisz w sobotę? — zapytał poważnie.
— A co, potrzebujesz jakiejś przysługi? Z tego co pamiętam nie pracujesz tego dnia, więc chyba nie chodzi o zastępstwo? — dopytywała, nie wiedząc czego się spodziewać.
— Nie — odparł Tomaszewski. — Po prostu chciałem, żebyś ze mną poszła na imprezę — oznajmił jakby nigdy nic. — Na urodziny do mojego współlokatora — uściślił.
Karolina zamarła. Ponownie tego dnia poczuła jak serce zaczyna jej bić jak szalone a żołądek skręcać się nerwowo.
Niezależnie od tego, co myślała jeszcze chwilę wcześniej i tego, że łajała się w myślach za dopowiadanie sobie romantycznych historii do wszystkiego, co wiązało się z Tomaszewskim, nie było na ziemi i w niebie siły, która powstrzymałaby Karolinę Maciaszek od nagłego wybuchu nadziei.
— Serio? — zapytała — Jezu, jasne! — odpowiedziała od razu, nie dając koledze nawet dojść do głosu. — Jasne, że tak!
To było jak cholerne zrządzenie losu i spełnienie marzeń. Janek uśmiechnął się pod nosem.
— Już nie przesadzaj Karol, bo jeszcze uznam, że naprawdę nie masz co robić w weekendy — zakpił z niej delikatnie, ale ona nawet się nie przejęła. Bo jak mogła się przejmować, skoro już w tę sobotę czekała ją randka z chłopakiem, w którym była zadurzona po uszy?


***

17 listopada 2009 r.


Oskar od soboty nie miał z Błażejem żadnego kontaktu. Czuł się idiotycznie. Z jednej strony nie miał ochoty myśleć o tym, jak zakończyło się ich ostatnie spotkanie i rozważać, co on sam w związku z tym czuł, a z drugiej naprawdę się bał, że ich drogi miały się rozejść z takiego błahego powodu. Z Błażejem łączył go zawodowy związek i biznes mężczyzny w jakimś sensie był też jego przepustką do świata marketingu, a przynajmniej na to Oskar liczył. Poza tym, mimo iż siłownia na początku wydała mu się okropną torturą, w której nie odnajdywał chociażby krztyny sensu… teraz naprawdę mu się podobało. Ćwiczył już kilka razy, niektóre rzeczy pewnie nawet potrafiłby wykonać sam, ale w życiu nie dałby rady samodzielnie zaplanować i wykonać poprawnie całego treningu, więc na tym etapie potrzebował Błażeja. Zresztą, obaj się potrzebowali, bo bez niego Byczkowski nie miał szans na rozkręcenie interesu. Jego pomysłem na reklamę było wywieszenie w osiedlowej siłowni ogłoszenia pisanego długopisem. Jakby faktycznie liczył, że tam zaglądał ktoś, kto nie jest stukilowym koksem, który prędzej by zjadł swoje hantle niż przyznał, że potrzebuje pomocy w treningu. Bez Oskara w życiu nie uda mu się znaleźć klientów! Naprawdę więc szkoda byłoby tak urywać tę znajomość.
Niestety, pomimo że wiedział to wszystko, nie mógł się zdobyć, żeby wysłać do mężczyzny chociażby SMS. Za każdym razem, kiedy chwytał za telefon, w głowie miał pustkę. Nie wiedział co miał napisać, bo chyba spoko, że ostatnio prawie się pieprzyliśmy w miejscu publicznym, ale teraz pogadajmy o interesach, brzmiało średnio?
Zwlekał z tym tak długo, że to Byczkowski w końcu się odezwał. Pierwszy raz zadzwonił we wtorek rano, ale Oskar był właśnie na zajęciach, więc musiał go odrzucić, przez co zresztą poczuł się jak ostatni palant. Przez cały dzień na uczelni powtarzał sobie, że musi oddzwonić do mężczyzny w pierwszym wolnym momencie, cały czas jednak to odkładał. Dlatego kiedy Błażej zadzwonił tego dnia po raz drugi… Oskar zachował się podobnie. Tym razem nie miał nic na swoje usprawiedliwienie — był w domu, mógł swobodnie rozmawiać… więc dlaczego jego pierwszym odruchem było wyciszenie połączenia? Sam nie wiedział, czemu to zrobił. Przez chwilę patrzył w konsternacji na ciemny ekran swojej komórki, zastanawiając się czy to wyjdzie głupio, jeżeli poczeka na trzecie połączenie, ale w końcu wziął się w garść. Był dorosły i nie mógł zachowywać się jak dupek tylko dlatego, że prawie uprawiał z kimś seks i teraz miał z tym problem.
— Hej — odezwał się głos po drugiej stronie i czy tylko Oskarowi się wydawało, czy brzmiał nieco markotnie?
— Cześć… dzwoniłeś? — zapytał lekko nerwowo. Sam nie miał pojęcia dlaczego tak dziwnie się zachowywał, nigdy nie był zbytnio sentymentalny i nie łączył seksu z emocjami. Nawet jeżeli ostatnio Błażej delikatnie zatrząsnął jego światem, to nie powinien to być powód do takich przebojów.
— Tak. Możemy się spotkać? — zapytał Błażej rzeczowo, a Oskar głośno przełknął ślinę, dopiero po sekundzie zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie było to słyszalne na linii.
— Um, tak — odpowiedział, marząc, żeby brzmieć choć odrobinę pewniej.
— Może być za godzinę, na rynku, koło Mostu Jana? — dopytał Byczkowski, który dla odmiany brzmiał jak człowiek absolutnie pewny swego.
— Tak — powtórzył Oskar przez zaciśnięte gardło. — To pa? — niby zapytał.
— Cześć — odpowiedział Błażej i nie cackając się, rozłączył połączenie.
Okoye spokojnym spacerem miał na rynek około pół godziny, co oznaczało, że przez drugie pół miał siedzieć i się zastanawiać co dalej. Przezornie poszedł umyć zęby i po sprawdzeniu czy jego koszulka czasem aby nie przeszła potem, poszedł się przebrać.
Martwił się potencjalnym przebiegiem rozmowy z Błażejem. O czym mężczyzna chciał rozmawiać? Oskar miał nadzieję, że podchodził do sprawy pragmatycznie, jak on sam. Że zdarzył im się jakiś tam wyskok, ale mieli razem pracować, więc trzeba było to zakopać i po prostu iść dalej, niezależnie od tego jak bardzo niezręczne to było. Natomiast nie do końca wiedział, co miałby zrobić gdyby Błażej poruszył ten drugi temat — tego, co się stało ostatnio w szatni… bo prawda była taka, że Oskarowi to się podobało i to bardzo. W ułamku sekundy Byczkowski rozpalił w nim taki ogień, że byłby w stanie rżnąć się z nim chociażby i pośrodku siłowni. Dopiero kiedy Błażej opuścił pomieszczenie, a Oskar trochę przetrzeźwiał, dotarło do niego co i gdzie prawie zrobili, przez co zalała go fala zażenowania.
Nie to, żeby gardził szybkimi numerkami w miejscach publicznych, w innych okolicznościach nawet chętnie by to uskutecznił, ale tym razem sytuacja była zgoła inna. Czuł, że nawalił po całości. Bo… ponieważ… i tutaj Oskar miał blokadę. Naprawdę nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie powinien sypiać z Błażejem. Jasne, nie chciał związku, ale Byku też przecież nie. Dlaczego więc tak bardzo zaperzał się na samą myśl, że miałby mieć z nim jakiś łóżkowy układ?
Wytrzymał w domu jeszcze równo piętnaście minut. Piętnaście długich minut, podczas których siedział na skraju swojego łóżka, gotowy do wyjścia i patrzył się tępo w ścianę, bo nie potrafił wymyślić nic kreatywnego, na co mógłby spożytkować ten czas. Kiedy zdał sobie sprawę, że to po prostu z nerwów, zerwał się z miejsca jak oparzony i wyszedł z mieszkania. Specjalnie starał się iść przez miasto wolno, żeby nie pojawić się zbyt wcześnie, ale i tak był sporo przed czasem, dlatego kiedy Błażej przyszedł dobre kilkanaście minut po nim, mógł go już z daleka obserwować.
Trzeba było przyznać, że Byku był przystojnym mężczyzną. Miał bardzo harmonijną sylwetkę i poruszał się w charakterystyczny sposób, który zarezerwowany był tylko dla pewnych siebie samców. Pod takim facetem aż miło było leżeć…Oskar odgonił rozmarzone myśli, bo coś czuł, że w ten sposób to oni daleko nie zajdą. Albo zajdą, ale zupełnie nie w tym kierunku, o którym myślał Okoye.
— Hej — przywitał się, kiedy Byczkowski był już w zasięgu jego słuchu, a ten kiwnął mu głową w geście przywitania.
— Jesteś głodny? — zapytał jakby nigdy nic, a Oskar spojrzał na niego, ze zdziwieniem odkrywając, że faktycznie mógłby coś zjeść. — W Makwaku podają ponoć świetne pity z frytkami i sałatką w środku, bez mięsa. Nie jadłem, ale siostra mówiła, że są super.
— Masz siostrę? – zdziwił się Okoye, a Błażeja chyba z kolei zdziwiło, że chłopak akurat to wyłapał z jego wypowiedzi.
— Mam. I brata też — odpowiedział.
— Starszych czy młodszych? — podpytywał dalej chłopak.
— Oboje młodsi — wyjaśnił Byczkowski, patrząc na niego jakoś tak dziwnie, jakby chciał go rozebrać na części pierwsze, bo nie rozumiał, w jaki sposób działał. Jakby to mogło pozwolić mu w końcu ułożyć trudną układankę… — Wiesz, że to pierwszy raz, kiedy sam z siebie pytasz mnie o moje życie?
Oskar poczuł się zmieszany, ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać.
— Najstarszy z rodzeństwa… to tłumaczy czemu cały czas zachowujesz się jak przywódca stada — zakpił i nie czekając na odpowiedź od razu nawiązał do poprzedniego tematu — i jasne, może być Makwak.
Błażej już nie skomentował ani jego odbicia tematu, ani zmieszania. Zamiast tego zachował idealny spokój, jak zawsze zresztą, świadomie bądź nie, sprawiając, że i Oskar trochę się odprężył. Przy Byku na ogół tak było. Miał w sobie coś takiego, taką fajną cechę, że jego opanowanie udzielało się też innym a Oskar zazwyczaj czuł się przy nim trochę bardziej wyluzowany. Tak jak wtedy, kiedy poszli na burgery. Na początku Okoye spanikował, ale po kilku minutach rozmowy, całe nerwy po prostu uleciały. Wystarczyło, że Błażej zagadnął go o szkołę, czy o jego plany na przyszłość i siedział tak naprzeciwko niego, emanując spokojem, zadowoleniem i feromonami samca alfa.
Ruszyli razem do baru na końcu starówki i dopiero kiedy zamówili, Byku ponownie przerwał ciszę.
— Możemy iść zjeść do parku Podzamcze, jeśli masz ochotę?
— Jasne — zgodził się od razu chłopak, a potem ponownie zapadła między nimi cisza, ale nie było w tym nic krępującego. To było nawet zabawne, biorąc pod uwagę jak Oskar denerwował się przez ostatnie kilka dni z powodu Błażeja, skoro wszystko to odpuściło w momencie, w którym tylko znalazł się blisko niego.
Przeszli przez rynek i skręcili tuż przed biblioteką, żeby wyjść już w parku przy rzece. Przeszli ze dwie alejki w kierunku Zamku, zanim udało im się znaleźć w miarę czystą ławkę. Dookoła nich panowała idealna cisza, pewnie dlatego, że była końcówka listopada i mało kto spędzał czas na dworze, odmrażając sobie jaja... Zamiast zacząć od gadania, czego Okoye się trochę obawiał, zaczęli od jedzenia, bo fast foody powoli już stygły, a poza tym jedzenie zawsze poprawiało humor. Pita okazała się dość przeciętna, ale Oskar był jednak dwudziestoletnim chłopakiem, więc pochłaniał ją, nie roniąc ani jednego złego słowa w jej kierunku. Błażej natomiast jadł kebab i autentycznie wydawał się przeżywać z nim chwilę rozkoszy.
— Nie wiedziałem, że w ogóle jadasz takie rzeczy — powiedział w końcu Oskar, odrywając się od własnej porcji. Najpierw chciał to przemilczeć, ale po prostu zachwyt Byka wydawał mu się zbyt komiczny.
— Czasami, ale rzadko — wyjaśnił Błażej. — Wiesz, jeżeli przez większość czasu je się czysto i zdrowo, to jeden kebab raz na jakiś czas człowieka nie zabije. Ani od tego nie utyje ani nie osłabnę, a to jest po prostu takie zajebiście dobre…
Oskar prychnął w swoje frytki i pokręcił głową.
— Nawet nie wiesz, co tam jest — spróbował z niego zadrwić.
— Kawałeczki nieba… w czosnkowej chmurce — zaśmiał się od razu Błażej i przez chwilę było pomiędzy nimi po prostu tak… zwyczajnie. Swojsko.
— Słuchaj… — zaczął Błażej.
— Musimy… — powiedział Oskar, a oba te zdania zlały się, wypowiedziane w tym samym czasie. Uśmiechnęli się pod nosem i Oskar w końcu podjął decyzję za nich obu. — Ja zacznę. Chciałem tylko powiedzieć, że musimy porozmawiać o naszych wspólnych projektach i że nie chcę, żeby to się posypało, z powodu… no wiesz.
Błażej rzucił mu zdziwione spojrzenie.
— To się rozumie samo przez się, nie mam zamiaru wycofywać się z naszego układu. To nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
— Nie? — dopytał Oskar z zaskoczeniem. Z jednej strony odetchnął z ulgą, ale z drugiej zalała go fala paniki, bo odpowiedź Byczkowskiego nie pozostawiała wiele do domysłów.
— Nie — wyjaśnił. Patrzył przy na niego tak intensywnie, jakby chciał mu wejść do głowy i sam wyczytać stamtąd wszystkie odpowiedzi na niezadane jeszcze pytania. Oskar na ogół lubił, kiedy Byku na niego patrzył, ale teraz naprawdę poczuł się niepewnie. — Chciałem porozmawiać o nas. — Widząc, że Okoye wyraźnie się speszył, wyciągnął rękę na znak, żeby chłopak dał mu dokończyć. — Wiem, co powiesz. Nie ma nas, a ty nie chcesz, żeby coś się zmieniło. Ale nie wmówisz mi, że między nami niczego nie ma. Że nie było tego ostatnio, na siłce, albo że nie było tego podczas innych spotkań.
—Błażej… to nie… Ja nie… — urwał, nie wiedząc, co właściwie powiedzieć. Tego się właśnie bał. Błażej chciał konfrontacji, a on miał w głowie pustkę!
— Nie będę cię namawiał, zadam to pytanie tylko raz. Ale zastanów się dobrze, zanim odpowiesz, okej? — Oskar kiwnął głową na znak, że się zgadza.
Mężczyzna siedział na ławce obok niego, mocno się na niej rozwalając, jak rasowy król podwórka, a on sam zajmował tylko jeden jej brzeg, starając się wtopić w świat najbardziej jak się dało. Powiedzieć, że czuł się niezręcznie, to jak nic nie powiedzieć.
— Działasz na mnie jak mało to — kontynuował tymczasem Byku. — Chciałem to zostawić, ale to po prostu bierze nade mną górę, kiedy jesteś tak blisko. Umiem trzymać łapy przy sobie i jeśli chcesz, żebym się odpierdolił, to zrobię to i więcej nawet na ciebie nie spojrzę w ten sposób… ale zastanów się i kiedy będziesz odpowiadał, chcę, żebyś był pewien na sto procent. Czy ty naprawdę tego chcesz?
Kiedy w końcu padło to magiczne pytanie za milion punktów, Oskara aż zmroziło. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Z jednej strony jasne, że chciał, bo przecież sam o tym mówił, no nie? A z drugiej strony, jeżeli to definitywnie zamykało ich wątek, to czy on naprawdę był na to gotowy? Jedno to gadać, ale drugie to naprawdę wycofać się z tego, aż iskrzącego napięciem, flirtu.
Leciał na Błażeja, był tego świadomy. Prawdopodobnie z nikim do tej pory nie miał takiej chemii, bo wystarczyło, żeby mężczyzna go dotknął, a on już dostawał małpiego rozumu. Ale nie umiał odnaleźć się w żadnej relacji, a już na pewno nie długofalowej relacji, która jeżeli nawet nie będzie związkiem z definicji, to jednak będzie go szalenie przypominać, sądząc chociażby po tej scenie zazdrości, którą Błażej próbował mu wytoczyć ostatnio. A z trzeciej jeszcze strony, nie był typem filozofa. Seks się uprawiało, a nie gadało o nim jak jakaś pensjonarka, a to co teraz robili było idiotyczne.
— Słuchaj… to, co się stało ostatnio w szatni, chyba jasno pokazuje, że mamy chemię — zaczął w końcu niepewnie. — Ale ja się nie nadaję na chłopaka, ani nawet na przyjaciela z korzyściami. Jestem w tym beznadziejny — przyznał rozkładając ręce. — Nie wyobrażam sobie życia w monogamii, ani wysyłania ci smsów przed snem — wyznał rozbrajająco, a Błażej się zaśmiał. — To nam nie wyjdzie, bo nie może wyjść.
— Moglibyśmy spróbować, na własnych zasadach — wtrącił Błażej.
— Nie wiem — odparł Oskar po chwili, a Byczkowski… uśmiechnął się i spojrzał na niego zadowolony. — I z czego się tak cieszysz? — zapytał pewnie zbyt ostro, ale na Byku nie zrobiło to żadnego wrażenia, bo uśmiech nie schodził mu z ust.
— Bo nie powiedziałeś nie — oznajmił cały zadowolony z siebie, po czym wstał z ławki i wyrzucił opakowanie po żarciu do kosza na śmieci. — Nie musisz odpowiadać teraz — dodał, patrząc na niego z góry. — Spadam, a ty zastanów się i daj znać, jak będziesz wiedział już coś więcej.


_________________________


Cześć Wszystkim :) Jak mijają Wam święta? Mam nadzieję, że spokojnie i w zdrowiu.
Ja w tym roku z racji epidemii po raz pierwszy robiłam całą Wielkanoc u siebie w domu (dla rodziny, która mieszka w mieście, i z którą i tak się codziennie widujemy) i okazało się, że to strasznie dużo pracy, jak się nie ma do pomocy mamy i siostry ;)
W każdym razie święta mnie umęczyły i przeorały, a teraz to bym potrzebowała jeszcze kilku dni, żeby po nich odpocząć :D A jak u Was?
Mam nadzieję, że podoba Wam się nowy rozdział. Mogę tylko zdradzić, że powoli przeskoczyliśmy już połowę pierwszego tomu i już niedługo przyjdzie czas na zagęszczenie akcji. Możecie już zacząć obstawiać, czy Janek/Kuba w najbliższym czasie wykonają jakiś ruch w swoim kierunku, bo zdaje się, że chyba coś jest na rzeczy ;)
Poza tym moja beta myśli, że Karolina namiesza. A co Wy sądzicie? Karol to nachalna laska, czy zwykła zakochana dziewczyna, która nikomu źle nie życzy?
No i oczywiście Błażej i Oskar, moja wisienka na torcie w tym rozdziale. Błażej to jednak coś ma w sobie, że nawet ja do niego wzdycham. A Wy też tak macie? ;)
Czekam niecierpliwie na Wasze opinie ;)
Co do następnego rozdziału, to pewnie się przesunie, bo niestety przez święta nie miałam kiedy pisać i nie mam już nic w zanadrzu. Ale może jak dostanę odpowiedni doping, to zarwę noc czy dwie w tym tygodniu i się uda… kto wie ;)
Za betę oczywiście dziękuję Omlecikowi :* i korzystając z okazji jeszcze raz życzę Wam wszystkim zdrowia i spokoju ducha, refleksji i czasu dla siebie, samozadowolenia… lub po prostu przetrwania. Może teraz nie jest najlepiej, może dokucza Wam samotność, izolacja, brak rodziny. Może Was to wkurza lub frustruje… ale pamiętajcie, że po każdej burzy wychodzi w końcu słońce.


Komentarze

  1. Hej.rozdzial jak zawsze świetny. Błażej jest poprostu boski i nie widzę innej opcji jak on i Oskar i tu obstawiam że Oskar mam takie same myśli jak ja czyli pędzić do Błażeja i spożytkować z nim porządnie czas. jeżeli chodzi o Kubę to tak Szczeze ten jak cos coś palnie to nie wiadomo z której strony na niego spojrzeć ale co mi się podoba że Janek to wszystko analizuje i może coś do niego dotrze. I tu mosze podkreślić że jak Kuba wspomniał o osobie towarzyszącej dla Janka to pomyślałam o Karolinie ale wydaje mi się że ona coś tu namiesza albo zoabaczy że między Jankiem i Kuba jest jakaś chemia i spróbuję jankowi jakoś pomóc. Co do świąt to też siedziałam w domu z moja rodzinka z którą już koczujemy w domu od ponad miesiąca więc chyba nam by też się przydała chwila odetchnięcia i takiego powrotu do normalności no ale cóż zrobic co ma być to będzie i życzę ci dużo zdrówka bo to w tym czasie jest naprawdę ważne. I wiem że lekarze teraz każą dużo odpoczywać i się wysypać ale ja cię tak bardzo proszę napisz jak najszybciej następny rozdział nawet nie wiesz jak czytanie daje mi taką chwilowa odskocznię i mogę wtedy naładować sobie baterie .także pozdrawiam i trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Dziękuję za nowy rozdział, z radością wzięłam się za czytanie :D
    Mega budujesz napięcie w relacji Janka i Kuby. Te malutkie kroczki w rozwoju tej znajomości niesamowicie ekscytują i wywołują ciekawość co będzie dalej i kiedy w końcu chłopcy zostaną parą. Ciekawa jestem jak będzie wyglądała ta impreza urodzinowa... I aż jestem zaskoczona, że Janek tak bez problemu zgodził się na imprezowanie w mieszkaniu, bez żadnego marudzenia na hałas, gości i bałagan :O
    Rozbawił mnie ten wątek obsługiwania klienta przez Janka w kawiarni. I nazwanie Janka bucem :D
    Jeśli chodzi o Karolę to mam do niej pozytywne nastawienie. Mam wrażenie, że jest dobra dziewczyną, zauroczoną Jankiem, ale niepotrzebnie robi sobie nadzieję i będzie jej przykro kiedy się dowie, że Janek naprawdę nie jest nią zainteresowany... trochę mi jej szkoda.
    Błażej w tym rozdziale zaplusował :D fajnie, że zaproponował to wyjście na jedzenie Oskarowi i że zaczął rozmowę o ich relacji. Miło było czytać, jak się ucieszył, że Oskar nie powiedział nie. Mam nadzieję, że oboje dojrzeją z czasem i zdecydują się na związek
    Okropnie już męczy mnie obecna sytuacja, ograniczony kontakt z ludźmi i niepewność co będzie w przyszłości. Jednak takim promyczkiem Słońca w tym wszystkim są nowe rozdziały tego opowiadania, więc życzę Ci weny i fajnych pomysłów na rozwój treści :D A także zdrówka i wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za kolejny rozdział, akcja rozwija się interesująco. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały, życzę dużo weny i zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    trafiłam tutaj niedawno, przeczytałam niewiele, ale wiem że zostanę tutaj na długo... a każdy rozdział otrzyma ode mnie kilka słów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam i tęsknię. Czy wiadomo kiedy będzie rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno temu trafiłam na to opowiadanie, ale na innej stronie i był tam tylko prolog ... w dniu wczorajszym przypadkiem znalazłam je tutaj niezmiernie się cieszę i będę zaglądała. weny życzę

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz